– Widzę, że wyzdrowiałaś od wczoraj.
– Tak, bez trudu. Nic mi nie jest. I tym razem mówię prawdę.
– Słyszałem, że wstępujesz do Cór Ciemności. Shaunee i Erin wciągnęły głośno powietrze i wstrzymały oddech. Obie jednocześnie.
– Aha.
– To dobrze. Tej grupie przyda się trochę świeżej krwi.
– Mówisz o nich: „ta grupa", jakbyś do niej nie należał. A przecież jesteś Synem Ciemności, prawda?
– Tak, ale to nie to samo co być Córą Ciemności. My jesteśmy dla ozdoby. Trochę na odwrót niż u ludzi. Wszyscy chłopcy wiedzą że jesteśmy tam po to, by dobrze się prezentować i zabawiać Afrodytę.
Spojrzałam na niego, ale w jego oczach wyczytałam coś całkiem przeciwnego.
– Nadal się tym zajmujesz? Zabawianiem Afrodyty?
– Już nie, mówiłem ci o tym wczoraj, co jest jedną z przyczyn, dla których nie uważam się za członka tej grupy. Wydaje mi się, że dawno by mnie już oficjalnie wykopały, gdyby nie ta mała rólka, którą odgrywam.
– Mówisz: „mała", a w Los Angeles i na Broadwayu już się tobą interesują.
– Owszem, mówię „mała". – Uśmiechnął się szeroko.
– Bo to nie jest coś poważnego. Granie jest udawaniem. Ja nie odgrywam siebie. – Nachylił się do mnie i szepnął mi do ucha: – Naprawdę jestem czubkiem.
– Daj spokój. Czy ta kwestia w czymś ci pomaga? Rzucił mi spojrzenie z udawaną obrazą.
– Kwestia? Nie, Z, to żadna kwestia. Mogę udowodnić.
– Aha, już to widzę.
– Udowodnię ci. Przyjdź do mnie, zobaczysz mój ulubiony film na DVD.
– A czego to może dowodzić?
– To Gwiezdne wojny w oryginalnej wersji. Znam całą ścieżkę dialogową tego filmu. – - Przysunął się bliżej do mnie i znów szepnął mi do ucha: – - Mogę odegrać nawet rolę Chewbaki.
Roześmiałam się.
– Miałeś rację. Wariat z ciebie.
– Mówiłem ci.
Doszliśmy razem do końca lady baru sałatkowego, po czym Erik towarzyszył mi aż do stolika, przy którym siedzieli już Damien, Stevie Rae i Bliźniaczki. Bez żenady gapili się na nas.
– Więc spotkasz się ze mną… dziś wieczorem? Niemal słyszałam, jak cała czwórka wstrzymała oddech.
– Chciałabym, ale… dziś nie mogę. Zaplanowałam już… coś innego.
– Trudno. W takim razie… może kiedy indziej. Cześć.
– Kiwnął wszystkim głową na pożegnanie i odszedł. Usiadłam. Teraz gapili się na mnie.
– O co chodzi? – zapytałam.
– Kompletnie zwariowałaś – orzekła Shaunee.
– Pomyślałam dokładnie to samo – zgodziła się z nią Erin.
– Mam nadzieję, że masz jakiś naprawdę poważny po wód, że go odtrąciłaś – powiedziała Stevie Rae. ~ Było widać, że go ranisz.
– Jak myślisz, będę mógł go pocieszyć? – zapytał Damien, nadal patrząc tęsknym wzrokiem za Erikiem.
– Przestań – powiedziała Erin.
– On nie gra w twojej drużynie – uzupełniła Shaunee.
– Cicho! – włączyła się Stevie Rae. Spojrzała mi pro sto w oczy. – Dlaczego mu odmówiłaś? Co może być ważniejszego niż randka z nim?
– Pozbycie się Afrodyty – odpowiedziałam po prostu.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
– Ma powód – uznał Damien.
– Przystała do Cór Ciemności – przypomniała Shaunee.
– Co?! – zaskrzeczał Damien głosem wyższym przy najmniej o dwie oktawy od swojego normalnego tonu.
– Zostawcie ją- wstawiła się za mną Stevie Rae. – To jest rekonesans.
– Ładny mi rekonesans – oburzył się Damien. – Skoro przystąpiła do Cór, to znaczy, że przystaje do wrogiej partii.
– Rzeczywiście przystąpiła – zgodziła się Shaunee.
– Wszyscy słyszeliśmy – dodała Erin.
– Ej, ja tu jestem – powiedziałam.
– Co zamierzasz zrobić? – zapytał Damien.
