– Co ja mam zrobić? – zapytał na głos, czując, jak panika zaczyna brać nad nim górę. – On umiera. Co robić?
Przez głowę przeleciała mu myśl, że może dobrze byłoby się pomodlić i już miał to zrobić, kiedy dotarło do niego, że nawet nie wie jak.
– Jeżeli chcesz, żeby Gabriel przeżył, musisz mnie posłuchać – usłyszał głos za plecami. Odwrócił się i zobaczył stojącego nad nim Ezekiela.
– Odwal się, sukinsynu! – wrzasnął na niego. – Ty to zrobiłeś! To twoja sprawka!
– Posłuchaj! – Zeke nachylił się i syknął mu do ucha: Jeśli nie chcesz, żeby on umarł, rób, co mówię!
Po raz pierwszy Aaron pomyślał, że nie da rady. Nawet po tym wszystkim, co w życiu przeszedł i czego doświadczył w zderzeniu z amerykańskim systemem opieki społecznej, nigdy nie porzucił nadziei, że w końcu wszystko jakoś się ułoży. Ale teraz, kiedy patrzył na swojego ukochanego psa, który umierał na jego rękach, nie miał już takiej pewności.
– Aaron! – z odrętwienia wyrwał go krzyk Ezekiela., – Chcesz, żeby Gabriel wykrwawił się na tej brudnej ulicy? Naprawdę tego chcesz?
Aaron, z twarzą mokrą od łez, spojrzał na mężczyznę.
– Nie chcę – wykrztusił w końcu. – Chcę, żeby przeżył. Proszę… proszę, pomóż mu…
– Nie ja. – Zeke pokręcił głową. – Tylko ty. To ty musisz pomóc Gabrielowi.
Mężczyzna ukląkł obok.
– Nie mamy chwili do stracenia – powiedział, przyglądając się konającemu zwierzęciu. – Połóż na nim dłonie – szybko!
Aaron zrobił, jak mu kazał, i położył ręce na boku psa
– A teraz zamknij oczy – poinstruował go starzec.
– Ale nie możemy… – Aaron próbował protestować
– Zamknij oczy, do cholery! – rozkazał Zeke. Aaron posłuchał go, nie zdejmując rąk z Gabriela
Ciało psa wydawało się stygnąć i Aaron wpadł w jeszcze większą panikę. Otaczający ich zgiełk jakby nieco przycichł.
– Błagam, Zeke! – jęknął, czując, jak życie jego ukochanego psa wymyka mu się z rąk.
– To już nie zależy ode mnie – pokręcił głową starzec – tylko od ciebie.
– Ale ja nie rozumiem. Jeżeli teraz zawieziemy go do weterynarza, to może…
– Weterynarz nic tu nie pomoże. Gabriel umrze w ciągu kilku minut, jeśli czegoś nie zrobisz – powiedział Zeke. Musisz to w sobie wyzwolić, Aaronie. – Co wyzwolić? Nie rozumiem…
– A co tu rozumieć? To jest w tobie i czeka. Było tam od chwili, w której przyszedłeś na świat – czekało właśnie na ten moment.
Aaron załkał, opuszczając głowę na piersi. - Ja… ja nie wiem, o czym ty w ogóle mówisz. – Nie czas na łzy, chłopcze. Poszukaj tego w ciemności. Jest tam, czuję jego zapach. Widzisz to?
Gabriel umrze – zdał sobie sprawę Aaron, klęcząc obok psa i trzymając na nim ręce. Nie było innej możliwości. Starzec miał urojenia i był niebezpieczny. Aaron zastanowił się czy nie zatrzymać go do czasu przyjazdu policji – to równie dobrze mogło być małe dziecko, nie pies. Być może Zeke powinien trafić za kratki albo do szpitala, gdzie otrzyma stosowną opiekę.
Aaron miał już otworzyć oczy, kiedy nagle poczuł w głowie szum i coś zobaczył. W mroku kryło się coś, czego nigdy wcześniej nie widział.
I to coś zbliżało się w jego stronę. Czy to o tym mówił Zeke? - pomyślał Aaron, na krawędzi paniki. Skąd wiedział, że tam jest? I co tak naprawdę zmierzało na spotkanie z nim w ciemności?
– Ja… ja coś widzę – powiedział z niedowierzaniem,
– Co mam robić?
– Przywołaj to, Aaronie – poinstruował go Zeke. – Ale nie głosem, tylko siłą umysłu. Powitaj to i daj mu odczuć, że jest oczekiwane.
