Выбрать главу

Ale dźwięk głosu syna zdążył już oderwać Tommiego od telewizora. Oboje ześliznęli się na podłogę i obserwowali, jak chłopiec dotyka policzków starszego brata swoją maleńką dłonią, a z jego pozbawionej zazwyczaj emocji twarzy nie znika promienny uśmiech.

– Pieeeekne! – powtórzył Steven. – Pieeeekne! Chwilę potem słońce znów zniknęło za chmurami, równie szybko, jak się zza nich wychyliło.

Stevie nie zdradzał żadnego znaku, że w ogóle pamię-tał, co się przed chwilą stało. Po prostu wrócił do zabawy klockami.

– Odezwał się do ciebie – powiedziała Lori, chwytając Aarona za ramiona i ściskając go mocno. – On na-prawdę przemówił!

Tommy ukląkł obok syna, również uśmiechając się od ucha do ucha.

– Jak myślisz, co to może oznaczać? – spytał drżącym z emocji głosem. – Przez ostatnie dwa lata nie wykrztusił z siebie ani jednego słowa. – Z czułością pogłaskał chłopca po głowie. – To przecież musi coś znaczyć, prawda? – zastanawiał się na głos. Jego spojrzenie napotkało wzrok Lori. – Może znów zacznie mówić?

Rodzice zaczęli bawić się ze Stevenem klockami, mając nadzieję, że jeszcze się odezwie i da im jakiś werbalny dowód na to, że wcześniejsza reakcja nie była przypadkowa.

Ale Stevie wrócił do swojego świata ciszy. Aaron podniósł się z kolan. – Chcesz jabłko? – spytał Gabriela. Pies zerwał się na równe nogi i zamachał ogonem. -Jabłko, o tak – ucieszył się. – Głodny, tak. Jabłko. Kiedy wychodzili z pokoju, Aarona nie opuszczało wrażenie, że zachowanie Stevena miało jakiś związek z tym wszystkim, co przydarzyło mu się od dnia jego urodzin. To by było na tyle, jeśli chodzi o zapominanie - pomyślał, po czym wziął jabłko z małego wiklinowego koszyka stojącego na mikrofalówce i położył je na desce do krojenia.

– Widziałeś, jak na mnie patrzył? – Aaron powiedział do psa, po czym wziął nóż z suszarki koło zlewozmywaka i przekroił jabłko na pół. – Jakby coś we mnie widział. Coś, czego ja sam nie dostrzegam. Coś innego.

–  Pieeeekne – odparł Gabriel, podnosząc łeb i patrząc na swojego pana. – Powiedział „Pieeeekne".

Aaron obrał jabłko ze skórki i pokroił jedną z polewek na kilka kawałków.

– To samo spojrzenie widziałem wtedy u tego starca na błoniach.

Rzucił Gabrielowi kawałek jabłka, który pies ochoczo pożarł.

Aaronowi stanął przed oczami obraz starego mężczyzny, który wskazywał na niego palcem i mówił: - Jesteś Nefilimem.

–  Najpierw jestem Nefilimem, a teraz na dodatek jestem piękny – powiedział sam do siebie, opierając się o blat kuchenny.

– Można więcej jabłka? - spytał Gabriel, któremu z pyska kapała na podłogę gęsta ślina.

Aaron dał mu jeszcze jeden kawałek, a sam zjadł ko-lejny. Działo się z nim coś dziwnego. I nie miał chyba innego wyjścia, jak tylko dowiedzieć się co.

Ugryzł jeszcze raz jabłko, a resztę dał Gabrielowi. Wiedział, że to szalony pomysł, ale musiał poznać prawdę. Postanowił podjąć ryzyko. Jutro przed wizytą u doktora Jonasa pojedzie na błonia i spróbuje odnaleźć tamtego staruszka.

– Hej, Gabriel! – zwrócił się do psa, który wciąż przeżuwał. – Chcesz jechać ze mną jutro na spacer? Gabriel przełknął jabłko i wbił w niego proszący wzrok.

– Masz jeszcze jabłko? Aaron potrząsnął głową.

– Nie ma jabłka. Skończyło się.

Pies zastanawiał się nad czymś przez chwilę, po czym odparł: – Nie ma jabłka? W takim razie jedźmy na spacer.

Co ja sobie wyobrażałem? - Aaron zmarszczył brwi, po czym wziął zamach i rzucił w powietrze piłkę tenisową.

