Zauważyłam, że Erin i Shaunee pobladły. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale Stevie Rae zwróciła się do mnie:
– Musisz być czujną Zoey. Czasami może się wydawać, że Córy Ciemności, a zwłaszcza Afrodyta, są nieszkodliwe. Ale właśnie wtedy są najbardziej niebezpieczne.
Potrząsnęłam głową.
– Wcale się nie wybieram na te ich księżycowe imprezy.
– Wydaje mi się, że będziesz musiała – powiedział Damien tonem łagodnej perswazji.
– Neferet się zgodziła – - przypomniała Stevie Rae, a Erin i Shaunee skinęły potakująco głowami. – - To oznacza, że jej zdaniem powinnaś pójść. Nie możesz odmówić swojej mentorce.
– Zwłaszcza gdy twoją mentorką jest Neferet, starsza kapłanka bogini Nyks – dodał Damien.
– A nie mogłabym po prostu powiedzieć, że nie jestem gotowa na… to, czego one ode mnie chcą na te ich… jak to się nazywa… księżycowe obchody? Czy nie mogłabym jakoś się od tego wykręcić?
– Może byś i mogła, ale wtedy Neferet im powie, a one pomyślą żeś się ich wystraszyła.
Tak krótko tu byłam, a już zdążyłam wdepnąć w niezłe gówno z tą Afrodytą.
– Ojej, Stevie Rae, przecież już się ich wystraszyłam.
– W takim razie one nie powinny o tym wiedzieć. -Stevie Rae zmieszana patrzyła w talerz. – To byłoby gorsze, niż im się sprzeciwić.
– Słoneczko. – Damien uspokajającym gestem poklepał japo ręce. – Przestań się biczować z tego powodu.
Stevie Rae uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Po czym zwróciła się do mnie, mówiąc:
– Idź tam. Zdobądź się na odwagę i idź. Nie zrobią ni czego okropnego podczas uroczystości obrzędowych. Nie odważą się, dopóki obchody odbywają się w campusie.
– Aha, wszystkie świństwa robią daleko stąd, gdzie wampirom trudniej przyłapać je na czymkolwiek – powie działa Shaunee. – Bo tu udają niewinne, słodkie stworzonka, więc nie wszyscy wiedzą jakie są naprawdę.
– Ale my wiemy – dodała Erin, szerokim gestem pokazując nie tylko nas, siedzących przy stoliku, lecz wszystkich zebranych w jadalni.
– Czyja wiem? – zastanowiła się Stevie Rae. – Może Zoey jakoś się z nimi dogada. – - W jej głosie nie było ani cienia sarkazmu czy nuty zazdrości.
Potrząsnęłam głową.
– Nie, nie będę się dogadywała. Nie lubię osób, które usiłują zawładnąć innymi i ich poniżać, żeby sobie poprawić samopoczucie. Zresztą nie chcę iść na ich obchody Pełni Księżyca – powiedziałam zdecydowanie, myśląc jednocześnie o swoim ojczymie i jego kumplach. Co za ironia losu, że tyle mają wspólnego z osobami, które uważają się za córy bogini.
– Poszłabym z tobą jak pewnie każdy z nas, ale jeśli nie należy się do Cór Ciemności, to pójść na ich zgromadzenie można tylko z imiennym zaproszeniem – powiedziała Stevie Rae ze smutkiem w głosie.
– Nie szkodzi. Jakoś sobie z tym poradzę. – - Nagle straciłam ochotę do jedzenia. Byłam już tylko bardzo zmęczona i wolałam zmienić temat. – Może mi ktoś wyjaśni, co oznaczają symbole, które tu nosicie. Powiedziałyście mi już o naszym symbolu, spirali Nyks. Damien też nosi spiralę, co znaczy, że… – Zamilkłam na chwilę, by przypomnieć sobie, jak Stevie Rae nazwała nowicjuszy. – Że przechodzi trzecie formatowanie. Natomiast Erin i Shaunee mają skrzydła, a Afrodyta jeszcze coś innego.
– Chodzi o trzy Parki – pospieszył z odpowiedzią Damien. – Parki są dziećmi Nyks. Ci z szóstego formatowania noszą symbole Parek, z Atropos trzymającą nożyce, co oznacza koniec szkoły.
A dla niektórych koniec życia – dodała ponuro Erin. Wszyscy zamilkli. Kiedy przedłużająca się cisza zaczynała być nieznośna, odchrząknęłam i zapytałam:
– W takim razie co oznaczają skrzydła Erin i Shaunee?
– To skrzydła Erosa, który jest dzieckiem nasienia Nyks…
– Owoc boskiej miłości – - powiedziała Erin, kręcąc znacząco biodrami.
