Выбрать главу

– Bardzo cię proszę, żebyś nie używał słów na „p" powiedziała Stevie Rae. – Szczególnie kiedy jem.

– A mnie to nie przeszkadza – wtrąciła się Erin. – Gdy by wszyscy nazywali rzeczy po imieniu, nikt by się nie czuł zażenowany, zmieszany czy zawstydzony. Na przykład gdy bym chciała iść do ubikacji, mówiłabym wprost: wezbrał mi pęcherz i muszę oddać mocz. Proste, jasne, nieskomplikowane.

– Ordynarne, prostackie, obrzydliwe – - odparowała Stevie Rae.

– Zgadzam się z tobą, Bliźniaczko – - powiedziała Shaunee. – Gdybyśmy mówili otwarcie o takich sprawach jak oddawanie moczu, menstruacja i tym podobne, życie byłoby znacznie łatwiejsze.

– Okay. Przestańcie rozprawiać o menstruacji podczas jedzenia spaghetti. – Damien podniósł rękę do góry, jakby tym gestem chciał przerwać rozmowę. – Mogę być gejem, ale nawet j a mam dość. – Pochylił się w moją stronę i rozpoczął swój wywód: – Po pierwsze, Shaunee i Erin nazywają siebie bliźniaczkami, mimo że jest bardziej niż oczywiste, że nie są ze sobą spokrewnione: Erin to bardzo biała dziewczyna z Tulsy, a Shaunee, Jamajka z pochodzenia, w pięknym kolorze mokki z Connecticut…

– Miło mi, że doceniasz fakt, iż jestem czarna – po wiedziała Shaunee.

– Nie ma sprawy – odrzekł Damien i ciągnął swój wy wód: – Więc chociaż nie są spokrewnione ze sobą, ich wzajemne podobieństwo jest zdumiewające.

– Tak jakby je rozdzielono po urodzeniu – dopowie działa Stevie Rae.

W tej samej chwili Shaunee i Erin uśmiechnęły się do siebie jednocześnie i wzruszyły ramionami. Zauważyłam wtedy, że są identycznie ubrane: ciemne dżinsowe żakiety ze złotymi skrzydłami pięknie wyhaftowanymi na kieszonkach na piersi, czarne T-shirty i czarne biodrówki. Miały nawet takie same kolczyki w uszach: wielkie złote koła.

– Nosimy ten sam rozmiar butów – powiedziała Erin, wysuwając spod stołu stopę, żebyśmy mogły zobaczyć jej czarne skórkowe szpilki ze szpiczastymi czubkami.

– Jakie znaczenie więc może mieć ta odrobina melaniny, skoro łączy nas głęboka miłość do butów? – dodała Shaunee, unosząc nogę i pokazując również czarne, ale matowe szpilki ozdobione przy kostce srebrną sprzączką.

– Dalej – przerwał im Damien, wznosząc oczy do góry.

– Córy Ciemności to mówiąc skrótowo, grupka uczennic z wyższych klas, które uważają że są odpowiedzialne za ducha całej szkoły i tak dalej.

– Nie, mówiąc skrótowo, to wiedźmy z piekła rodem

– sprostowała Shaunee.

– Powiedziałam dokładnie to samo, Bliźniaczko – ucieszyła się Erin.

– Stale mi przeszkadzacie – skarcił je Damien. – Na czym stanąłem?

– Na duchu całej szkoły i tak dalej – przypomniałam mu.

– A, rzeczywiście. No więc one mają być świetlaną pro-wampirską, pro szkolną organizacją. Ponadto zakłada się, że jej przewodnicząca zostanie namaszczona na przyszłą starszą kapłankę, zatem to ona ma być sercem, duszą i umysłem szkoły, a w przyszłości najważniejszą osobą w środowisku wampirów, etcetera bomba. Coś w rodzaju zasłużonej stypendystki, od której zależy ranga środowiska otoczonej tłumem klakierów i bandą ciot.

– Ej, czy nazywanie ich bandą ciot nie narusza czasem twojej godności geja?

– Użyłem tych słów w znaczeniu pieszczotliwym – odrzekł Damien.

– A ci, co grają w piłkę nożną? Nie zapominaj o Synach Ciemności, bo i taka organizacja istnieje – przypomniała Erin.

– Ojej, Bliźniaczko. To naprawdę wstyd i hańba, że chłopaki jak ta lala dały się wciągnąć…

– Ściągnąć i obciągnąć – dorzuciła Erin z niewinnym uśmieszkiem.

– Wiedźmom z piekła rodem – dokończyła triumfalnie Shaunee.

– Ja miałbym zapomnieć o chłopakach? Tylko wy bez przerwy mi przerywacie.

