Myśląc o tym wszystkim, dotknął drewnianej skrzynki, którą zabrał z doliny. Wewnątrz był kamień z zawartym w nim ogniem. Z ogniem mogą tego dokonać — dokonają tego. Z tym przekonaniem, którego trzymał się teraz kurczowo, położył się na boku i zasnął.
— Wróciły pierwsze z wysłanych przez nas ptaków — powiedziała Vaintè. — Zbadano zdjęcia i sądzimy, że horda ustuzou znad brzegu jest już blisko gór, daleko na północy.
— Jesteś pewna? — spytała Malsas‹.
— Nigdy nie można mieć pewności w sprawach ustuzou, bo te stwory są bardzo do siebie podobne. Wiemy jednak, że nie ma ich już na plaży, ani też żadna ich horda nie przebywa na południu.
Stallan stała z tyłu, słuchała w milczeniu. Nie znaleziono żadnej hordy, to prawda. Ale co znaczy to wszystko? Coś w tym wszystkim się nie zgadza. Przeczuwała to zmysłem łowczyni, lecz nie wiedziała, skąd bierze się to przeczucie. Malsas‹ nie myślała jak łowczyni, lecz nieświadomie również podzielała jej niepokój.
— Nie rozumiem. Dlaczego te bestie wykonały tak długi marsz nad morze, by potem odejść niemal natychmiast? Vaintè poruszeniem wyraziła niepewność.
— Polowały, by zdobyć zapasy żywności na zimę. Łowiły ryby.
— Mało miały czasu na polowanie — powiedziała Stallan.
— Właśnie — dodała Malsas‹. — Z jakiego więc powodu tak postąpiły? Myślą logicznie — czy tylko biegają w kółko jak zwierzęta? Trzymałaś jedną bestię długi czas, Vaintè, musisz to wiedzieć.
— Myślą. Planują. Mają zwierzęcy spryt, który może okazać się bardzo niebezpieczny. Nie wolno nam nigdy zapomnieć o tym, jak zabiły fargi na plaży.
— Twoje ustuzou uciekło, prawda? — spytała Malsas‹. — Było z tą hordą na wybrzeżu?
Vaintè odparła jak najspokojniej:
— Tak sądzę. Jest niebezpieczne, bo oprócz zwierzęcego sprytu ustuzou ma też trochę wiedzy Yilanè.
A więc Malsas‹ ją śledziła, wiedziała o zainteresowaniu powiększonymi zdjęciami. Można się było tego spodziewać, sama postąpiłaby podobnie.
— To stworzenie musi zostać zniszczone, jego skóra musi zawisnąć na cierniach.
— Pragnę tego samego, Eistao.
— Co więc zamierzasz?
— Mimo że chciałabym ujrzeć ich koniec, za ważniejsze uważam zabicie wszystkich ustuzou. Wynik będzie ten sam. Zginą wszystkie, zginie i ono.
— To mądry plan. Jak się zabierzesz do wprowadzenia go w życie?
— Z pozwoleniem Eistai chciałabym wszcząć trumal, który całkowicie zlikwiduje to zagrożenie.
Malsas‹ wyraziła zarówno pochwałę, jak i wątpliwość. Jak wszystkie inne w czasie młodości spędzonej w oceanie brała udział w trumalu — kiedy to łączyły się w różne efenburu i współpracowały harmonijnie w jednym celu. Nieraz ławica kałamarnic była za wielka dla jednego efenburu. Gdy atakowały ją trumalem, zawsze kończyło się to pełnym sukcesem. Żadne zwierzę nie uchodziło żywe.
— Rozumiem twoje wątpliwości, Eistao, lecz to konieczne. Od miast Entoban* musimy otrzymać więcej fargi. Więcej uruketo, więcej broni. Wtedy pod koniec wiosny wyruszymy na północ, lądem pójdziemy na zachód. Zabijemy wszystkie. Przed końcem lata osiągniemy góry i skręcimy na południe, w stronę ciepłego morza. Przez zimę będziemy otrzymywać zapasy. Z nadejściem następnej wiosny uderzymy na zachód gór. Do kolejnej zimy wytępimy ten gatunek ustuzou. Nie zostanie ani jedna para, by się mogły rozmnażać w jakimś ciemnym, śmierdzącym miejscu. Uważam to za konieczne.
Malsas‹ zaakceptowała to, przyjęła. Nadal jednak trapiło ją, czy ten ambitny zamiar da się w pełni zrealizować. Czy jest wykonalny? Spojrzała na model, pomyślała o ogromnych przestrzeniach, o zapełniających je ustuzou. Czy rzeczywiście zostaną wszystkie wytępione?
