– Bycie człowiekiem całkowicie mu odpowiada – odrzekł Kamael, obserwując bacznie swojego wroga.
– Nie obchodzi mnie, co mu odpowiada, a co nie.
W najmniejszym stopniu – warknął Werchiel, odwracając głowę w stronę Kamaela. – Mimo wszystko musi zostać zniszczony. Dla jego własnego dobra. – Anioł uśmiechnął się, w pełni świadom efektu, jaki wywołały jego słowa. – Jest zbyt niebezpieczny, żeby żyć.
Kamael usłyszał trzask zamykanych drzwi – Aaron i dziewczyna pewnie wsiedli już do samochodu. W jego dłoni zapłonął miecz. Kamael był gotów do walki, jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Grozisz mi bronią? – spytał Werchiel. Z jego ciała emanowała ta sama energia.
Wtem na parkingu rozległo się przeraźliwe wycie alarmów samochodowych. Auta zaczęły mrugać światłami, słychać było też klaksony, które zdawały się zwiastować nadejście jakiejś ważnej persony. Ludzie w popłochu rzucili się do ucieczki. Nikt nie widział dwóch aniołów, szykujących się nieopodal do śmiertelnego starcia.
– Byliśmy kiedyś braćmi, Kamaelu – ciągnął Werchiel, – Wypełnialiśmy nasze święte obowiązki z tą samą żarliwością. A teraz, do czego nas to doprowadziło?
W zgiełku dobiegającym z parkingu Kamael wychwycił odgłos jednego samochodu, który zapalił silnik i odjeżdżał powoli. Poczuł ulgę, że Aaronowi przynajmniej na razie udało się uciec. Nie odezwał się ani słowem.
– Przyszedłem cię ostrzec, Kamaelu – zakończył Werchiel, a bijąca od niego energia nieco przygasła. – Jako twój były brat, jestem ci to winien.
Kamael nie opuścił broni, lecz rozejrzał się wokół w poszukiwaniu innych żołnierzy Werchieła.
– To wszystko zmierza do nieuchronnego końca. -Werchiel wsunął dłonie do kieszeni płaszcza i odwrócił się, żeby odejść. – Długo to trwało, ale koniec jest już bliski. Dzień Sądu Ostatecznego.
Kamael patrzył, jak jego dawny sprzymierzeniec, a obecnie śmiertelny wróg oddala się. Chciał go zawołać i wyjaśnić mu wszystko, ale wątpił, by Werchiela interesowało to, co ma mu do powiedzenia. – Rozejm się skończył – dodał jeszcze Werchiel. – Jeśli staniesz mi na drodze, nie zawaham się zetrzeć cię proch – ostrzegł go. – Uważaj, po czyjej stronie się powiadasz, bo jeśli źle wybierzesz, podzielisz ich los. Broń w dłoni Kamaela powoli znikała. Gdy patrzył w ślad za oddalającym się aniołem, poczuł nagle znajomy ucisk w żołądku. Dobrze znał to uczucie. Próbował o nim zapomnieć, gdy tylko zdecydował się podążyć za głosem starożytnej przepowiedni. Trzymał je na uwięzi, nie pozwalając mu wypełznąć na wolność. Jednak słowa Werchieła sprawiły, że uczucie to znów wyszło z cienia i na dobre zagościło w jego głowie. To uczucie nazywało się wątpliwość.
ROZDZIAŁ 9
Aaron jechał swoją Toyotą Corollą w dół Zachodniej Alei, w kierunku McDonough Square, Odkąd zrobił prawo jazdy, był w tej części miasta tysiące razy, ale nigdy jakoś nie zwracał zbytniej uwagi na otoczenie. W tej okolicy mieszkała Vilma Santiago Sklep tytoniowy Febonio's, sklep spożywczy Snell's, sklep z artykułami dla mężczyzn Mitchell's – zauważał dziesiątki nowych budynków, z których istnienia nie zdawał sobie sprawy aż do dzisiaj, i które teraz starał się zapamietać, na wypadek gdyby miał tu jeszcze kiedyś wrócić.
– To tutaj, Aaronie. Po lewej. – Vilma wskazała mu przez szybę.
Aaron spojrzał w tamtą stronę i zobaczył niewielką uliczkę, przy której stał mały sklep z szyldem „Wszystko z Brazylii".
– Tutaj? – spytał, włączając kierunkowskaz i zwalniając.
– Zgadza się – odpowiedziała Vilma. – To ślepy zaułek. Cholernie trudno tu trafić, a jeszcze trudniej się stąd wydostać.
