Выбрать главу

Zeke wydobył w końcu z kieszeni małą buteleczkę u Seagram's i wlał zawartość do puszki.

– Alkoholu też nie wolno tu wnosić – powiedział z uśmiechem, pociągając solidny łyk wzmocnionego w ten sposób napoju. – Czekałem na ten pierwszy łyk od rana – dodał anioł, oblizując wargi.

Aaron usiadł na krawędzi fotela i zaczął głaskać Gariela po głowie.

– Czy wydaje mi się mądrzejszy? – Zeke powtórzył jak echo, przykładając dłoń do ust, by stłumić beknięcie. – Tak, pewnie tak, ale czego się spodziewałeś. Naprawiłeś go, uczyniłeś, że stał się lepszy – prawdopodobnie lepszy niż kiedykolwiek wcześniej.

To mówiąc, anioł pociągnął z puszki kolejny łyk. Aaron usiadł głębiej w fotelu, stawiając puszkę między nogami i pokręcił głową.

– Pamiętam to jak przez mgłę. Nie mam pojęcia, co ja właściwie takiego zrobiłem.

Gabriel położył się u jego boku i zamknął oczy. W pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie rytmicznym chrapaniem psa, który po chwili zapadł w drzemkę.

– Co się ze mną stało, Zeke? – spytał Aaron. W jego głosie zabrzmiał strach, nad którym próbował jakoś zapanować. – Co zrobiło to… zwierzę w mojej głowie? Odezwij się do mnie!

Puszka z napojem wymieszanym z ginem zatrzyma się w połowie drogi do ust.

– To była Boska menażeria – powiedział – nie żadne zwierzęta. Postarajmy się okazać Mu szacunek.

Aaron skinął głową.

– Dobrze, przepraszam – odparł z uśmieszkiem błąkającym się w kącikach ust.

– Większość ludzi widzi w nich tylko różne gatunki zwierząt – gołębia albo lwa. We wszystkich Jego stworzeniach.

Zeke opróżnił puszkę, po czym wrzucił pustą do worka na śmieci stojącego przy łóżku. – Dzięki temu stałeś się kompletny – rzekł, odpowiadając na właściwe pytanie Aarona. – Po raz pierwszy od urodzenia jesteś taki, jaki powinieneś być…

A jaki powinienem być? – przerwał mu Aaron, rozzłoszczony tą enigmatyczną odpowiedzią. – Jesteś na wskroś Nefilimem, Aaronie. Aaron uderzył zaciśniętymi kurczowo pięściami w oparcie fotela.

– Przestań mnie tak nazywać! – krzyknął ze złością. Gabriel podskoczył we śnie i podniósł głowę. - Wszystko w porządku? – zapytał. - Przepraszam – uspokoił go Aaron i sięgnął ręką, żeby podrapać psa pod brodą. – Wszystko w porządku. Możesz spać dalej.

Gabriel położył łeb na podłodze i niemal natychmiast zapadł z powrotem w sen.

– Wybacz, że musiałeś dowiedzieć się tego właśnie ode mnie, ale taka jest prawda – powiedział Zeke, po czym znalazł w kieszeni kolejną buteleczkę, tym razem z whi-sky i golnął prosto z niej.

– A więc tym zajmują się upadli aniołowie? Jak to było – Gregory? Czy wszyscy Gregory chodzą po świecie i węszą w poszukiwaniu Nefilimów?

Zeke zachichotał i oparł głowę o popękaną ścianę.

– Grigori – poprawił go. – A jeśli chodzi o twoje pytanie – to nie, nie zajmujemy się tym. Nasze zadanie przydzielił nam bezpośrednio ten Ważny Gość na górze – ciągnął dalej, wskazując palcem sufit. – I nie mam na myśli Szalonego Ala z pokoju 520. – Zeke napił się jeszcze whisky, zanim kontynuował: – Sam Bóg we własnej osobie powiedział nam, co mamy robić. Nasze zadanie w gruncie rzeczy było bardzo proste – trudno wręcz uwierzyć, że tak je schrzaniliśmy.

Upadły anioł mówił powoli, jakby przywołując z pamięci określone zdarzenia.

– Nasza misja polegała na obserwowaniu was. Kiedy tu przybyliśmy, ludzie byli jeszcze bardzo młodzi i potrzebowali opieki. Mieliśmy być ich pasterzami, no wiesz – trzymać ich z dala od kłopotów i tak dalej.

Zeke zamilkł, a na jego twarzy pojawił się smutek. Aaron postawił pustą puszkę na podłodze za fotelem. Ktoś w pokoju obok zaniósł się gwałtownym kaszlem.

– I co się stało? – spytał wreszcie.