Aaron posłuchał go i sięgnął w głąb swojego umysłu. Trudno było dostrzec, z czym ma do czynienia, ponieważ kształt, który zobaczył, zmieniał się co chwilę
– ale wyglądało to jak jakieś zwierzę, które nieubłaganie zmierzało w jego kierunku.
Halo? - pomyślał i zrobiło mu się głupio. Mimo to za wszelką cenę starał się zrobić cokolwiek, by nawiązać kontakt z tajemniczą istotą. Czy… czy mnie słyszysz? A może to tylko jakiś chory wytwór mojej wyobraźni, spowodowany stresem? - przyszło mu do głowy.
Wkrótce okazało się, że to mysz przedzierająca się przez mrok. Jej futro było tak białe, że zdawało się emanować jakimś niezwykłym światłem.
Nie mam pojęcia, co powinienem zrobić – ani czym jesteś, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pomóc mojemu przyjacielowi.
Mysz zatrzymała się – była tak blisko, że prawie dotykała go swoimi czarnymi oczami. A potem przysiadła na tylnych łapach, jakby zastanawiając się nad jego słowami, i zaczęła się czyścić.
Czy… czy mnie rozumiesz? - Aaron skupił wszystkie myśli, żeby zadać myszy to pytanie.
Ale teraz to już nie była mysz i Aaron aż westchnął z wrażenia. Zamieniła się w sowę o śnieżnobiałym futrze, a potem – zanim Aaron zdążył pomyśleć, co się stało – zrobiła to po raz kolejny. Z sowy przepoczwarzyła się w ropuchę albinoskę – a z niej w białego królika. Od tego momentu istota w głowie Aarona z szybkością błyskawicy przybierała coraz to nowe kształty i formy: Z robaka w ssaka, z ptaka w rybę. Ale pomimo iż cała reszta ulegała kolejnym metamorfozom, oczy wciąż pozostawały takie same. W tych ciemnych, głębokich ślepiach widać było jakąś niesłychaną inteligencję – i nie tylko. To coś go znało, a on w jakiś sposób znał to coś.
Ostatnim wcieleniem istoty w głowie Aarona był jak dotąd wąż – a konkretnie kobra, która kołysała się na swoim umięśnionym ogonie. Z jej paszczy wydobywało się groźne syczenie, wyraźnie szykowała się do ataku.
– Nie podoba mi się to, Zeke – powiedział głośno Aaron, nie otwierając jednak oczu. – Musisz mi powiedzieć, co mam robić.
– Nie bój się, Aaronie. To część ciebie. Byłeś taki, odkąd zostałeś poczęty – wyjaśnił mu Zeke. – Ale musisz się spieszyć. Gabrielowi nie zostało wiele czasu.
– Ale ja nie mam pojęcia, co robić! – krzyknął Aaron. Przed oczami zatrzepotał mu koliber.
– Rozmawiaj z nim – warknął Zeke. -I zrób to, czego się dowiesz.
Mój pies umiera – Aaron skierował swoje myśli do zmiennokształtnej istoty, która unosiła się przed nim w oceanie czarnej smoły. – Być może nawet już nie żyje, ale ja nie mogę się poddać. Proszę, czy możesz mi pomóc? Czy jest coś, co możesz zrobić, by pomóc mi go uratować?
Istota przybrała postać płodu, jakby ludzkiego, ale nie do końca. To coś unosiło się po prostu w błoniastym worku, nie odpowiadając na wezwania Aarona, a jedynie obserwując go swoimi ciemnymi oczami.
Aaron był wściekły. Czas uciekał, a on rozmawiał z jakimś prenatalnym wytworem własnej chorej jaźni.
Mam tego dość – w jego głowie rozległ się krzyk – Jeżeli potrafisz mi pomóc, zrób to. A jeśli nie, wynoś się z mojego umysłu i pozwól mi zawieźć psa do weterynarza.
Jak statek zmieniający kurs, przypominająca noworodka zjawa powoli obróciła się, zmieniła w jakąś rybę i zaczęła odpływać.
– To… to odchodzi, Zeke.
Aaron poczuł na ramieniu mocny uścisk dłoni mężczyzny.
– Nie pozwól mu odejść. Mów do niego, Aaronie. Błagaj by wrócił. Bez względu na to, czy jesteś gotowy, czy nie, tylko w ten sposób możesz ocalić Gabriela.
Proszę – Aaron przeniósł się z myślami w mroczne od-męty. – Błagam, nie pozwól mu umrzeć. Ja… nie wiem, co bez niego zrobię.