Wszystkie trzy uśmiechnęły się przepraszająco. Stevie Rae udała, że zamyka sobie usta na kłódkę, a kluczyk wyrzuca za siebie. „Idiotka", wymówiła Shaunee bezgłośnie w jej kierunku, ale ostatecznie umilkły i pozwoliły Damie-nowi dokończyć jego wywód.

Zauważyłam ich gierki słowne z „wciąganiem", „ściąganiem" i „obciąganiem", co nasunęło mi myśl, że sceną której byłam świadkiem, nie należała do rzadkości.

– W rzeczywistości Córy Ciemności to grupa nadętych małp, które usiłują wszystkich sterroryzować. Chcą żeby każdy im przytakiwał i robił, co one uważają za najwłaściwsze wampirom wedle ich kretyńskich wyobrażeń. Nienawidzą ludzi, a jeśli nie podzielasz ich poglądowi uczuć, nie będą sobie tobą dupy zawracać.

– Za to dadzą ci popalić – dodała Stevie Rae. Pomyślałam, że ona wie najlepiej, jak to jest, kiedy dają popalić, zwłaszcza że przypomniałam sobie, jaka była blada i wystraszona, kiedy Afrodyta przyprowadziła mnie do naszego pokoju. Postanowiłam, że później ją zapytam, co się wówczas wydarzyło.

– Nie można dać się zastraszyć – powiedział Damien. – Ale trzeba się przed nimi pilnować.

– Cześć, Zoey. Miło mi znów cię widzieć.

Tym razem bez trudu i od razu rozpoznałam ten głos. Słodki jak miód, zdecydowanie przesłodzony. Wszyscy wzdrygnęli się na jego dźwięk, łącznie ze mną. Afrodyta ubrana była w taki sam sweter jak mój, tylko że srebrny haft na piersiach przedstawiał sylwetki trzech bogiń, z których jedna trzymała coś w rodzaju nożyczek. Afrodyta miała na sobie tez plisowaną czarną spódniczkę, czarne rajstopy skrzące się srebrzyście i wysokie do kolan czarne buty. Za nią stały dwie dziewczyny, bardzo podobnie ubrane. Jedna z nich była czarnoskóra z niesamowicie długimi włosami, druga blondynka, tyle że przyjrzawszy się jej dokładniej, nabrałam podejrzeń, że taka z niej naturalna blondynka jak ze mnie.

– Cześć, Afrodyto – odpowiedziałam, podczas gdy pozostałym odebrało z wrażenia mowę.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – powiedziała nieszczerze.

– Nie, rozmawialiśmy o tym, jakie gałgany włożyć na wieczór – odpowiedziała Erin, szeroko i sztucznie uśmiechnięta.

Na pewno się dowiesz – poinformowała ją Afirody ta sarkastycznym tonem, demonstracyjnie odwracając się do niej plecami. Zobaczyłam, jak Erin zaciska pięści i ma minę osoby, która najchętniej by się rzuciła na przeciwniczkę. – Zoey, miałam ci o czymś powiedzieć, ale jakoś mi to wyleciało z głowy. Chcę ci wysłać zaproszenie na jutrzejsze wieczorne obchody Pełni Księżyca organizowane przez Córy Ciemności. Na ogół nie zdarza się, by ktoś, kto przebywa wśród nas tak krótko, brał udział w na szych obrzędach, ale twój Znak świadczy, że nie jesteś przeciętną adeptką. ~ Spojrzała z góry na Stevie Rae. -Rozmawiałam już na ten temat z Neferet, ona też uważa, że dobrze by było, gdybyś do nas dołączyła. Podam ci więcej szczegółów później, kiedy nie będziesz zajęta… głupstwa mi. – Obdarzyła resztę towarzystwa ironicznym uśmieszkiem, odrzuciła do tyłu włosy, po czym oddaliła się wraz ze swoją świtą.

– Co za małpy, wiedźmy z piekła rodem – powiedziały jednocześnie Shaunee i Erin.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Stale mam nadzieję, że ta jej nieposkromiona pycha sprowadzi na nią karę – westchnął Damien.

– Pycha, czyli wyniosłość i arogancja, na jaką mogą sobie pozwolić jedynie bogowie – dodała wyjaśniającym tonem Stevie Rae.

– Wiem – odpowiedziałam, odprowadzając wzrokiem Afrodytę i jej świtę. Właśnie skończyliśmy na lekcjach angielskiego omawiać Medeę. To przecież zgubiło Jazona.

– Tak bym chciała pięściami wybić jej pychę z tej ufryzowanej głowy! – wyznała Erin.

– Przytrzymam ją, żebyś mogła to zrobić – obiecała Shaunee.

– Nie. Pamiętacie, że już o tym rozmawialiśmy. Bicie jako kara jest czymś złym. Bardzo złym. Naprawdę nie war to.