Выбрать главу

— Nie, nie całe osiem miliardów na raz. Przybędą tu i osiądą czasowo, a potem odejdą. Na planecie będzie mieszkał niewielki ułamek całej populacji.

— Miliony. Z całą pewnością. Nie można wcisnąć kilku milionów ludzi do kopuły i kazać im tam mieszkać bez żywności, wody i wszystkiego innego. Będą musieli osiedlić się na całej planecie. Tworzyć ekosystemy. Erytro tego nie wytrzyma. Będzie musiała się bronić.

— Jesteś tego pewna?

— Będzie musiała. Ty zrobiłbyś inaczej?

— Oznaczałoby to śmierć miliardów.

— Nic na to nie poradzę. — Marlena zacisnęła wargi, a potem powiedziała: — Jest inny sposób.

— O czym ta dziewczyna mówi? — zapytał gniewnie Leverett. -Jaki inny sposób?

Marlena rzuciła mu krótkie spojrzenie, a potem zwróciła się do Genarra:

— Nie wiem. Erytro wie… to znaczy mówi, że ta wiedza… jest gdzieś tutaj… ale nie potrafi wyjaśnić.

Genarr wyciągnął obydwie ręce wstrzymując w ten sposób falę pytań.

— Pozwólcie mi mówić. Zwrócił się do Marleny.

— Marleno, uspokój się. Jeśli martwisz się o Erytro, to jest to zupełnie niepotrzebne. Erytro doskonale daje sobie radę sama. A teraz powiedz mi, co to znaczy, że Erytro nie może wyjaśnić?

Marlena oddychała szybko.

— Erytro wie, że potrzebna nam informacja jest gdzieś tutaj, ale nie posiada ludzkiego doświadczenia, nie zna naszej nauki, naszych sposobów myślenia. Nie rozumie.

— Ta informacja jest w umyśle kogoś z obecnych?

— Tak, wujku Sieverze.

— Czy Erytro nie może wysondować naszych umysłów?

— Zrobiłaby im krzywdę. Może sondować mój umysł bez żadnej szkody.

— Tak, wiem o tym — powiedział Genarr. — Ty nie posiadasz tej informacji?

— Nie, oczywiście, że nie. Ale Erytro może wykorzystać mój umysł jako sondę do… innych umysłów. Do twojego. Ojca. Wszystkich.

— Czy to bezpieczne?

— Erytro sądzi, że tak… Ale… och, wujku Sieverze…bóję się.

— To szaleństwo! — wyszeptał Wu. Genarr szybko nakazał mu milczeć przykładając palec do ust. Fisher zerwał się na równe nogi.

— Marleno, nie powinnaś…

Poirytowany Genarr machnął na niego ręką.

— Nic nie możesz teraz zrobić, Krile. Mówimy o życiu lub śmierci miliardów ludzi… powtarzamy to w kółko… i musimy pozwolić Erytro pomóc nam. Marleno…

W oczach dziewczyny ukazały się białka. Wyglądała jak w transie.

— Wujku Sieverze — wyszeptała — weź mnie za rękę… Wstała i potykając się, upadając niemal, podeszła do Genarra, który objął ją wpół i przycisnął do siebie.

— Marleno… uspokój się… wszystko będzie dobrze… Ostrożnie usiadł na fotelu trzymając w objęciach jej bezwładne ciało.

Wyglądało to jak bezgłośna, świetlna eksplozja, która przesłoniła świat. Nic nie istniało poza sobą.

Genarr nie wiedział, że jest Genarrem. Jego ja rozpłynęło się w niebycie. Istniała tylko świetlista, unerwiona mgła o niepokojącej złożoności; mgła obejmująca wszystko, a jednocześnie dzieląca się na nitkowe odnogi, które same w sobie tworzyły skomplikowaną do granic całość.

Wszystko wirowało, zbliżało się i oddalało, rozszerzało się i dzieliło ponownie. Wszystko istniało od zawsze, ciągle, bez przerwy niczym hipnotyczny sen bez końca.

Nieskończony upadek w przestrzeń, która otwierała się, będąc bliżej, i nigdy naprawdę nie mogąc się otworzyć. Nieskończona, zmieniona bez zmian. Obłoczki tworzące kolejną złożoność.

Dalej i dalej. Bezdźwięcznie. Bez czucia. Bezświadomie. Coś, co ma właściwości światła i nie jest światłem. Umysł, który zaczyna zdawać sobie sprawę z własnego istnienia.

