– Wygląda, jakby przed chwilą zasnął – szepnęła.
– To jest najgorsze. Zawsze wydaje mi się, że lada chwila się obudzi. Pacjenci w stanie śpiączki wyglądają zupełnie inaczej.
– Powinieneś był mi powiedzieć. Mogłabym cię wtedy lepiej zrozumieć.
Mężczyzna zwiesił tylko głowę. Zbytnia wylewność nie leżała nigdy w jego naturze.
– Jakie są szanse, że z tego wyjdzie? – spytała. Daniel spochmurniał jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle możliwe. Megan przypomniała sobie słowa recepcjonistki o zaległych opłatach i zrozumiała, że znowu popełniła błąd.
– Niewielkie – szepnął zbielałymi wargami.
Megan zerknęła szybko najpierw na chłopca, a potem na jego ojca. Nie wiedziała, czy może podjąć ryzyko.
– Opowiedz mi o Neilu – poprosiła. – Jeździliście razem na ryby?
– O, tak. Niemal w każdy weekend. Poza tym graliśmy razem w siatkówkę dmuchaną piłką. Neil był…
– Jest – poprawiła go.
– Jest bardzo wysportowany. Poza tym zna się świetnie na komputerach. To naprawdę niezwykły szkrab.
– Mam nadzieję, Neil – Megan zwróciła się bezpośrednio do dziecka – że nam to wszystko pokażesz. Nie możesz przecież tak wiecznie leżeć.
Daniel zrozumiał, na czym polegała jej gra, i podjął ją. Jednocześnie patrzył z nadzieją na dziecko.
– Właśnie, Neil. Powinieneś wstać i pokazać tej pani, co potrafisz. – Umilkł i odwrócił twarz w inną stronę. – To beznadziejne. Nie słyszy nas. Początkowo lekarze prosili mnie, żebym próbował z nim „rozmawiać”, ale potem dali za wygraną:
Megan położyła dłoń na jego ramieniu.
– Nie poddawaj się – powiedziała. – Kiedy byłam w więzieniu, zawsze mówiłam sobie, że jest nadzieja. Że nie mogę spędzić tam całego życia.
– To co innego – westchnął, a następnie zorientował się, że strzelił gafę. – Przepraszam.
– Głupstwo. Nie poddawaj się, Danielu – powtórzyła, – Zaczekam na ciebie na zewnątrz.
– Chwileczkę.
Wziął jej rękę, a następnie położył na niej bezwładną dłoń chłopca. Sam z kolei podał swój nadgarstek Megan i ujął rękę Neila. Powstało coś w rodzaju trójkąta.
– W ten sposób mówiliśmy, że jesteśmy sobie bliscy – wyjaśnił. – Szkoda, że Sally… – urwał nagle i odwrócił twarz. – Neil ocalał dzięki niej. Osłoniła go własnym ciałem.
Megan poczuła, że coś ją ściska za gardło. Pogładziła Daniela po ramieniu, a następnie wyszła z sali. Zastanawiała się, co zrobić, żeby uniknąć gadatliwej recepcjonistki.
Daniel został sam z synem.
– Jest fajna, prawda? – powiedział do chłopca. – Na pewno ją polubisz. Powinieneś się tylko obudzić i to jak najszybciej.
Na próżno czekał na reakcję. Minutę. Pięć minut. Piętnaście. W końcu pochylił się, żeby pocałować syna, i wyszedł.
Megan czekała na niego przy samochodzie. Było dosyć zimno, więc chodziła tam i z powrotem, rozcierając ręce. Nie pomyślała o tym, żeby wziąć sweter, kiedy wyruszała z domu.
– Trzeba było poczekać w środku – powiedział, otwierając drzwiczki.
– Wolałam tutaj – stwierdziła. – Zabierz mnie do siebie.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytał. Skinęła głową w odpowiedzi.
Tej nocy kochali się spokojnie i czule. Tygrysica schowała pazury, chociaż w jej oczach wciąż pojawiały się żółte błyski. Chciała jednak być nie tylko kochanką, ale i pocieszycielką.
Kiedy się w końcu sobą nasycili, Daniel wyciągnął ramię, na którym oparła głowę. Leżeli tak przytuleni do siebie i wsłuchiwali się w nocną ciszę.
– Czy… – zaczął nieśmiało Daniel – czy nie mylę się, sądząc, że to, co się między nami dzieje… – urwał, szukając słów.
Megan spojrzała mu głęboko w oczy.
