— Moja praca…
— Nie masz pracy. Nie będziesz miała pracy, jeśli Pitt tego nie zażąda. Nawet gdyby pozwolił ci wrócić, z pewnością znalazłabyś się na bruku. Tutaj natomiast jest sprzęt, którego możesz używać, którego używałaś. Przyjechałaś tutaj przecież po to, by zrobić coś, czego nie można było zrobić na Rotorze.
— Moja praca się nie liczy! — wykrzyknęła trochę bez sensu Insygna. — Czy nie rozumiesz, że ja chcę wrócić z tych samych powodów, dla których on chce mnie tu zatrzymać? On chce zniszczyć Marlenę. Gdybym wiedziała o tym zanim tu przyleciałyśmy, gdybym wiedziała o Pladze Erytro, nigdy nie zdecydowałabym się na pobyt tutaj. Nie wolno mi narażać Marleny.
— Ja również nie mam zamiaru jej narażać — odpowiedział Genarr. — Oddałbym za nią życie.
— Lecz zostając tutaj, ryzykuje.
— Marlena tak nie uważa.
— Marlena! Marlena! Czy wydaje ci się, że ona jest boginią? Co ona może wiedzieć?
— Posłuchaj Eugenio. Porozmawiajmy rozsądnie. Gdyby rzeczywiście istniało jakieś zagrożenie, byłbym pierwszym, który wpakowałby was na statek na Rotora. A teraz skup się i odpowiedz na moje pytanie: Czy Marlena cierpi na megalomanię?
Insyganą wstrząsały dreszcze. Jej gniew narastał.
— Nie wiem, o co ci chodzi.
— Czy Marlena kiedykolwiek przechwalała się czymś, czy głosiła własną wielkość bez względu na śmieszność takich deklaracji?
— Oczywiście, że nie. Jest bardzo rozsądna… Ale dlaczego pytasz? Wiesz, że nigdy nie deklarowała…
— Niczego bezpodstawnie. Wiem. Nigdy nie przechwalała się swoim talentem. Wszystko, co wiemy na ten temat, zostało wymuszone przez okoliczności.
— Tak, lecz czemu służą te pytania? Genarr ściszył głos.
— Czy twierdziła kiedykolwiek, że posiada olbrzymią intuicję? Czy mówiła, że jest absolutnie przekonana, że coś, coś konkretnego z pewnością się wydarzy lub nie wydarzy i nie podawała żadnego innego powodu oprócz własnej pewności?
— Nie, oczywiście, że nie. Marlena zawsze zwraca uwagę na dowody. Nigdy nie twierdzi niczego bez odpowiednich dowodów.
— A jednak zdarzyło jej się to przynajmniej raz. Jest przekonana. że Plaga jej nie tknie. Twierdzi, że absolutnie w to wierzy. Już na Rotorze była pewna, że nic złego nie może spotkać jej na Erytro, a odkąd znalazła się w Kopule, pewność ta jeszcze się nasiliła. Jest zdecydowana — absolutnie zdecydowana — aby pozostać tutaj.
Oczy Insygny rozszerzyły się. Dłoń powędrowała w kierunku ust. Z gardła wydobył się nieartykułowany jęk.
— W takim razie… — chciała coś powiedzieć, lecz jej się nie udało.
— Tak? — zapytał poruszony Genarr.
— Nie rozumiesz? Ona zachorowała! Jej osobowość ulega zmianom. Jej umysł jest chory! — Genarra poraziła ta myśl, lecz po chwili powiedział:
— Nie, to niemożliwe. W żadnym z dotychczasowych przypadków Plagi nie pojawiły się takie symptomy. To nie jest Plaga.
— Ale jej umysł różni się od innych. Jej symptomy także mogą być inne.
— Nie — odpowiedział z przekonaniem Genarr. — Nie mogę w to uwierzyć. Nigdy w to nie uwierzę. Jestem przekonany, że jeśli Marlena mówi, że jest odporna na Plagę, to znaczy, że jest tak naprawdę. Jej odporność być może pozwoli nam rozwikłać zagadkę Plagi.
Insygna pobladła.
— Czy to właśnie dlatego chcesz zatrzymać ją na Erytro, Sieverze? Chcesz, aby stała się narzędziem w walce z Plagą?
— Nie! Nie mam zamiaru jej wykorzystywać! Jednakże ona pragnie tu zostać i może stać się narzędziem bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie.