Zeke przyglądał się małej brązowej buteleczce, którą trzymał w dłoni. Nie podniósł wzroku, tylko westchnął głęboko i ciągnął swoją opowieść:

– Wykazaliśmy się zbyt daleko idącą gorliwością i straciliśmy profesjonalny dystans, który dzielił nas i ludzi.

Mówiąc to, Zeke nerwowo obracał butelkę w dłoniach. – Zaczęliśmy uczyć ich rzeczy, które nasz Pan uważał za nieodpowiednie dla ludzi: jak wytwarzać broń, czytać w gwiazdach i przepowiadać pogodę. Mężczyzna roześmiał się głośno. Jeden z nas, idiotów, nauczył nawet kobiety sztuki makijażu. – Zeke podniósł butelkę do ust. – Jeżeli twoja dziewczyna spędza przed randką z tobą dwie godziny przed lustrem, wiesz już, kto za to odpowiada.

– Nie mam dziewczyny – odpowiedział zakłopotany Aaron i natychmiast pomyślał o Vilmie. Zeke wypił do dna ostatnią porcję alkoholu, ignorując komentarz Aarona.

– A ludzie nauczyli nas z kolei innych rzeczy: picia, palenia i uprawiania seksu. Staliśmy się podobni do nich.

Zeke przerwał na chwilę i przyłożył usta do butelki, a kiedy zorientował się, że nic już w niej nie zostało, cisnął nią ze złością na podłogę. – Zaczęliśmy żyć jak ludzie i zachowywać się jak oni. Niektórzy z nas znaleźli sobie nawet żony.

– I tak przyszedł na świat pierwszy Nefilim? – spytał Aaron.

Upadły anioł skinął głową.

– Szybko się uczysz. Tak, to właśnie Grigori są odpowiedzialni za ten bałagan. Ale nie tylko oni.

Zeke wstał, zdjął płaszcz i powiesił go na oparciu łóżka.

– Nie byliśmy jedynymi aniołami, którym wpadły w oko śmiertelne kobiety. Byli też inni, dezerterzy z Wielkiej Wojny Niebiańskiej, którzy przybyli na Ziemię by się tam ukryć.

Wielka Wojna Niebiańska. Aaron przypomniał sobie poemat Johna Miltona Raj utracony. Czytał go na zajęciach z literatury angielskiej u profesora 0'Leary.

– A więc to nie była literacka fikcja? – spytał Ezekiela. – Naprawdę miała miejsce taka wojna między aniołami?

Zeke klapnął na łóżko i popatrzył w sufit. Aaron dostrzegł w jego ręce papierosa.

– Nie, to była prawda.

Upadły anioł wziął papierosa między dwa palce i zamknął oczy, delikatnie zaciskając powieki. Nagle Aaron zobaczył dym i płomień. Zeke zapalił papierosa samymi palcami. Ja chyba śnię – pomyślał.

– Grigori nie brali w niej udziału, ale z tego, co słyszałem, działy się tam straszne rzeczy. – Stary anioł zaciągnął się papierosem, a potem odchylił głowę do tyłu i wypuścił z ust kłąb siwego dymu.

– Chyba nie wolno tu palić – dodał – ale nie mogłem się powstrzymać. Cholernie trudno rzucić ten nałóg.

Zaciągnął się ponownie, tym razem wypuszczając dym nosem.

Tak naprawdę to Poranna Gwiazda wszystko popsuł -powiedział, wracając myślami do przeszłości. – Nie potrafił docenić tego, co miał wcześniej. Aaron speszył się. – Poranna Gwiazda?

Zeke zaciągał się papierosem tak łapczywie, jakby miał to być ostatni w jego życiu.

– Lucyfer. Lucyfer Poranna Gwiazda. Niegdyś był prawą ręką Boga, ale zgubiła go zazdrość. On i jego bra-cia, którzy podążyli za nim, spieprzyli wszystko jeszcze bardziej niż my.

W pokoju śmierdziało gryzącym dymem. Aaron oddałby w tej chwili wiele, żeby było tu okno. Zamachał ręką przed twarzą, mając nadzieję, że w ten sposób uda mu się rozgonić dym i odetchnąć nieskażonym powietrzem.

– Ale w porównaniu z losem, który go spotkał, nam tak się upiekło.

Gabrielowi zaczęło się coś śnić. Leżąc na podłodze, podkurczał co chwilę łapy, jakby kogoś gonił. Aaron uśmiechnął się, obserwując swojego psa. Zawsze ciekawiło go, co też może śnić się psu. Musi o to spytać Gabriela, kiedy się obudzi.

Po chwili jednak zwrócił swoją uwagę z powrotem na mężczyznę leżącego na łóżku.