Выбрать главу

Oblężenie trwało wiele dni. Najeźdźcy znaleźli się w sytuacji lisa, który zagnał w kąt królika i nagle okazało się, że bezbronna rzekomo ofiara ma ostre kły i pazury. Jakkolwiek by było, pewnego dnia mieszkańcy miasta spojrzeli z murów i nie zobaczyli nikogo, tylko czarne ślady po ogniskach, porzucone maszyny oblężnicze i stosy trupów…

Wstrzymałam oddech, zdając sobie sprawę, że spoglądam ze strzelnicy na opuszczone pole boju, lecz trzęsę się na wozie, jadącym zabłoconym, jesiennym traktem. Coś mnie ściskało za gardło. Cóż począć, aktorka powinna być trochę uczuciowa… Luar zamilkł, policzki mu płonęły, oczy błyszczały. Pomyślałam mimochodem, że młodzieniec mógłby być niezłym aktorem, a w ostateczności znakomitym gawędziarzem.

Flobaster z zakłopotania strzelił batem nad głową naszej pstrokatej szkapiny. Uśmiechnęłam się do wzruszonego młodzika.

– Takim ojcem… można się chlubić. Pańska matka jest na pewno najszczęśliwszą z kobiet, prawda?

Zaciął się, dumając zapewne, czy wypada powiedzieć nam o tym, co mu się cisnęło na usta. Walczył ze sobą i zdawało się, że zwycięży, w końcu jednak nie wytrzymał.

Jego matka, jak się okazało, miała za młodu poważne kłopoty. Była aresztowana i nieomal skazana na śmierć za nie swoje winy. Oliwy do ognia dolewali słudzy Zakonu Łaszą, zwłaszcza pewien zakonnik, Fagirra. Egert wystąpił jako świadek na procesie. Zdołał dowieść niewinności przyszłej matki Luara, potem zaś zabił w walce Fagirrę. Wszystko to wydarzyło się niedługo po Czarnym Morze. Kiedy ludzie zrozumieli, że mnisi wywołali zarazę, nastąpił pogrom, którego tenże mnich padł pierwszą ofiarą.

W trakcie opowieści Luara w mojej głowie zrodził się szalony na pozór, lecz niezwykle pociągający plan.

Nawet Flobaster osłupiał, kiedy, zacinając się z lekka, wyłożyłam swą propozycję. Luar omal nie wypadł z siodła. W pierwszej chwili wystraszyłam się, że się obraził.

– Ale – wydusił z niedowierzaniem – pani to tak… na poważnie?

Poczułam przypływ odwagi. Im bardziej będzie to serio, tym lepiej, stanie się gwoździem programu i pamiątką na wiele lat. Powinno uradować pana Egerta, jeśli tylko panicz Luar uzna, w co głęboko wierzę, że w scenicznej sztuce nie ma niczego uwłaczającego, nawet dla takiego wielmoży. To przecież tylko gra, zabawa, udawanie, które ma rozweselić panicza.

Wyraźnie miał wątpliwości. Wtedy przyszedł mi w sukurs Flobaster. Pamiętał mnóstwo spektakli, w których role heroiczne grali prawdziwi arystokraci, książęta i baronowie… Panicz Luar jest obdarzony wrodzonym wdziękiem, trzeba tylko znaleźć odpowiedni temat… Wtedy zaproponowałam temat. Młodzieniec zamrugał powiekami, próbując powstrzymać usta rozciągające się w szerokim uśmiechu, jeszcze trochę się wahał, w końcu wyraził zgodę.

Podmiejska rezydencja Sollów okazała się rozległym domostwem przyjemnie umieszczonym na brzegu wąskiej rzeczułki. Wynajęci służący przypiekali mięso na rożnie pod gołym niebem. Mucha, czując jego zapach, nie był w stanie myśleć o niczym innym oprócz jedzenia. Flobaster musiał mu przypominać, że nie zapracowaliśmy jeszcze nawet na kęs chleba, więc trzeba najpierw ustawić scenkę, rozwiesić zasłony i przygotować się do przedstawienia.

Jednakże dobry pan Egert sam pomyślał o tym, bez podpowiedzi Muchy, że aktorów trzeba nakarmić. Uśmiechnięta służąca przyniosła nam dwa spore kosze. Flobaster pozwolił nam zjeść tylko połowę smakołyków, ponieważ „z pełnym brzuchem źle się pracuje”.

