— Jestem, Eistao.
— Tak, jesteś, Vaintè — było to czyste stwierdzenie, bez śladu emocji. Vaintè stała w milczącym oczekiwaniu, gdy Malsas‹ mówiła dalej.
— Na północy ustuzou są na tyle śmiałe, że zbliżają się do brzegu, gdzie mogą być odnalezione i wybite.
— Wiem o tym, Eistao.
— Czy wiesz także, że kazałam Stallan iść tam, zabić je?
— Nie wiedziałam o tym. Wiem jednak, że Stallan to pierwsza zabójczym ustuzou, jest w rym najlepsza.
— Rada to słyszę od ciebie, Stallan jednak myśli inaczej. Uważa, że brak jej umiejętności prowadzenia, bycia sarn'enoto w pogoni za ustuzou. Potwierdzasz to?
Musi dać właściwą odpowiedź. Kryło się w niej niebezpieczeństwo, nie mogła sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Vaintè odezwała się ze szczerością w ruchach, połączoną z pewnością zamiarów.
— Stallan ma wielką umiejętność zabijania ustuzou, wszyscy się od niej uczymy. Co do jej zdolności jako sarn'enoto — nie mnie o tym sądzić. Jedynie eistaa może uczynić kogoś sarn'enoto. Eistaa może sprawić, że przestanie nią być.
Tak to powiedziała. Bez buntu, próby sporu czy pochlebstwa, wyłącznie proste stwierdzenie faktu. Decyzja jak zawsze należała do eistai. Inne mogą doradzać, tylko ona podejmuje decyzje.
Malsas‹ spoglądała na nie obie w milczeniu. Stallan, jak zwykle, stała mocno jak drzewo, gotowa wypełnić otrzymane rozkazy. Nikt, patrząc na nią, nie uwierzyłby, iż może kiedykolwiek sprzeciwić się eistai. Skoro powiedziała, że nie potrafi służyć jako sarn'enoto, to dlatego tylko, że w to wierzyła.
Vaintè też nie protestowała przeciw rozkazom. Była tu, by je odebrać. Malsas‹ spojrzała na obydwie i podjęła decyzję.
— Ustuzou muszą być zniszczone. Jestem eistaa i mianuję Vaintè sarn'enoto, by doprowadziła do ich zniszczenia. Jak zamierzasz to osiągnąć, sarn'enoto?
Vaintè odłożyła na później myśli o zwycięstwie, zmusiła się, by nie okazać rosnącej w niej wielkiej radości. Potwierdziła, iż przyjmuje obowiązki i zaczęła mówić.
— Wszystkie ustuzou unikają teraz wybrzeża, gdzie zginęli ich pobratymcy. Kiedyś przybyła tam jednak horda i zastawiła na nas pułapkę. Gdy ujrzałam na wybrzeżu nową hordę, dostrzegłam ponownie zasadzkę. Oznacza to, że musimy zrobić dwie rzeczy: ominąć potrzask i zastawić na ustuzou własną pułapkę.
— Jak to uczynisz?
— Wyjdziemy z miasta w dwóch grupach. Pierwszą poprowadzi Stallan. Wyruszy na północ w łodziach, by napaść na ustuzou w ten sam sposób, jak to uczyniła kiedyś. Jej oddział spędzi na brzegu noc poprzedzającą poranny atak. Drugą grupę zabiorę na szybkich uruketo, trzymając się z dala od brzegu. Wylądujemy na północ od ustuzou i uderzymy nagle, nim dowiedzą się o naszej obecności.
Malsas‹ okazała zrozumienie, lecz nie ukrywała zdumienia.
— Pozbędziemy się przez to hordy ustuzou. Co jednak przeszkodzi innym ustuzou, które mogą się ukryć, przed zaatakowaniem nocą i wybiciem Stallan i jej fargi, gdy będą spały na plaży?
— Eistaa okazała swą mądrość w najważniejszej sprawie. Gdy ustuzou będą obserwować lądowanie Stallan na brzegu, dojrzą jedynie wyładowywanie mięsa i wody. Zapasy te zostaną otwarte dopiero po zmroku, odsłaniając naszą nową broń nocną. Zaraz potem Yilanè wejdą do szkolonych nocą łodzi. Gdy nastąpi atak, łodzie odpłyną; na plaży pozostanie tylko śmierć.
Malsas‹ zastanowiła się nad tym, potem skinęła głową.
— Zrób tak. To dobrze obmyślany plan. Widzę, że poświęciłaś mu wiele uwagi, Vaintè.