— Muszą zginąć, wszystkie — odpowiedziała głośno na własne pytanie. — To konieczne, nie ma innego wyjścia. Ale czy uda się tego dokonać już przyszłego lata? Czy nie lepiej wysyłać mniejsze oddziały, dopadać i niszczyć te hordy, które odnalazłyśmy?
— Ukryją się. Pójdą na północ w zamarznięty kraj, gdzie nie będziemy mogły ich ścigać. Wolałabym dokonać tego tak, jak mówiłam. Armia fargi, przeczesanie lądu i koniec z zagrożeniem.
— Co sądzisz, Stallan? — spytała Malsas‹, zwracając się do nieruchomej, milczącej łowczyni. — Jesteś zabójczynią ustuzou. Czy plan zaproponowany przez Vaintè spełni swój cel? Czy mamy się go podjąć?
Stallan spojrzała na ogromny model, uporządkowała myśli, by wyrazić je jasno.
— Jeśli wykonamy trumal, ustuzou zginą. Tylko nie wiem, czy zdoła się zgromadzić dostateczną po temu siłę. Nie rządzę, więc nie mam pojęcia. Mogę tylko powiedzieć, że przy odpowiednich siłach trumal się powiedzie.
Zapadła cisza, w której Malsas‹ rozważała wszystko, co zostało powiedziane. W końcu oznajmiła swe zdanie będące rozkazem.
— Trumal, sarn'enoto. Zniszcz ustuzou.
ROZDZIAŁ XXXI
— Wybacz, że mało ważna przeszkadza tak znaczącej i ciężko pracującej — powiedziała Krunat, podchodząc niepewnie do Vaintè.
Stała ona przed modelem Gendasi*, skupiona i zatroskana, pochłonięta myślami o zbliżającym się natarciu. Powitała intruza automatycznie, dopiero po chwili ją poznała. Spotkały się już, tak, to Krunat, przejęła po Sòkain zadanie planowania rozwoju miasta. To jej asystentki zbudowały ten model Gendasi*, a Krunat pomagała w planowaniu. Stała teraz przed Vaintè, pokorna niby najniższa fargi. Była znakomitą projektantką, choć zbyt mało się ceniła. Vaintè z trudem oderwała się od planu wyprawy i zmusiła do serdeczności. Nie chciała okazać zniecierpliwienia, mimo że jej przeszkadzano.
— Rozmowa z Krunat to zawsze zaszczyt. Jak mogę ci pomóc? Krunat położyła przyniesione przez siebie zdjęcie, okazując nieśmiałość każdym ruchem.
— Po pierwsze, jestem niewymownie wdzięczna, Vaintè, za rozwinięcie techniki zdjęć ptasich. Ma to ogromne znaczenie dla planowania i rozbudowy miasta. Wdzięczność moja nie ma granic.
Vaintè pozwoliła sobie jedynie na zwięzły znak przyjęcia podziękowań, nie chciała okazać rosnącego rozdrażnienia. Krunat, mówiąc powoli, rozkładała zdjęcia.
— Na północ od Alpèasaku są bory sosnowe, lecz gleba jest tam słaba, piaszczysta. Rozważałam doprowadzenie kanałów, by ją nawodnić, przy okazji stworzyć topieliska dla dużych zwierząt pokarmowych. Dlatego mamy wiele zdjęć tego terenu, oczywiście dla ciebie zupełnie nieciekawych. Chyba, że zainteresuje cię to jedno. Nie jest, być może, wiele warte, ale zajmujemy się miejscowymi formami życia, ich ewentualnym wykorzystaniem, powiększyłam je więc …
Irytacja Vaintè wzrosła tak bardzo, że choć nie okazała tego w słowach, wyładowała złość, wydzierając brutalnie zdjęcie z kciuków Krunat. Projektantka skurczyła się ze strachu.
Jedno spojrzenie zmieniło całkowicie nastrój Vaintè.
— Dobra Krunat — powiedziała ciepło — słusznie zrobiłaś, że je przyniosłaś. Czy możesz mi pokazać na modelu, gdzie zrobiono to zdjęcie? Gdy Krunat podeszła do modelu, Vaintè ponownie przyjrzała się zdjęciu. Ustuzou, nie było wątpliwości, trzymając w jednej łapie kij z kamiennym końcem. Ta głupia coś dukała o ważności.
— Tu, Vaintè, w pobliżu tego miejsca.
Tak blisko! To tylko jedno ustuzou, zwierzę, lecz jego obecność tak daleko na południu jest zastanawiająca. Nawet niepokojąca. Mogą być i inne. Te stworzenia wymordowały Yilanè niedaleko miasta. Przywołała do siebie fargi.
— Natychmiast sprowadź tu łowczynię Stallan. A ty, mądra Krunat, przyjmij podziękowanie ode mnie i od Alpèasaku. Po tych stworzeniach nie można się spodziewać niczego dobrego, musimy się strzec.