Mieliśmy sporo widzów. Dzięki Luarowi dowiedziałam się, że byli wśród nich dwaj wykładowcy uniwersyteccy z żonami, staruszek rektor, a także grupa mieszczan, zapewne weteranów oblężenia. Goście bawili się jak umieli. Soll był duszą towarzystwa i wszystkie obecne kobiety, damy i służące, wprost pożerały go oczami.

Złapałam się na tym, że spoglądam na Jasnowłosego Pana już innym okiem. Gdy dostałam od niego monetę, widziałam w nim tylko przystojniaka, łakomy kąsek z cudzego stołu, a teraz stał przede mną człowiek zrywający głos na zamkowej wieży, powiewający zamiast flagi koszulką swego małego synka…

Ponownie uradowałam się swym szczęśliwym pomysłem. Niech nawet pozostanę dla Solla tylko zabawną dziewczyną, aktorką jakich wiele, ale w każdym razie podaruję mu Sztukę o Egercie i Torii.

Matkę Luara widziałam tylko z daleka. Wydała mi się bardzo piękna i dumna zarazem. Jedno spojrzenie, rzucone przez Egerta na żonę, świadczyło o tym, że wszystkie nadskakujące mu damy nie mają żadnych szans.

Hałaśliwa dziewczynka pod opieką niani okazała się młodszą siostrą Luara. Zdumiałam się różnicą wieku pomiędzy nimi. Małą nazywano Alaną. Niesamowicie ciekawiły ją nasze wozy, konie, kufry i suczka. Najchętniej spędziłaby z nami cały wieczór, lecz stara opiekunka zabrała ją na kolację, a potem zaprowadziła spać.

Podwórzec, otoczony kamiennym murem, okazał się idealnym miejscem dla naszych podestów. Mucha walił młotkiem, jak kowal. Ja i Gezina przebierałyśmy w kostiumach, przygotowując stroje do nowej pantomimy. Luar zaglądał co chwila za kurtynę. Po twarzy błąkał się mu niepewny uśmieszek, w którym czaiła się ciekawość.

W nowej pantomimie chciał odegrać, naturalnie, rolę swego ojca. Długo musiałam mu wyjaśniać, że pozytywni bohaterowie spektaklu mają twarze zakryte maskami, a z odkrytą twarzą występuje tylko złoczyńca. Niech więc sam wybiera: wystąpi w masce, żeby rodzice nie poznali go od razu, czy też zaryzykuje zagrać rolę złego Fagirry?

Długo i ciężko nad tym się zastanawiał, lecz tak, jak podejrzewałam, nie chciał kryć twarzy pod maską. To przecież tylko zabawa, stwierdził, jakby się tłumacząc. W sztuce Fagirra nie jest aż takim łotrem, jakim był w realnym życiu. To tylko zabawny żarcik… Wszyscy byli usatysfakcjonowani jego wyborem, oprócz Fantina, któremu odebrał chleb.

Goście powoli przechodzili zza stołu na podwórze. Ukłoniliśmy się w odpowiedzi na grzecznościowe oklaski i zagraliśmy Farsę o rogaczu, Trirusa prostaka i Chciwą pastuszkę.

Setny raz przyszło mi obserwować, jak obca, obojętna publiczność staje się wesoła i oswojona. Tego wieczoru owa metamorfoza dokonała się bardzo szybko.

Nawet stareńki rektor wplatał w ogólne śmiechy swoje dźwięczne „hi, hi”. Grupa mieszczan prędko okazała się gromadą naszych wielbicieli. Zaróżowiły się policzki żon profesorów, a ich mężowie pohukiwali nie gorzej od swych studentów. Dawało nam to impuls do większych starań, jakbyśmy pracowali nie dla pieniędzy, lecz jedynie dla powszechnego zadowolenia. Nawet Gezina wzniosła się na szczyty swoich możliwości, a Flobaster dosłownie przechodził samego siebie.

Egert Soll śmiał się jak szalony, jego małżonka także się uśmiechała. Siedzący w pierwszym rzędzie Luar nerwowo skubał brzeg kurtki, męcząc się w oczekiwaniu pantomimy.