Aaron poczekał, aż nadjeżdżające z naprzeciwka samochody przejadą i będzie mógł skręcić. W końcu jakiś gość w czarnej furgonetce z namalowanym na drzwiach promem kosmicznym Enterprise przepuścił go i Aaron skręcił w uliczkę, która nosiła nazwę Belvidere Place.
– To ten brązowy dom na końcu ulicy – wskazała Vilma, odnosząc plecak z podłogi i kładąc go sobie na kolanach.
Uliczka rzeczywiście była bardzo mała, niewiele szersza niż długość jego samochodu. Na końcu drogę zagradzała siatka, za którą znajdował się kościół i parking. Przy ulicy stało osiem domów, cztery po każdej Stronie. Wszystkie wyglądały niemal identycznie.
Aaron zaparkował przed ostatnim domem po prawej i obrócił się, żeby spojrzeć na Vilmę. Dziewczyna sięgała właśnie ręką do klamki.
Pewnie nie może się doczekać, żeby ode mnie uciec – pomyślał. Wiedział, że po drodze był strasznie rozkojarzony. Im bardziej starał się zapomnieć o spotkaniu z Kamaelem, tym bardziej wracał do niego myślami. Bał się, że ten wewnętrzny chaos mógł udzielić się także Vilmie.
– Przykro mi, że spotkanie z gościem z Emersona nie wypaliło – odezwała się Vilma, a w jej głosie zabrzmiało autentyczne współczucie.
Aaron powiedział jej, że facet okazał się totalnym palantem i nie przypadli sobie do gustu. W ten sposób pewnie sam skreślił się z listy potencjalnych kandydatów do stypendium.
– Nic się nie stało. – Aaron wzruszył ramionami – I tak nie chciałem tam studiować.
Nie znosił jej okłamywać, bo to nie wróżyło dobrze ich ewentualnej przyszłości. Ale jaki miał wybór? Nie mógł przecież opowiedzieć Vilmie o szaleństwie, w jakie zamieniło się w ostatnich tygodniach jego życie. Zaczął się nawet zastanawiać. czy powinien w ogóle robić sobie nadzieję na jakąś bliższą znajomość z Vilmą. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było wciąganie ją w wir obłędu, który kręcił się wokół niego.
Cisza, która zapadła w samochodzie, była niemal nie do zniesienia. W końcu Vilma uchyliła drzwi i spojrzała na niego. Uśmiechnął się.
– Dziękuję za podwiezienie, bardzo to doceniam – powiedziała, odwzajemniając uśmiech.
Aaron zawstydził się. – Dzisiaj miałam ze sobą chyba wszystkie możliwe książki. Torba pęka mi w szwach. – Poklepała wypchaną nylonową torbę, przewieszoną przez ramię.
– Żaden problem – odparł Aaron, dotykając gładkiej kierownicy. – Polecam się na przyszłość.
Vilma otworzyła drzwi, ale nie wysiadła. Aaron pomyślał, czy nie powinien wykonać jakiegoś dżentelmeńskiego gestu, na przykład obejść samochód z drugiej strony i jej pomóc.
– Wiesz, możesz do mnie zadzwonić, kiedy tylko ze-chcesz – wyrwało się Vilmie, która bawiła się zamkiem od torby. – Na przykład, jeśli będziesz miał ochotę pogadać. O Emersonie albo o eseju – zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
Aaron popatrzył na nią – naprawdę na nią popatrzył, Nagle cała nerwowość, która do tej pory mu towarzyszyła – i brak pewności siebie – gdzieś zniknęły. Zdał sobie sprawę, że Vilma jest nie tylko najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział, ale też jak najbardziej realną. Nie bawiła się z nim w żadne gierki. Mówiła dokładnie to, co miała na myśli, i to mu się podobało. Bardzo.
– Dlaczego chcesz mi pomóc? – spytał ją nagle, odwracając spojrzenie i wbijając znów wzrok w kierownicę. – Na pewno masz mnóstwo ciekawszych rzeczy do roboty niż spędzanie czasu ze mną.
Vilma zastanowiła się przez chwilę, a potem skinęła głową.
– Pewnie masz rację. Sprzątanie po kuzynkach, pranie, odrabianie lekcji – tak, masz rację. Jest mnóstwo ciekawszych rzeczy niż rozmowa z przystojnym chłopakiem przez telefon.
Aarona na chwilę zatkało. Nerwowo podrapał się w tył głowy.
– Chcesz powiedzieć, że jestem przystojny, czy też mówiłaś o kimś innym, do kogo masz zamiar zadzwonić?