— A ty jej na to pozwolisz tylko dlatego, że ma taki kaprys? Tylko dlatego, że w jej głowie narodził się ten niewiarygodny pomysł, w którym nie dostrzegamy obydwoje za grosz logiki? Naprawdę uważasz, że powinniśmy pozwolić jej zostać tylko dlatego, że tego pragnie? Czy odważysz się powiedzieć mi to prosto w twarz?
— Prawdę mówiąc mam taką ochotę — powiedział z wysiłkiem Genarr.
— Wyobrażam sobie, z jaką łatwością przychodzi ci mieć taką ochotę. Ona nie jest twoim dzieckiem. Jest moja. Jest moim jedynym…
— Wiem — powiedział Genarr. — Jest jedyną rzeczą, jaka pozostała ci po… Krile. Nie patrz tak na mnie. Wiem, że nigdy nie pogodziłaś się z tą stratą. Rozumiem to, co czujesz.
Ostatnie zdanie wypowiedział bardzo miękko, delikatnie, tak jak gdyby pragnął pogłaskać ją po głowie.
— Mimo wszystko, Eugenio, jeśli Marlena naprawdę pragnie zbadać Erytro, nic nie jest w stanie jej powstrzymać. A jeśli jest absolutnie pewna, że Plaga nie zaatakuje jej umysłu, być może właśnie to okaże się najlepszą szczepionką przeciw Pladze. Jej psychiczna trzeźwość i pewność mogą okazać się doskonałym mechanizmem immunologicznym.
Insygna podniosła głowę. Jej oczy płonęły.
— Mówisz bzdury i nie masz prawa zezwalać na romantyczne zachcianki piętnastoletniego dziecka. Marlena jest dla ciebie kimś obcym. Nie kochasz jej.
— Nie jest dla mnie nikim obcym i kocham ją. Co więcej, podziwiam ją. Miłość nie pozwoliłaby mi na podejmowanie takiego ryzyka, lecz podziw tak. Pomyśl o tym.
Siedzieli w ciszy przyglądając się sobie.
Rozdział 20
DOWÓD
Kattimoro Tanayama, ze zwykłą nieustępliwością, przeżył wyznaczony mu rok i zaczął następny, kiedy jego walka dobiegała końca. Gdy nadszedł czas, opuścił pole bitwy bez słowa czy ostrzeżenia. Jego śmierć zanotowały instrumenty. Ludzie zorientowali się znacznie później.
Odejście Tanayamy wywołało niewielkie poruszenie na Ziemi. Osiedla zupełnie nie zwróciły na nią uwagi. Stary zawsze wykonywał swoją pracę poza zasięgiem opinii publicznej, co zresztą umacniało jego siłę. Wiedzieli o niej jedynie zainteresowani. Ci, którzy w największym stopniu byli zależni od niego, z największą ulgą przyjęli wiadomość o zgonie.
Tessa Wendel dowiedziała się o śmierci Tanayamy dosyć wcześnie, dzięki specjalnemu kanałowi komunikacyjnemu, który został zainstalowany pomiędzy jej kwaterą główną a Hiper City. Mimo że spodziewała się tej wiadomości, przeżyła ogromny szok.
Co będzie dalej? Kto zastąpi Tanaymę i jakie zmiany pociągnie to za sobą? Od dawna już zadawała sobie takie pytania, jednak dopiero teraz zaczynały one nabierać sensu. Pomimo wszystko Tessa Wendel (i reszta zainteresowanych) nie spodziewała się śmierci Starego.
Zwróciła się po pocieszenie do Krile Fishera. Tessa myślała wystarczająco racjonalnie, by zdawać sobie sprawę, że Fisher nie był z nią wyłącznie ze względu na jej starzejące się teraz ciało (które za dwa miesiące miało skończyć pięćdziesiąt lat). Krile, co prawda, również nie młodniał — miał już czterdzieści pięć lat — jednak w przypadku mężczyzny wiek nie jest aż tak istotny. W każdym razie był z nią — czasami wydawało jej się nawet, że ze względu na nią samą — a najczęściej zdarzało się to wtedy, gdy trzymał ją w ramionach.
— I co teraz? — zapytała Fishera.
— Nie jest to niespodzianka, Tesso — odpowiedział. — Wiedzieliśmy o tym od dawna.
— Zgadzam się. Ale gdy już stało się to, co miało się stać, może odpowiesz mi, co będzie z projektem, który do tej pory istniał dzięki jego ślepej determinacji?
— Gdy żył, chciałaś, żeby umarł. Teraz zaś martwisz się o przyszłość… Ale mogę cię uspokoić — projekt będzie kontynuowany. Coś tak wielkiego nie może zostać zatrzymane w połowie — twój projekt żyje już własnym życiem.