Gabriel puścił się w pogoń za podskakującą w trawie piłką.

–  Przyniosę piłkę – Aaron usłyszał, jak pies woła podekscytowanym głosem, zbliżając się do fluorescencyjej, zielonej zagrody.

Był piękny wiosenny poranek. W powietrzu czuć było jeszcze chłodną rześkość – i trudno się dziwić, wszak zima ustąpiła zaledwie kilka tygodni temu. Wiatr wciąż zachował w sobie tę ostrość, która powodowała, że ludzie wzdrygali się i zapinali kurtki pod szyję.

Gabriel hasał radośnie po błoniach z piłką w pysku.

Od kiedy Aaron odkrył w sobie niezwykłą zdolność komunikowania się z psem, nie mógł się nadziwić, jak niewiele potrzeba, by uszczęśliwić Gabriela: podrapać za ogonem, dać kawałek sera, pochwalić. Łatwizna. To musi być wspaniałe uczucie, dostawać tak wiele, samemu dając tak niewiele - pomyślał, obserwując psa galopującego przed nim.

– Oddaj mi piłkę! – zażądał Aaron, opadając na czworaka.

Gabriel warknął, wierzgając i zapierając się tylnymi łapami.

Aaron skoczył w jego stronę i pies momentalnie czmychnął, nie dając się złapać.

– Chodź tutaj, wariacie – roześmiał się i zaczął go gonić.

Aaron nie był zbytnio rozczarowany faktem, że nie spotkał dzisiaj mężczyzny, którego szukał. Spotkanie z nim oznaczałoby bowiem powrót do rozmyślań nad niezwykłymi wydarzeniami z ostatnich dni oraz do dziwnych pytań. prawdopodobnie równie dziwnymi odpowiedziami, które nie do końca chciał usłyszeć. Złapał Gabriela za kolczatkę na karku i przyciągnął do siebie warczącą bestię. - Mam cię! – zawołał z triumfem, nachylając się do je-go pyska. – Teraz odbiorę ci piłeczkę!

Warczenie Gabriela stało się jeszcze głośniejsze. Pies szamotał się w uścisku, próbując się uwolnić. Aaron złapał obślinioną piłkę i wyrwał ją z paszczy Gabriela. – Nagroda jest moja! – obwieścił, trzymając piłkę w powietrzu.

– Nie nagroda - zaprotestował Gabriel, kiedy mógł już z powrotem mówić. – To tylko piłka.

Patrząc na pokrytą gęstą śliną piłkę, Aaron zmarszczył nos ze wstrętem.

– A czym jest piłka? – spytał.

Przyglądał się, jak pies przekrzywia łeb, wodząc wzrokiem za piłką, którą Aaron przerzucał sobie z jednej ręki do drugiej.

– Na pewno masz na nią ochotę, co? – kusił go.

–  Mam wielką ochotę - odpowiedział Gabriel, zahipnotyzowany ruchem piłki.

Aaron wykonał ruch, jakby rzucał, po czym błyskawicznie schował rękę za plecami. Gabriel wystrzelił jak procy w pogoni za niczym.

Aaron roześmiał się, widząc, jak pies obwąchuje trawę, a nawet spogląda w górę, jakby spodziewał się, że piłka może jeszcze nie spadła na ziemię.

– A kuku! – zawołał do niego. A kiedy Gabriel popatrzył w jego stronę, podniósł piłkę do góry. – Tego szukasz?

Oszołomiony pies wrócił w podskokach.

–  Skąd ją masz? - spytał zdziwiony. Aaron uśmiechnął się.

– To magia – powiedział i zachichotał pod nosem.

–  Magia - Gabriel powtórzył jak echo miękkim psim szeptem, który wyrażał zachwyt i zdumienie jednocześnie. Nie spuszczał przy tym wzroku z piłki.

Nagle jego uwagę odwróciło coś za plecami Aarona.

–  Kto to? - zainteresował się.

– Kto? Gdzie? – Aaron rozejrzał się.

Z,początku nie zauważył mężczyzny siedzącego na zatopionej w słońcu ławce po drugiej stronie błoni. Dopiero kiedy ów człowiek pomachał do niego, Aaron poczuł, jak serce zaczyna bić mu coraz szybciej, a w jego głowie pojawiają się różne pytania, na które nie był przekonany, czy chce poznać odpowiedzi.

–  Czy coś się stało? - spytał Gabriel z troską w głosie.