Damien skrzywił się i dalej mówił:
– Złote skrzydła Erosa są symbolem czwartego formatowania.
– Jesteśmy klasą miłości – zanuciła Erin, podnosząc ręce nad głową i znów kołysząc biodrami.
– Chodzi raczej o to, by nam przypominać o niezmierzonej miłości Nyks, a same skrzydła oznaczają stałe posuwanie się naprzód.
– A co jest symbolem trzeciego formatowania? – za pytałam.
– Złota karoca Nyks ciągniona przez sznur gwiazd – odpowiedział Damien.
– Uważam, że to najładniejszy ze wszystkich czterech symboli – oświadczyła Stevie Rae. – Te gwiazdy migoczą jak szalone.
– Karoca ma wyrażać myśl, że podążamy drogą Nyks. Gwiazdy z kolei ukazują magię dwóch lat, które zaliczyliśmy.
– Pilny uczeń z tego Damiena – zauważyła Erin.
– Mówiłam wam, że powinien nam pomóc przygotować się do testu z ludzkiej mitologii – przypomniała Shaunee.
– Wydawało mi się, że to ja tobie powiedziałam, że on powinien nam pomóc…
– W każdym razie – Damien usiłował przebić się przez ten spór – to tyle na temat symboliki naszych klas. Łatwiutkie, kaszka z mleczkiem. – Spojrzał znacząco na Bliźniaczki, które właśnie zamilkły. – Oczy wiście jeżeli ktoś uważał na lekcji, a nie zajmował się pisaniem liścików i gapieniem się na chłopaków rzekomo atrakcyjnych.
– Damien, jesteś naprawdę pruderyjny – orzekła Shaunee.
– Zwłaszcza jak na geja – dodała Erin.
– Erin, masz dziś roztrzepane włosy. Nie chcę być zło śliwy ani nic w tym rodzaju, ale może powinnaś zmienić kosmetyki. Nadmiar pielęgnacji nie zaszkodzi. Wkrótce zaczną ci się rozdwajać końce.
Erin zrobiła wielkie oczy, a jej ręce natychmiast powędrowały w stronę włosów.
– No wiesz, Damien, w głowie mi się nie mieści, że mogłeś coś takiego powiedzieć. Przecież ona ma bzika na punkcie swoich włosów. – Shaunee zaczęła dyszeć z oburzenia, przez co przypominała kawową rybkę pracowicie łapiącą po wietrze skrzelami.
Damien tylko się uśmiechnął i z niewinną miną powrócił do swojego niedokończonego spaghetti.
– Słuchajcie – powiedziała szybko Stevie Rae, wstając i trącając mnie łokciem. – Zoey jest skonana. Pamiętacie, jak to było z wami pierwszego dnia? My wracamy do pokoju. Muszę się jeszcze pouczyć do testu z socjologii wampirów, więc pewnie zobaczymy się dopiero jutro.
– Dobrą cześć – odpowiedział Damien. – Zoey, na prawdę miło mi było cię poznać.
– Witaj w przedsionku piekieł – powiedziały chórem Shaunee i Erin, zanim Stevie Rae wyciągnęła mnie zjadał ni.
– Dzięki, jestem naprawdę zmęczona – powiedziałam do Stevie Rae, kiedy już wracałyśmy przez hol, który rozpoznałam jako miejsce wiodące do głównego budynku szkoły. Drogę przeciął nam srebrnoszary kot o lśniącej sierści i zręcznych ruchach, goniący pręgowanego kotka, który umykał wystraszony.
– Belzebub! Zostaw Cammy'ego! Zobaczysz, Damien cię obedrze ze skóry!
Stevie Rae spróbowała złapać szarego kota ale jej się nie udało. Na szczęście jednak ten przestał uganiać się za pręguskiem i czmychnął w przeciwną stronę, dokładnie tam skąd wyszłyśmy. Stevie Rae popatrzyła za nim ze złowrogą miną.
– Shaunee i Erin powinny nauczyć tego swojego kota, jak się należy zachowywać, on zawsze coś nabroi. – Spojrzała na mnie, gdy po wyjściu z budynku wyszłyśmy na pogrążony w mroku dziedziniec. ~ Ten mały kotek to Cameron i należy do Damiena, a Belzebub to kot Erin i Sahunee, wybrał je obie. Naprawdę. Może się to wydawać dziwne, ale jak trochę bliżej je poznasz, przekonasz się, że są jak prawdziwe bliźniaczki.
– W każdym razie są sympatyczne.
– Tak, to świetne dziewczyny. Lubią się sprzeczać, ale w gruncie rzeczy są bardzo lojalne i nie pozwalają, by ktoś na ciebie nagadał. – Wyszczerzyła się w uśmiechu. -Owszem, mogą mówić o tobie, ale nigdy za plecami.