Выбрать главу

Fisher postanowił zachować się cynicznie.

— Jak na to wpadłeś? Sny? Intuicja?

— Nie. Znam kobietę, której siostra zna kogoś z zespołu Starego. Wystarczy ci?

— Oczywiście, że nie. Czekam na więcej.

— Nie wolno mi. Posłuchaj, Krile, jestem twoim przyjacielem. Wiesz, że pomogłem ci odzyskać twoje poprzednie stanowisko w Biurze.

Krile kiwnął głową.

— Wiem i doceniam to. Próbowałem nawet zrewanżować się od czasu do czasu.

— Zrobiłeś to i ja to również doceniam. Posłuchaj, mam zamiar przekazać ci informację, która zakwalifikowana jest jako tajna, a która może być dla ciebie ważna i przydatna. Czy gotów jesteś przyjąć moje warunki i nie wydać mnie?

— Zawsze do usług.

— Wiesz oczywiście, czym się zajmowaliśmy.

Fisher odpowiedział „tak”. Było to kolejne głupie pytanie retoryczne, na które nie można było udzielić innej odpowiedzi. Od pięciu lat agenci Biura (od trzech lat z Fisherem włącznie) przetrząsali śmietniska informacyjne Osiedli. Grzebali w odpadach.

Każde Osiedle pracowało nad hiperwspomaganiem podobnie jak Ziemia, odkąd tylko rozeszła się wiadomość, że Rotor dopiął celu i wreszcie to udowodnił, opuszczając Układ Słoneczny. Prawdopodobnie większość Osiedli, a może nawet wszystkie, dostały fragmenty tego, nad czym pracował Rotor. Zgodnie Umową o Powszechnej Dostępności Nauki, wszystkie te fragmenty powinno położyć się na stole i ułożyć z nich całość, która mogła oznaczać hiperwspomaganie dla każdego. Nikt jednak nie odważył się zaproponować takiego rozwiązania. Trudno było przewidzieć, jakie pożyteczne odkrycia mogą wiązać się z pracami nad hiperwspomaganiem, i żadne z Osiedli nie traciło nadziei, że wygra ze wszystkimi w tej dziedzinie, zdobywając tym samym pozycję lidera. Każde działało więc na własną rękę z tym, co miało — jeśli miało cokolwiek — a żadne z nich nie miało wystarczająco dużo. Ziemia natomiast dzięki rozbudowanej Ziemskiej Radzie Śledczej przyglądała się wszystkim Osiedlom bez wyjątku. Ziemia prowadziła połów, a Fisher był jednym z rybaków.

Wyler zaczął mówić bardzo powoli:

— Zebraliśmy wszystko, co mamy do kupy i wydaje mi się, że to wystarczy. Będziemy mieli podróże z hiperwspomaganiem. Myślę, że polecimy na Sąsiednią Gwiazdę. Nie chciałbyś wziąć udziału w tej wyprawie?

— Po co miałbym brać w niej udział, Garand? Jeśli w ogóle dojdzie do tej podróży, w co wątpię.

— Jestem pewien, że dojdzie. Nie mogę zdradzić ci źródła, ale możesz wierzyć mi na słowo, naprawdę.

Oczywiście, że chciałbyś tam polecieć. Mógłbyś zobaczyć się z żoną, a jeśli nie z nią, to z dzieckiem.

Fisher poruszył się niespokojnie. Wydawało mu się, że połowę swojego życia spędził na próbach zapomnienia o tych oczach. Martena ma teraz sześć lat, mówi cichym, stanowczym głosem — jak Rosanna. Widzi poprzez ludzi — jak Rosanna.

— Mówisz bzdury, Garand — powiedział. — Nawet gdyby doszło do takiego lotu, dlaczego mieliby mnie zabrać? Wzięliby specjalistów z tej czy innej dziedziny. Poza tym Stary dopilnuje, żebym nie znalazł się w pobliżu. Pozwolił mi wrócić do Biura i przydzielił mi nawet zadania, ale nie zapomina o niepowodzeniach, a ja zawiodłem go na Rotorze.

— Tak, ale właśnie o to chodzi. Dlatego jesteś specjalistą. Jeśli ma zamiar rozprawić się z Rotorem, jak mógłby nie uwzględnić jedynego Ziemianina, który mieszkał tam przez cztery lata? Kto lepiej od ciebie rozumie Rotora i kto lepiej od ciebie wie, jak się z nim dogadać? Poproś o spotkanie. Wykaż mu to czarno na białym, ale pamiętaj, że nie wiesz nic o hiperwspomaganiu. Mów tylko o możliwościach, używaj trybu przypuszczającego. I nie wciągaj mnie w to w żaden sposób. Ja również nic nie wiem.