A potem, z wysiłkiem — jeśli w ogóle we Wszechświecie istniało takie pojęcie jak wysiłek — i z westchnieniem — jeśli we Wszechświecie w ogóle istniał dźwięk — wszystko pociemniało, odwróciło się, zaczęło obracać się coraz szybciej, dalej i dalej, aż zamieniło się w świetlisty punkt, który błysnął i zniknął.

Wszechświat był natrętny w swoim istnieniu. Wu przeciągnął się i powiedział:

— Czy wszyscy… doświadczyli tego co ja?

— Ja… — zaczął Leverett — uwierzyłem. Jeśli jest to szaleństwo, to w takim razie wszyscy oszaleliśmy.

Genarr ciągle trzymał Marlenę w ramionach. Pochylił się nad nią z bolesnym wyrazem twarzy. Dziewczyna oddychała ciężko.

— Marleno… Marleno… Fisher zerwał się na nogi.

— Czy nic jej nie jest?

— Nie wiem — wyszeptał Genarr. — Żyje, ale to za mało… Otworzyła oczy. Spoglądała na Genarra pustym wzrokiem bez wyrazu.

— Marleno… — powtórzył zrozpaczony Siever.

— Wujek… — odpowiedziała ledwo słyszalnie. Genarr odetchnął. Rozpoznała go.

— Nie ruszaj się — powiedział. — Poczekaj aż to się skończy.

— Skończyło się. Tak się cieszę, że już się skończyło.

— Nic ci nie jest?

Milczała przez chwilę, a potem odpowiedziała:

— Czuję się… dobrze. Erytro mówi, że nic mi nie jest.

— Czy odnalazłaś tę sekretną wiedzę, którą posiadamy? — zapytał Wu.

— Tak, doktorze Wu. Odnalazłam — przerwała i przyłożyła rękę do wilgotnego czoła. — To pan posiadał tę wiedzę.

— Ja? — zapytał zaintrygowany Wu. — Co to było?

— Ja… nie całkiem rozumiem — powiedziała Marlena. — Może pan mi to wyjaśni… Spróbuję opisać…

— Co opisać?

— Coś… że grawitacja odpycha rzeczy od siebie zamiast je przyciągać…

— Tak! To odpychanie grawitacyjne! — powiedział Wu. — To część teorii lotów superiuminalnych… — Wu wziął głęboki oddech i wyprostował się. — To moje odkrycie!

— Tak… — powiedziała Marlena. — Jeśli leci się w hiperprzestrzeni obok Nemezis, to ona odpycha… Im szybciej się leci, tym większe odpychanie…

— Tak, każdy statek zostanie odepchnięty.

— A czy Nemezis nie zostanie odepchnięta w przeciwnym kierunku?

— Tak, odwrotnie proporcjonalnie do masy, ale odepchnięcie Nemezis będzie niezwykle małe… niemierzalne.

— Ale gdyby powtarzać to przez setki i tysiące lat?

— Ruch Nemezis w dalszym ciągu nie uległby zmianie.

— Tak… Ale zmieniłaby się droga i z każdym rokiem świetlnym zmiana ta byłaby coraz większa i Nemezis w rezultacie mogłaby ominąć Ziemię wystarczająco daleko…

— No cóż… — powiedział Wu.

— Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? — zapytał Leverett.

— Moglibyśmy zastanowić się… Na przykład gdybyśmy wyobrazili sobie asteroid… wchodzący w hiperprzestrzeń na trylionową część sekundy i wychodzący z hiperprzestrzeni z normalną szybkością miliony kilometrów dalej… Asteroidy orbitujące wokół Nemezis… wchodzące w hiperprzestrzeń zawsze po tej samej stronie… — Wu zamyślił się, a potem powiedział, jak gdyby na własną obronę: — Tak… na pewno kiedyś sam bym na to wpadł…

— To wszystko pańska zasługa — powiedział Genarr. — Mariena wysondowała pański umysł.

Wu spojrzał na trzech pozostałych mężczyzn.

— No cóż, panowie, wydaje się, że możemy zapomnieć o wykorzystaniu Erytro jako stacji tranzytowej — chyba, że zajdzie coś absolutnie nieprzewidzianego. Ziemia nie będzie ewakuowana, jeśli nauczy się wykorzystywać odpowiednio odpychanie grawitacyjne. Sądzę, że wiele zawdzięczmy obecności Marleny…

— Wujku Sieverze… — powiedziała.

— Tak, moja droga…

— Jestem śpiąca.