Выбрать главу

– Do licha, Charlie, jestem słaby jak kociak.

– Barbara chce, byś został, póki nie odzyskasz choć trochę sit – odparł jego brat. – Potem będziesz musiał rozeznać się w sytuacji, zanim wyruszysz na północ.

– A ty nie musisz? – zapytał Patrick.

– Wiem to, co wiedzieć powinienem. Oddziały króla poniosły wczoraj klęskę. Podejrzewam, że kuzyn uciekł, gdyż zawsze potrafił wymknąć się z pułapki, lecz uciec to jedno, a zachować wolność to coś zupełnie innego. Będzie musiał wykorzystać cały swój spryt. Ludzie Cromwella będą go szukali, na pewno wyznaczona zostanie też olbrzymia nagroda. Muszę udać się do Francji, powiedzieć królowej to, co wiem, i upewnić naszą matkę, że jestem bezpieczny, wszyscy jesteśmy bezpieczni. Gdybym został pojmany, ludzie Cromwella nie zawahaliby się ogłosić, że schwytali Charlesa Stuarta. I nawet nie byłoby to kłamstwo. Nikt by się nie pofatygował wspomnieć, że chodzi nie o króla, ale o jego kuzyna, i rojaliści upadliby na duchu. A choć w końcu sprawa by się wyjaśniła, i tak przysporzyłoby to królowi kłopotów. Muszę zatem wyjechać. Podaj mi rękę, braciszku. Nie wiem, kiedy znowu się zobaczymy, lecz taki dzień nastąpi. Mam przekazać mamie uściski od ciebie?

Patrick skinął głową.

– Powiedz jej o Flannie i dziecku – poprosił. – Z Bogiem, Charlie. Spróbuj nie dać się zabić.

– Nic mi się nie stanie – obiecał Charlie, a potem uścisnął po raz ostatni dłoń brata i wyszedł.

Patrick poczuł, że po policzkach płyną mu łzy, otarł je więc niecierpliwie. Gdyby ta przeklęta kobieta go nie postrzeliła, on też mógłby dziś wyruszyć. Tymczasem wszystko go bolało, poza tym wyczerpanie zbyt szybką podróżą i przeżyciami, jakich zaznał w Worcester, również dawało o sobie znać. Niezdolny się powstrzymać przymknął powieki i zapadł znów w sen. Gdy się obudził, słońce znikało właśnie za okrytymi purpurą zachodu wzgórzami, widocznymi przez okno sypialni. Barbara, siedząca dotąd przy niewielkim kominku, wstała i podeszła do łóżka.

– Jak się czujesz, Patricku Leslie? – spytała i położyła mu dłoń na czole. – Gorączka spadła. Doskonale! Dobrze się spisałam, usuwając kulę.

Uśmiechnęła się olśniewająco i Patrick po raz kolejny uświadomił sobie, jak jest śliczna.

– Lepiej niż rano – odparł. – Charlie naprawdę odjechał, czy to mi się przyśniło?

– Twój brat wyjechał. Przez cały dzień nie widzieliśmy żywej duszy. To może się jednak zmienić, dlatego chciałabym, byś był przygotowany. Choć nie spodziewam się wizyty, mój przyjaciel purytanin może jednak się zjawić. Wtedy najlepiej byłoby zamknąć cię w kryjówce dla księdza. Kiedy poczujesz się na siłach wstać, pokażę ci, gdzie się ona znajduje. Byłoby lepiej, gdybyś nie wychodził z domu, lecz jeśli ktoś zdybie cię na zewnątrz, powiem, że jesteś Paddy, stajenny, przysłany przez pana Becketa z Queen's Malvern. Słyszysz, lecz jesteś niemową. Gdy książę odprawił służbę i wyjechał z Anglii, panu Becketowi zrobiło się żal kaleki i przysłał cię tutaj, gdyż wiedział, że potrzebuję kogoś do pomocy. Musisz udawać niemowę, gdyż akcent natychmiast by cię zdradził, a wtedy nikt by nie uwierzył, że nie walczyłeś u boku króla.

– Powinienem wyjechać jak najszybciej – powiedział Patrick. – Byłaś dla mnie bardzo uprzejma, ale nie chciałbym narażać bliskiej przyjaciółki brata, która tak gościnnie nas przyjęła.

Barbara parsknęła śmiechem.

– Nie aprobujesz naszego związku, prawda, panie? Przykro mi, gdyż Charlie i ja znamy się od dzieciństwa. Nie mogę dopuścić, byś naraził się na niebezpieczeństwo, wyruszając zbyt wcześnie.

Twoje ramię musi choć trochę się zagoić, trzeba też będzie się dowiedzieć, jak wygląda sytuacja. A teraz, jeśli zdołasz wstać, zjemy kolację na dole. Musisz być bardzo głodny. Kiedy ostatnio jadłeś?