Fisher zmarszczył czoło w zamyśleniu. Czy to możliwe? Bał się nawet mieć nadzieję.

Następnego dnia, gdy Fisher ciągle zastanawiał się nad ryzykiem związanym z prośbą o spotkanie» z Tanayamą, decyzja została podjęta bez jego udziału. Wezwano go.

Zwykły agent rzadko bywa wzywany przez dyrektora. Jest wielu zastępców zajmujących się agentami. A jeśli już do zwykłego agenta zostanie skierowane wezwanie do Starego, zawsze oznacza to złe wieści. Krile Fisher z ponurą rezygnacją przygotował się na otrzymanie skierowania na stanowisko inspektora w fabryce nawozów.

Tanayamą spojrzał na niego zza biurka. Przez ostatnie trzy lata, które upłynęły od odkrycia Sąsiedniej Gwiazdy, Fisher widywał dyrektora bardzo rzadko i niezwykle krótko, jednak nie zauważył żadnych zmian w wyglądzie Japończyka. Tanayamą był jak zwykle mały i pokręcony, i trudno było wyobrazić sobie, co jeszcze może ulec zmianie w jego postawie. Nie zmieniła się także ostrość jego spojrzenia ani ponury grymas na ustach. Niewykluczone, że miał na sobie to samo ubranie, które nosił przed trzema laty. Nie wypadało pytać.

Powitał go ten sam ostry, zgrzytliwy głos, jednak zaskoczył go ton: wydawało się to nieprawdopodobne, ale w świetle ostatnich wydarzeń astronomicznych, Tanayamą miał zamiar udzielić mu pochwały.

— Fisher, dobrze się spisałeś. Chcę, żebyś usłyszał to ode mnie — powiedział Tanayamą swoim dziwnym, mimo to miłym dla ucha planetarnym angielskim.

Fisher stojąc przed dyrektorem (nie poproszono go, by usiadł) usiłował powstrzymać uśmiech zadowolenia.

— Nie mogę zorganizować ci święta państwowego z tej okazji — powiedział Tanayamą — ani parady laserowej czy holograficznej procesji. Nie pozwala na to natura naszej pracy. Mogę ci tylko pogratulować.

— To mi wystarczy, dyrektorze — odpowiedział Fisher. — Dziękuję panu.

Tanayamą spoglądał na niego swoimi wąskimi oczami. W końcu powiedział:

— Czy to wszystko, co chcesz mi zakomunikować? Żadnych pytań?

— Przypuszczam, dyrektorze, że powie mi pan to, co powinienem wiedzieć.

— Jesteś agentem, zdolnym agentem. Czy znalazłeś coś dla siebie?

— Nic, dyrektorze. Nie szukam niczego oprócz tego, co przewidują instrukcje.

Tanayama kiwnął głową.

— Prawidłowa odpowiedź, lecz mnie interesują nieprawidłowe odpowiedzi. Na co wpadłeś?

— Jest pan zadowolony ze mnie, dyrektorze. Tłumaczę to sobie w ten sposób, że być może udało mi się dostarczyć jakieś pożyteczne dla pana informacje.

— Pożyteczne pod jakim względem?

— Sądzę, że nie ma nic bardziej pożytecznego dla pana, niż technologia hiperwspomagania.

Tanayama otworzył usta i powiedział cicho „Ah-h-h.”

— I co dalej? Zakładając, że jest tak jak mówisz, co mamy robić dalej?

— Polecieć do Sąsiedniej Gwiazdy. Odnaleźć Rotora.

— I nic poza tym? To wszystko, co mamy zrobić? Nie patrzysz dalej w przyszłość?

W tym momencie Fisher postanowił zagrać va banque. Kolejna okazja może się nie zdarzyć.

— Jest jeszcze coś. Kiedy pierwszy ziemski statek opuści Układ Słoneczny, za pomocą hiperwspomagania, ja będę na jego pokładzie.

Zanim jeszcze dokończył to zdanie, wiedział, że przegrał — a przynajmniej nie dane było mu wygrać. Twarz Tanayamy pociemniała.

— Siadaj! — wypowiedziane to było ostrym, rozkazującym tonem.

Fisher usłyszał dźwięk zbliżającego się krzesła, którego prymitywny skomputeryzowany silnik zareagował na słowa Tanayamy.

Usiadł, nie sprawdziwszy nawet, czy krzesło rzeczywiście stoi za nim. Nie chciał obrazić Tanayamy niepotrzebnym gestem, a przynajmniej nie w tej chwili.

— Dlaczego chcesz być na pokładzie statku? — zapytał dyrektor. Fisher z trudem panował nad swoim głosem.