Po obiedzie, przy którym nie poruszano problemów technicznych, Koropatsky zwrócił się do Tessy przyjacielskim tonem, w którym brzmiała jednak lodowata groźba:
— Proszę pamiętać, że ma pani trzy lata. Co najwyżej trzy lata.
— A więc mój sprytnie pomyślany wybieg nie był ci wcale potrzebny — powiedział Krile Fisher z udawaną nutą żałości w głosie.
— Nie. Są zdecydowani kontynuować projekt, nawet bez emocji potencjalnej groźby ze strony Osiedli. Martwią się jedynie czymś, czym Tanayama nigdy nie zawracał sobie głowy — jak przeciwdziałać posądzeniu o oszustwo. Myślę, że Tanayama chciał po prostu zniszczyć Rotora, a potem pozwolić wszystkim krzyczeć „Oszustwo”.
— Nie krzyczeliby. Tanayama zadbałby o to, by statek przywiózł coś, co przekonałoby przede wszystkim jego, że Rotor został zniszczony. A potem pokazałby to światu. Jaki jest ten nowy dyrektor?
— Zupełnie inny niż Tanayama. Z pozoru wydaje się miękki i nieporadny, ale odniosłam wrażenie, że Kongres będzie z nim miał tyle samo problemów, co z Tanayama. Na razie zajmuje się przejmowaniem sukcesji i to wszystko.
— Z tego, co mówiłaś o waszej rozmowie, wnioskuję, że jest rozsądniejszy niż Tanayama.
— Tak, ale ta sprawa z „oszustwem”… Ciągle mnie to denerwuje. Jak można w ogóle wyobrazić sobie, że loty kosmiczne są fałszerstwem? Tylko Ziemianie mogli wpaść na coś tak absurdalnego! Nie czujecie kosmosu. Zupełnie. Macie ten swój olbrzymi świat i, poza paroma przypadkami, czujecie się tu dobrze, że nigdy go nie opuszczacie.
Fisher uśmiechnął się.
— Ja należę do tych paru przypadków opuszczających Ziemię. Często. Ty jesteś Osadniczką. Żadne z nas nie jest więc przywiązane do tej czy innej planety.
— To prawda — powiedziała Tessa wpatrując się długo w jego twarz. — Czasami wydaje mi się, że zapominasz o moim pochodzeniu.
— Nigdy, możesz mi wierzyć. Co prawda nie chodzę w kółko i nie powtarzam sobie „Tessa jest Osadniczką! Tessa jest Osadniczką!", ale pamiętam o tym przez cały czas.
— Ale inni nie pamiętają — zatoczyła ręką półkole, które miało wskazywać nieskończoną mnogość tych „innych”. — Jesteśmy w Hiper City, najlepiej strzeżonym miejscu na Ziemi, lecz przed kim nas tak strzegą? Przed Osadnikami. Wszystkim chodzi tylko o to, żeby odbyć pierwszy lot, zanim jeszcze Osiedla zabiorą się do pracy. A kto kieruje tym przedsięwzięciem? Osadniczką.
— Myślisz o tym po raz pierwszy od pięciu lat, od chwili rozpoczęcia projektu.
— Nieprawda. Często zastanawiam się nad tym i czegoś tu nie rozumiem — dlaczego mi ufają? Fisher uśmiechnął się.
— Jesteś nukowcem.
— I co z tego?
— Naukowcy traktowani są jak najemnicy, którzy nie czują się związani z żadną społecznością. Jeśli dasz naukowcowi fascynujący problem, pieniądze, sprzęt i wreszcie pomoc niezbędną do rozwiązania problemu, to nasz hipotetyczny naukowiec nawet przez pięć minut nie będzie zastanawiał się nad źródłem wsparcia. Odpowiedz sobie szczerze na następujące pytanie: „Czy jestem tutaj dlatego, że obchodzi mnie los Ziemi albo Adelii, a może Osiedli lub całej ludzkość?”. Doskonale wiesz, jaka będzie odpowiedź. Jesteś tutaj, ponieważ interesuje cię praca nad lotami superluminalnymi i nic poza tym.
— To, o czym mówisz, jest stereotypem — odpowiedziała pospiesznie Tessa. — Nie każdy naukowiec jest taki. Ja również chyba taka nie jestem.
— Oni zdają sobie z tego sprawę, dlatego jesteś prawdopodobnie pod ciągłym nadzorem. Niektórzy z twoich najbliższych współpracowników, Tesso, mają za zadanie ciągłą obserwację twoich poczynań i meldowanie o nich rządowi.
— Mam nadzieję, że nie jesteś jednym z nich.
— Przypuszczam, że czasami zastanawiasz się nad tym.
— Tak, czasami zdarzało mi się o tym myśleć.
— Mogę cię uspokoić — nie przydzielono mi takiego zadania. Może jestem za bardzo z tobą związany, aby być godny ich zaufania. Podejrzewam, że ja również znajduję się pod nadzorem. Ktoś bez przerwy sprawdza moją użyteczność i dopóki sprawiam, że czujesz się szczęśliwa…
— Jesteś bardzo cyniczny, Krile. Nie wiem, co cię w tym wszystkim bawi?
