Выбрать главу

– Nie dzwoń jeszcze – poprosił. – Na razie nie chcę nic wiedzieć. Sam nie wiem, jak to wytrzymam.

– Ależ, Danielu! Nie poddawaj się tak od razu.

– Nie wierzę w cuda.

– A ja tak – powiedziała z mocą. – Czyż to, że jesteśmy razem, nie graniczy z cudem?

Uśmiechnął się blado.

– Proszę, nie dzwoń, z powrotem na widełkach. Kiedyś była jeszcze słabsza niż Daniel, ale właśnie dzięki niemu odzyskała siły. Teraz musi zrobić wszystko, żeby on poczuł się mocny. Na tyle mocny, żeby stawić czoło nawet najgorszym wieściom.

Zrobiła herbatę, ale oboje nie mieli na nią ochoty. Siedzieli smętnie przy stole i patrzyli na kubki, z których unosiła się para.

– Może wolisz, żebym ja z nimi porozmawiała? – spytała cicho.

Pokręcił głową. Dziewczyna wstała z miejsca.

– Dobrze. Wobec tego pojedziemy tam.

Bała się, że Daniel odmówi, ale był potulny jak baranek. Zaprowadziła go do samochodu, a on chciał usiąść za kierownicą.

– Nie. Teraz ja – powiedziała, zabierając mu kluczyki. Nie protestował. W drodze do szpitala nie zamienili ani jednego słowa. Megan musiała skoncentrować się na jeździe, ponieważ dawno nie prowadziła, a Daniel patrzył bezmyślnym wzrokiem przed siebie. Tylko jego ściągnięte lekko rysy twarzy świadczyły o tym, że cierpi.

Kiedy stanęli przed szpitalem, Megan zaproponowała, że sama wejdzie do środka. Daniel jednak nie zgodził się na to.

– Poradzę sobie – powiedział. – To przecież mój syn. Ociągał się jednak przy wchodzeniu i Megan miała wrażenie, że najchętniej by zawrócił.

– Zawsze wiedziałem, że to musi się stać – mruknął, kiedy znaleźli się w środku. – Obiecaj tylko, że będziesz ze mną przez cały czas.

Ścisnęła go mocno za rękę na znak, że go nie opuści.

Recepcjonistka na ich widok wstała z miejsca. Nie była to jednak ta sama kobieta, z którą Megan rozmawiała wcześniej.

– Och, panie Keller! – wykrzyknęła. – Wszyscy jesteśmy tacy szczęśliwi. Zawsze pan wierzył, że się uda, prawda?

Daniel był na tyle zaszokowany, że po prostu nie przyjął tej informacji do wiadomości. Otworzył usta i patrzył tępo na recepcjonistkę. Megan natychmiast zrozumiała, co się stało, i zaczęła płakać z radości.

– Danielu! Słyszysz?! Neil się obudził!

– Obudził się? – powtórzył, próbując dopatrzyć się w tych słowach jakiegoś sensu. – Obudził?

– On żyje!

Poczuł, że robi mu się słabo. Na szczęście Megan czuwała. Nie było jej jednak łatwo podtrzymać wielkie, bezwładne ciało.

– Czy nie ma pani czegoś na uspokojenie? – spytała recepcjonistkę.

Kobieta pisnęła i pobiegła w głąb szpitala. W tym czasie Daniel opanował się już na tyle, że mógł stać o własnych siłach. Po jego twarzy spływały łzy.

Wkrótce na korytarzu pojawił się cały pochód, na czele którego szedł szpakowaty lekarz w białym kitlu i z bródką. Jedna z pielęgniarek przyniosła silny środek uspokajający.

– To wspaniały dzień – powiedział lekarz. – Nawet pan nie wie, jak się cieszę. Neil obudził się dziś przed południem. Czy ma pan tyle siły, żeby go zobaczyć?

Pielęgniarka chciała podać Danielowi środek uspakajający, ale on pokręcił głową. Wytarł łzy i spojrzał na lekarza.

– Chodźmy – powiedział tylko.

Pochód ruszył z powrotem, tyle że tym razem na jego czele kroczyli Daniel i Megan. Po chwili stanęli przed drzwiami oznaczonymi numerem piętnaście. Daniel drżącą dłonią nacisnął klamkę.

Weszli do środka. Chłopiec na łóżku miał zamknięte oczy.

– Zasnął. Jest trochę wyczerpany wrażeniami – wyjaśniła siostra czuwająca przy jego łóżku.