– Tak. Sama nie wiem, jak to się stało, że cię pokochałam – powiedziała po prostu.
– Och, Megan!
Wziął ją w ramiona i znowu zaczął całować. Poddała mu się, wyginając ciało w łuk. Wydawało im się, że są już zupełnie pozbawieni siły, ale najbliższe minuty dowiodły, że byli w błędzie. To, co się stało, znowu było inne i niezwykłe. Połączyli się jak dwie istoty, które w końcu, po długiej wędrówce, odnalazły cel. Kochali się spokojnie, a jednak wspaniale. To mogło trwać i trwać choćby całą wieczność.
W końcu jednak oderwali się od siebie. Daniel zasnął niemal natychmiast. Megan potrzebowała paru chwil, żeby zapaść w drzemkę. Pochyliła się więc nad kochankiem i pocałowała go lekko.
– To wszystko trwa zbyt długo – powiedziała. – Chcę już mieć moje dziecko i – spojrzała na śpiącego mężczyznę – męża. Nadeszła pora, aby zakończyć całą sprawę.
Jackson Grainger spojrzał na nią i zaczął mrugać oczami. W holu było znacznie ciemniej niż na zewnątrz.
– Kim pani jest? – zapytał.
– Nie chcesz chyba powiedzieć, że zapomniałeś o mnie?
– powiedziała stojąca w drzwiach kobieta. – Trzy lata to wcale nie tak długo. Pamiętasz? Mieszkałam tutaj.
Grainger cofnął się z przerażeniem, co pozwoliło Megan wsunąć się do środka.
– O, Boże! Słyszałem, że panią wypuścili, ale nie sądziłem, że będzie pani miała czelność się tutaj pokazać. Hola, nie zapraszałem pani.
– Ale już jestem w środku. – Megan zachichotała.
Minęła Jacksona i skierowała się do bawialni, którą znała aż nazbyt dobrze. Niewiele się tu zmieniło. Młody Grainger najwyraźniej nie zainwestował ani grosza w remont.
– Chciałam porozmawiać – ciągnęła. – Ciekawe, jak ci się będzie rozmawiać z morderczynią stryja?
Jackson rozluźnił się. Wciąż jej nie ufał, ale niczego się nie bał.
– To straszne, co pani zrobiła – powiedział.
Megan usadowiła się na sofie tak, żeby mógł widzieć jej długie, niezwykle zgrabne nogi. Nie pomyliła się. Jackson przełknął ślinę. W tej rodzinie słabość do pięknych kobiet była chyba dziedziczna.
– Wcale nie takie straszne. Zwłaszcza dla ciebie, co, Jackson? Mogłeś to potraktować jako przysługę.
Jackson przybrał minę skrzywdzonej niewinności, która jednak wcale do niego nie pasowała.
– To bardzo niestosowna uwaga. Megan uniosła brwi do góry.
– Ale za to trafna.
– Proszę wyjść.
– Jasne, że chciałbyś, żebym wyszła – powiedziała ze złośliwym uśmiechem. – I najlepiej poszła od razu do więzienia. Nic z tego, Jackson. Jestem wolna i teraz policja zacznie szukać nowych podejrzanych. Wiesz, kto jest następny na liście?
Grainger wciąż stał, nie bardzo wiedząc, jak ją potraktować.
– Niech mi pani nie grozi – zaczął.
– Pani, pani – obruszyła się Megan. – Zawsze mówiłeś mi po imieniu, mimo że prawie się nie znaliśmy. Czy dostanę wreszcie tego drinka, na którego mnie zawsze zapraszałeś?
Jackson Grainger uspokoił się trochę i podszedł do barku. Pierwszy szok już minął. Zrozumiał też, że nie pozbędzie się Megan tak łatwo.
– Co dla ciebie? – spytał.
– Chcę wódki.
Podał jej kieliszek, a sobie nalał szklaneczkę whisky.
– Mam alibi na tamtą noc.
– Mary Aymler nie jest najlepszym świadkiem – stwierdziła.
– Jest znakomitym świadkiem – odparł Grainger. – A poza tym jest jeszcze jej brat.
– Właśnie, on też uważa, że za mało im płacisz. I to tylko raz na trzy miesiące – powiedziała. – Zresztą przeceniają własną wartość. Gdyby ich przycisnąć, pogrążyliby i ciebie, i siebie.
Jackson Grainger zachłysnął się whisky. Przez dłuższą chwilę nie mógł dojść do siebie. Jednak Megan nie wstała, żeby mu pomóc.