— Nic mnie nie bawi. Próbuję jedynie myśleć realistycznie. Jeśli kiedykolwiek zmęczysz się mną, stracę swoją funkcję. Nieszczęśliwa Tessa to nieproduktywna Tessa, zostanę więc przesunięty do innych zadań, a oni zaczną się rozglądać za moim następcą. Dla nich liczy się wyłącznie twoje dobre samopoczucie, ja jestem nieważny i to jest chyba rozsądne postawienie sprawy. Rozumiesz teraz, na czym polega mój realizm?
Tessa pogłaskała go po policzku.
— Nie martw się. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do ciebie, aby się tobą zmęczyć. Kiedyś, gdy byłam młodsza, mężczyźni szybko nudzili mi się i pozbywałam się ich, ale teraz…
— Wymagałoby to zbyt wiele wysiłku, co?
— Jeśli wolisz tak myśleć, to myśl. A może po prostu zakochałam się, na swój sposób…
— Rozumiem, o co ci chodzi. Wykalkulowana miłość może być wygodna, ale nie jest to chyba najlepszy moment na udowadnianie tej tezy. Powinnaś najpierw poradzić sobie z tą rozmową z Koropatskim — wydalić z siebie złe fluidy sugerowanego „oszustwa”.
— Być może kiedyś poradzę sobie z tym wszystkim. Jest jeszcze jedna sprawa: przed chwilą powiedziałam ci, że Ziemianie nie czują kosmosu…
— Tak, pamiętam.
— Chcesz usłyszeć dlaczego? Oto przykład: Koropatsky nie czuje — w ogóle nie czuje — czym są wymiary przestrzeni. Mówił o locie na Sąsiednią Gwiazdę i o odszukaniu Rotora. Ale jak sobie to wyobraża? Co jakiś czas namierzamy asteroida i gubimy go, zanim ktokolwiek zdoła obliczyć jego orbitę. Czy wiesz, ile czasu potrzeba na ponowne znalezienie tego asteroida, nawet za pomocą naszych wszystkich nowoczesnych urządzeń i instrumentów? Lata. Kosmos jest wielki, nawet w pobliżu konkretnej gwiazdy, a Rotor… no cóż…
— Zgoda, jednak twój asteroid jest jednym z wielu podobnych ciał. Rotor zaś jest jedynym obiektem takiego rodzaju w pobliżu Sąsiedniej Gwiazdy.
— Kto ci to powiedział? Nawet jeśli Sąsiednia Gwiazda nie posiada systemu planetarnego w naszym rozumieniu tego pojęcia, to z pewnością otoczona jest różnego rodzaju kosmicznym śmieciem.
— Martwym śmieciem, takim jak nasze asteroidy. Rotor jest natomiast żywym Osiedlem, wysyła promieniowanie, które z łatwością zdołamy wykryć.
— Zakładając, że Rotor rzeczywiście jest żywym Osiedlem. A co stanie się, jeśli Rotor okaże się martwy? Wtedy będzie to poszukiwanie jednego z wielu asteroidów. Znalezienie go będzie zadaniem niemal niewykonalnym. A przynajmniej w żadnym rozsądnym czasie.
Twarz Fishera spochmumiała. Tessa chrząknęła i przysunęła się bliżej niego, obejmując ręką jego obwisłe nagle ramiona.
— Kochany, znasz sytuację. Musisz stawić jej czoła.
— Znam — odpowiedział zduszonym głosem. — Mogli jednak przeżyć, prawda?
— Mogli — odpowiedziała naturalnie Tessa. — Dla nas byłoby lepiej, gdyby przeżyli. Tak jak mówiłeś, z łatwością namierzylibyśmy ich promieniowanie. A co więcej…
— Tak?
— Koropatsky chce, żebyśmy przywieźli ze sobą coś, co świadczyłoby, że rzeczywiście spotkaliśmy Rotora. Wydaje mu się, że będzie to najlepszy dowód na to, że byliśmy w głębokiej przestrzeni, w odległości kilku lat świetlnych, a cała podróż będzie przecież trwała kilka miesięcy. Tylko… nie wiem, co dokładnie mielibyśmy przywieźć, co absolutnie przekona wszystkich? Przypuśćmy, że znajdziemy jakieś dryfujące kawałki metalu czy betonu, nikt nie będzie w stanie zaświadczyć, że pochodzą one akurat z Rotora. Kawałek metalu, w dodatku nie oznakowany, może pochodzić z dowolnego miejsca w przestrzeni. Nawet jeśli znajdziemy coś charakterystycznego dla Rotora — jakiś specyficzny wytwór tego Osiedla — z pewnością pojawią się tacy, którzy będą twierdzić, że jest to oszustwo. Gdyby natomiast okazało się że Rotor jest żywym pracującym Osiedlem, być może udałoby nam się przekonać jakiegoś Rotorianina, żeby powrócił z nami. Każdy z nich może zostać zidentyfikowany poprzez odciski palców, wzory siatkówki, analizę DNA. może nawet znajdują się ludzie w Osiedlach, czy tutaj na Ziemi, którzy pamiętają i rozpoznają tego człowieka. Koropatsky bardzo nalegał. Powiedział nawet, że Kolumb wracając ze swojej pierwszej podróży przywiózł ze sobą krajowców z Ameryki.