Daniel spojrzał na bladą twarzyczkę syna. Miał wrażenie, że nic się nie zmieniło od poprzedniego razu. Znowu zaczął się bać. Neil mógł przecież obudzić się tylko na chwilę, a później znowu popaść w śpiączkę. Nigdy by sobie nie darował tego, że nie znalazł się przy nim wtedy, gdy syn się ocknął.

Zdaje się, że lekarz również zaczął żywić te same obawy. Jego twarz z bródką wydłużyła się trochę.

– Proszę nas zawołać, gdyby potrzebował pan pomocy – powiedział i zaczął dawać znaki personelowi, żeby opuścił pokój.

– Nie trać nadziei – szepnęła dziewczyna, ale Daniel nie słuchał jej. Podszedł do syna i dotknął delikatnie jego twarzy.

– Neil, Neil! Nie rób mi tego! Obudziłeś się, a mnie nie było przy tobie.

Chłopiec nie dawał znaku życia. Leżał tak jak dawniej z zamkniętymi powiekami.

– Neil!

Zrozpaczony Daniel spojrzał na Megan, szukając pomocy. Jednak ona nie wiedziała, co robić. Dopiero po chwili wpadł jej do głowy szczęśliwy pomysł. Wzięła rękę Daniela i położyła ją na dłoni syna. Po chwili powstał „trójkąt miłości”, jak go nazwała w myśli.

– Danielu, patrz!

Chłopiec na łóżku rozchylił usta. Po chwili jego powieki powędrowały do góry.

– Cześć, tato – szepnął słabym głosem.

Megan, jak mogła najszybciej, uwolniła rękę i wyszła z pokoju. Przeszła do holu, gdzie trzy kwadranse czekała na Daniela. Kiedy znów się pojawił, wyglądał jak nowo narodzony.

– Rozmawiałem z Neilem – oznajmił rozradowany. – Był zupełnie przytomny. Niepotrzebnie wyszłaś.

– Dla ciebie od śmierci Sally minęły trzy lata, ale on musi się z tym jeszcze oswoić – wyjaśniła.

Daniel pokręcił głową.

– On wie. To była pierwsza rzecz, o jakiej mi powiedział. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale mam wrażenie, że przeżył te trzy lata na swój sposób, a Sally była z nim. Starała się nim opiekować, a teraz mi go zwróciła.

Daniel zamyślił się głęboko. Wszystko, co wiązało się z synem, wydawało mu się dziwne i tajemnicze.

– Zdaje się, że już niedługo będę mógł przedstawić mu jego przyszłą matkę – dodał po chwili.

W drodze powrotnej Megan przypomniała sobie o Tommym. Oczywiście cieszyła się z powodu Neila, ale w związku z tym jej rozłąka z synem wydawała się jeszcze bardziej dotkliwa. Daniel od razu odgadł, o czym myśli.

– Nie przejmuj się – powiedział. – Teraz już łatwo odzyskamy Tommy'ego.

Skinęła głową, ale bez przekonania. Wiedziała, że czeka ją długa rozprawa z mężem.

Gdy skręcili w następną ulicę, prowadzącą do domu Daniela, zobaczyli wielki, luksusowy samochód. Tuż przy nim kręciła się jakaś wyfiokowana kobieta ubrana w strój, który, jak się oboje domyślili, był ostatnim krzykiem mody.

– No, nareszcie przyjechaliście – powiedziała na ich widok.

– Kim pani jest? – spytała Megan.

– To Selena Bracewell – wyjaśnił Daniel, przypomniawszy sobie fotografię z biurka Andersona. – Miło mi panią poznać/Gratulacje z okazji ślubu.

– Ależ Danielu! – krzyknęła Megan.

Oczy mężczyzny śmiały się, a ona nie wiedziała, dlaczego. Wyglądało to tak, jakby nagle sprzymierzył się z Seleną, żeby ją pognębić. Jednak wzrok Daniela wędrował dalej, do zamkniętego samochodu.

– Dziękuję – powiedziała kwaśno nowa żona Briana. – Mam do was pewną sprawę.

Na czole Megan pojawiły się zmarszczki.

– Tommy! Czy coś się stało Tommy'emu?!

Selena pokręciła głową. Gdyby usunąć z niej cały puder, szminkę, lakier i Bóg wie co jeszcze, może nawet byłaby ładna. Niestety, zważywszy na ilość kosmetyków, których używała, to zadanie nie należałoby do najłatwiejszych.

– Nie, jeszcze nie – wycedziła przez zęby. – Ale musicie go sobie zabrać jak najszybciej. Inaczej na pewno coś mu się stanie.

Z tymi słowami otworzyła drzwiczki samochodu, w których ukazała się najpierw głowa, a potem cała sylwetka Tommy'ego. Matka i syn rzucili się sobie w ramiona.