– Nie pamiętam – odparł, czując się nieco winny, że był wobec niej tak szorstki. Usiadł i spuścił z łóżka długie nogi. Przez chwilę kręciło mu się w głowie, jednak zawroty szybko ustąpiły. Posiedział przez chwilę, a potem wstał. Choć ramię bolało jak diabli, poza tym czuł się nieźle.

– Lucy przyrządziła pyszną pieczeń. Zapach dobiega aż tutaj – powiedziała Barbara z uśmiechem. – Chodźmy więc. Jeśli zrobi ci się słabo, wesprzyj się na mnie.

Zeszli powoli po schodach. Barbara wprowadziła Patricka do niewielkiej jadalni obok saloniku, wskazując miejsce przy stole. Stara służąca wniosła półmisek z wołową pieczenia. Na stole przygotowano już chleb, masło i ser, był też pieczony kurczak. Sługa nie zapytała Patricka o zgodę, lecz napełniła mu talerz i poleciła, by jadł. Spostrzegł, że Barbara uśmiecha się dyskretnie. Gdy opróżnił talerz, przyniosła mu słodki jajeczny sos i trochę truskawkowego dżemu. Zjadł deser łapczywie, popijając czerwonym winem, pochodzącym, jak się domyślił, z winnic jego rodziny w Archambault. W końcu odsunął się od stołu.

– Stara dobrze gotuje – zauważył.

– Ma na imię Lucy – poinformowała go Barbara. – Jadłeś z apetytem, a to dobry znak. Przepraszam jeszcze raz za to, że cię postrzeliłam. Nie spodziewałam się gości, a już na pewno nie Charliego. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Wino sprawiło, że nastrój Patricka znacznie się poprawił, poza tym: nie jemu oceniać brata i Barbarę, uznał. Charlie był przecież, jak sam zauważył, Stuartem, a ich apetyt na życie był w Szkocji powszechnie znany.

– Nie mogłaś poczekać, aż się przedstawimy? – zapytał.

– Gdybym nie zaczekała, już byś nie żył – powiedziała. – Celowałam w serce.

– Kiepski z ciebie strzelec – zauważył z uśmiechem. – Niech Bóg ma nas w opiece, kiedy kobieta chwyta za strzelbę. Gdybyś była moją żoną, byłbym już martwy, gdyż Flanna świetnie radzi sobie z łukiem. Tak, wybaczam ci, Barbaro Carver. Doskonale się mną zaopiekowałaś i jeszcze lepiej nakarmiłaś.

– Jesteś zupełnie inny niż Charlie – zauważyła.

– Owszem – przytaknął. – On jest Anglikiem, z urodzenia i wychowania, a ja Szkotem. Ale jesteśmy też braćmi i bardzo się kochamy. Nasza mama urodziła pięciu synów, dwóch Anglików i trzech Szkotów. Mam dwie angielskie siostry i jedną szkocką, jesteśmy jednak rodziną i wspieramy się nawzajem.

– Dlatego opuściłeś Szkocję i przyjechałeś do Anglii, aby wyperswadować Charliemu dalsze pozostawanie u boku króla.

Do pokoju weszła pospiesznie Lucy.

– Ktoś nadchodzi! – powiedziała. – Lepiej ukryjmy gościa, pani.

Barbara wstała.

– Chodź ze mną, Patricku Leslie – powiedziała, po czym wprowadziła go do saloniku. Patrzył, zafascynowany, jak podchodzi do kominka, zagłębia weń rękę i dotyka ściany, która natychmiast się odsuwa. Nie czekając, przekroczył ostrożnie palenisko i znalazł się w maleńkim pomieszczeniu za kominkiem.

– Przyjdę po ciebie, kiedy ten ktoś sobie pójdzie. Nie wiem, jak długo zabawi, bądź więc cierpliwy.

Stara Lucy wcisnęła mu w dłoń flaszkę, a potem zamknęły z Barbarą kryjówkę. Patrick rozejrzał się dookoła. Było tu ciasno, ale nie duszno. Mógł swobodnie stać, albo usiąść na trzynożnym stołku. Odkorkował flaszkę i powąchał zawartość. Wino. Nie potrzebował go teraz, gdyż zjadł dopiero co suty posiłek. Przestawił stołek w kąt, usiadł i przymknął oczy.

Barbara powitała gościa z muszkietem w dłoni. Spostrzegłszy, kto to taki, zaklęła cicho pod nosem. Jej protektor – purytanin. Odstawiła broń i przywołała na twarz radosny uśmiech. Potem, przypomniawszy sobie, że w stajni stoi ogier Patricka, syknęła do Lucy.

– Odbierz od niego konia, inaczej zobaczy wierzchowca pana Leslie i zacznie zadawać pytania.