Była w tym przygana, iż Vaintè, nie znając jeszcze swej pozycji, układała plany. Vaintè przeszła nad tym do porządku. Była ponownie sarn'enoto — tylko to miało znaczenie. Ciągle opanowując swe podniecenie, przemówiła jak najspokojniej.
— Jest jeszcze coś, co dotyczy oddziału Stallan, o czym muszę ci powiedzieć. Rozwijając nocne bronie przekonałyśmy się, że zaledwie kilka Yilanè potrafi działać w ciemnościach, nawet przy światłach. To te specjalistki uwolnią broń, potem pójdą wzdłuż świetlnych znaków do łodzi. Reszta fargi będzie musiała pozostać na brzegu. Jeśli nastąpi atak, to bardzo możliwe, że wszystkie one zostaną zabite.
— To niedobrze — powiedziała Malsas‹. — Zginęło ich zbyt wiele.
— Wiem o tym, Eistao, chyba najlepiej ze wszystkich. Dlatego bardzo bym nie chciała być świadkiem dalszych śmierci fargi. Proponuję przeto, by zastąpić fargi Córami Śmierci. Te pasożyty naszego miasta powinny się na coś też przydać.
Malsas‹ z wdzięcznością przystała na tę propozycję, wnętrze jej dłoni zażółciło się z zadowolenia.
— Jesteś sarn'enoto, Vaintè, bo masz takie pomysły. Zrób to, zrób natychmiast.
— Przygotowania zostaną dziś zakończone, zapasy załadowane. Oba oddziały wyruszą o świcie.
Czasu było mało, lecz Vaintè układała plany od wielu dni, jeszcze wtedy, gdy nie wiedziała jak potoczą się jej losy. Pośpieszne przygotowania zostały zakończone dzięki skutecznemu działaniu wszystkich współpracujących Yilanè. Jedynie Enge sprawia kłopoty. Nalegała na rozmowę z Vaintè, była zdecydowana czekać, aż zostanie jej udzielone posłuchanie. Ku swemu zdziwieniu jej prośba została spełniona natychmiast.
— Co za rozkazy wydałaś, Vaintè? Co chcesz zrobić z Córami Życia?
— Jestem sarn'enoto. Tak się do mnie zwracaj. Enge cofnęła się — potem zrozumiała, że musi się pozbyć osobistej dumy.
— Najniższa do najwyższej, mówiłam pośpiesznie, sarn'enoto. Poinformuj mnie, proszę, o znaczeniu twych rozkazów.
— Zostaniesz wraz ze swymi towarzyszkami wysłana na północ w łodziach. Nie będzie się od was wymagało używania broni ani zabijania. Chcemy tylko, byście wspomogły wasze miasto.
— Jest w tym coś więcej. Nie powiedziałaś mi o wszystkich swych zamiarach.
— Nie, nie powiedziałam. Ani nie powiem. Zjadacie żywność Alpèasaku, chronicie się za tymi, które są gotowe umrzeć za Alpèasak. Gdy potrzebna jest wasza pomoc, zrobicie to, co wam się każe.
— Jest w tym coś złego, co mi się nie podoba. A jeśli odmówimy?
— I tak pójdziecie. W razie potrzeby w więzach, ale pójdziecie. Teraz odejdź ode mnie. Masz możliwość wyboru, choć twa decyzja nic mnie nie obchodzi. Zostaw mnie, mam wiele pracy.
Zdecydowanie Vaintè, jej obojętność na zdanie Cór, przekonało Enge, że zostaną one związane i załadowane, jeśli nie posłuchają rozkazów. O brzasku Córy Życia pracowały nad załadunkiem zapasów na łodzie, potem wsiadły same bez żadnych sprzeciwów.
Vaintè upewniała się osobiście, czy zabrano wszystkie nocne osłony, lecz odwróciła się natychmiast, gdy podeszła do niej Stallan z plikiem zdjęć między kciukami.
— To zamówione przez ciebie powiększenia, sarn'enoto.
— Przeglądałaś je? Jest w tej hordzie? Ruchy Stallan były dwuznaczne.
— Jest jedno stworzenie, które może nim być, lecz wszystkie noszą futra, wszystkie wydają mi się jednakowe.
Vaintè sięgnęła po zdjęcia i przeglądała je szybko, rzucając po kolei na ziemię, aż znalazło to, które chciała. Uniosła zdjęcie w triumfalnym geście.
— Tu, to na pewno Kerrick! Futro mu urosło, jak powiedziałaś, ale to jego twarz, trudno się pomylić. Jest tam, na brzegu, nie ucieknie. Wiesz, co masz robić?