– Właściwie nie wiem – przyznałam.
– Lepiej, żebyś coś wymyśliła, i to szybko, bo inaczej te wiedźmy z piekła rodem pożrą cię na obiad – prorokowała Erin.
– No – zawtórowała Shaunee, wbijając z wściekłością widelec w porcję sałatki.
– Słuchajcie! W końcu ona nie musi sama wszystkiego wymyślać. Przecież ma nas. – Stevie Rae skrzyżowała ręce na piersiach i popatrzyła wyzywająco na Bliźniaczki.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Stevie Rae.
– No, jakiś pomysł to j a mam…
– Dobrze. W takim razie powiedz nam, a my zrobimy burzę mózgów – zaproponowała Stevie Rae.
Wszyscy popatrzyli na mnie wyczekująco. Westchnęłam ciężko.
– No więc… – Zawahałam się, żeby nie wyjść na idiotkę, ale zaraz pomyślałam, że ostatecznie mogę im powiedzieć, co zamierzam zrobić po tym, jak rozmawiałam z Babcią. – Na początek powinnam odprawić tradycyjne modły oczyszczające według obrzędów Czirokezów i prosić Nyks, by mnie natchnęła pomysłem, co mam robić.
Przy stole zapadła ciszą która zdawała się nie mieć końca. W końcu odezwał się Damien:
– To nie jest zły pomysł: poprosić Nyks o pomoc.
– Czy ty jesteś Czirokezką? – zapytała Shaunee.
– Wyglądasz na Czirokezkę – zauważyła Erin.
– Halo! Przecież jej nazwisko brzmi: Redbird. Ona jest Czirokezką ostatecznie rozstrzygnęła Stevie Rae.
– To dobrze w takim razie – powiedziała Shaunee, ale nie wyglądała na przekonaną.
– Po prostu wydaje mi się, że Nyks może mnie wysłuchać i podsunąć jakiś pomysł, co mam zrobić z tą okropną Afrodytą. – - Popatrzyłam po twarzach swoich przyjaciół.
– Coś mi mówi, że to byłoby nie w porządku pozwolić, żeby wszystko uszło jej płazem.
– Może im powiedzieć? – poddała pomysł Stevie Rae.
– Oni nikomu nie powtórzą. Naprawdę. Lepiej, żeby się do wiedzieli.
– Co do ku…? – zainteresowała się Erin.
– Teraz już nie masz wyjścia – oceniła Shaunee, wskazując Stevie Rae końcem widelca. – Skoro ona tak mówi, to znaczy, że wie, co ty ukrywasz. – Teraz widelec skierowała w moją stronę.
Popatrzyłam gniewnie na Stevie Rae, która tylko wzruszyła bezradnie ramionami i powiedziała skruszonym tonem:
– Przepraszam…
Czując, że nie mam wyboru, zniżyłam głos do szeptu i pochylona do nich powiedziałam: – - Musicie obiecać, że nikomu nie powiecie.
– Obiecujemy.
– Wydaje mi się, że podczas tworzenia kręgu odczuwam pięć żywiołów.
Cisza. Tylko patrzą na mnie. Troje zszokowanych, jedna Stevie Rae z zadowoloną miną.
– Nadal myślicie, że ona nie da rady obalić Afrodyty? – zapytała Stevie Rae.
– Wiedziałam, że ten jej Znak to nie tylko wynik upadku i rozbicia głowy – triumfowała Shaunee.
– No – powiedziała z uznaniem Erin. – - To dopiero nowina!
– Nikt nie może się dowiedzieć – przypomniałam im natychmiast.
– Nie, ja tylko mówię, że pewnego dnia to będzie wspaniała nowina – broniła się Shaunee.
– Potrafimy trzymać język za zębami ~ oświadczyła
Erin.
Damien zignorował je obie.
– Wydaje mi się, że żadne przekazy nie wspominają o jakiejkolwiek starszej kapłance, która by reagowała bezpośrednio na pięć żywiołów. – Damien stawał się coraz bar dziej tym podniecony. – Wiecie, co to znaczy? – Nawet nie dał mi szansy odpowiedzieć. – - To znaczy, że możesz być wszechmogącą starszą kapłanką jakiej jeszcze wampiry nie znały.
– Wszechmogącą?
Tak, silną potężną- sprecyzował niecierpliwie. -Mogłabyś rzeczywiście usunąć Afrodytę.
– Ale numer!… ~ powiedziała Erin, a Shaunee miną wyraziła swój entuzjazm.
– Więc kiedy i gdzie spotykamy się na modły oczyszczające? – zapytała Stevie Rae.