— Nie — Marlena skurczyła się w sobie. Na twarzy Insygny natychmiast zgasł promyk nadziei, który pojawił się tam przed sekundą.
— Ale dlaczego, Marleno?
— Ponieważ, gdy wujek Siever proponował mi to… stał się nagle bardziej niepewny.
— Nie, to nie to… — powiedział Genarr. Zamilkł, podniósł do góry obydwie ręce i opuścił je w geście wyrażającym rozpacz. -A zresztą… Posłuchaj, Marleno, posłuchaj tego, co powiem, moja droga. Byłem przez chwilę niepewny, ponieważ potrzebujemy dokładnego badania twojego mózgu, które posłuży nam jako standard twojej psychicznej normalności. Jeśli na skutek kontaktu z Erytro zostanie naruszona twoja norma psychiczna, tomograf natychmiast to wykryje, zanim ktokolwiek zdąży się zorientować po twoim zachowaniu. Gdy zaproponowałem ci dokładne badanie mózgu, natychmiast przyszła mi myśl o wykryciu niezauważalnych zmian w psychice. Sama myśl o tym wystarczyła, by wzbudzić mój niepokój. Stało się to niemal automatycznie i właśnie to dostrzegłaś, Marleno. Powiedz mi, jak bardzo niepewnie wyglądałem?
— Nie bardzo — odpowiedziała Marlena. — Ale to nie zmienia faktu, że tak się czułeś. Problem polega na tym, że mogę powiedzieć ci, że czujesz się niepewnie, ale nie mogę powiedzieć dlaczego. Może to dokładne badanie mózgu jest niebezpieczne.
— Jak to? Robiliśmy je już…Marleno, wiesz, że nic ci nie grozi ze strony Erytro. Czy nie możesz powiedzieć tego samego o badaniu mózgu?
— Nie.
— Jesteś pewna, że coś ci zagraża podczas badania? Marlena milczała przez chwilę, a potem odpowiedziała z ociąganiem:
— Nie.
— Jakże więc możesz mieć pewność co do Erytro, jeśli nie masz pewności co do badanie mózgu?
— Nie wiem. Wiem jedynie, że na Erytro nic mi nie grozi, nie mogę jednak powiedzieć tego samego o badaniu mózgu. Nie wiem, czy jest dla mnie groźne, czy nie.
Na twarzy Genarra pojawił się uśmiech. Nie trzeba było posiadać żadnych specjalności, by stwierdzić, że wypowiedź Marteny sprawiała mu ulgę.
— Co cię tak zadowoliło, wujku? — zapytała Martena.
— Jestem przekonany — odpowiedział Genarr — że gdybyś kłamała co do swojej intuicji — po to, powiedzmy, by okazać się ważną, albo z powodu ogólnego romantyzmu, czy wreszcie z jakichś złudnych powodów — robiłabyś to przy każdej okazji. Dlatego jestem skłonny uwierzyć w twoje twierdzenie, że nic nie grozi ci ze strony Erytro. Nie obawiam się także o wynik badania mózgu.
Martena zwróciła się do matki.
— Mówi prawdę, mamo. Widać, że czuje się znacznie lepiej. Ja też czuję się lepiej. To takie oczywiste. Dostrzegasz to?
— Nieważne, co dostrzegam — powiedziała Insygna. — Ja nie czuję się lepiej.
— Och, mamo — wyszeptała Marlena. A następnie zwracając się do Genarra powiedziała: — Poddam się badaniu.
— Wcale mnie to nie dziwi — powiedział Siever Genarr. Przyglądała się wydrukom komputerowym, z subtelnym, niemal ornamentalnym wzorem, które pojawiły się na wysuwającej się z maszyny taśmie. Eugenia Insygna stojąca obok wpatrywała się w nie, niczego nie rozumiejąc.
— Co cię nie dziwi, Siever? — zapytała.
— Nie potrafię ci tego odpowiednio wyjaśnić, nie znam tego ich lekarskiego żargonu. Wyjaśnieniami powinna zająć się Ranay D’Aubisson, nasza miejscowa guru w tej dziedzinie, lecz jej języka nikt nie jest w stanie zrozumieć. Zwróciła mi jednak uwagę…
— To? To wygląda jak skorupka ślimaka.
— Tak, szczególnie w kolorze. Jest to miara złożoności, a nie bezpośrednia wskazówka co do stanu fizycznego — tak przynajmniej mówi Ranay. Ta część jest nietypowa. Z reguły nie występuje w mózgach.
Usta Insygny zadrżały.
— Chcesz powiedzieć, że ona jest chora?
— Nie, oczywiście, że nie. Powiedziałem nietypowa, a nie nienormalna. Nie muszę chyba wyjaśniać różnicy pomiędzy tymi terminami doświadczonemu naukowcowi. Marlena jest odmienna — sama o tym wiesz. W pewnym sensie zadowolony jestem z pojawienia się tej skorupki ślimaka. Gdyby jej mózg był taki jak inne, należałoby poważnie zastanowić się nad tym, dlaczego jest taka jaka jest; skąd bierze się jej niezwykły dar? Czy udaje, a może to my jesteśmy łatwowiernymi głupcami?
— Lecz skąd wiesz, że to nie jest… nie jest…?
— Objaw choroby? To niemożliwe. Mamy wydruki jej poprzednich badań. Ta nietypowość towarzyszy jej od niemowlęctwa.
— Nikt mi o niej nie mówił. Nic o niej nie wiedziałam.
— To zrozumiałe. Wczesne badania mózgu były dosyć prymitywne i mogły nie wykazać, a przynajmniej nic tak uderzającego. Teraz natomiast, gdy mamy już odpowiednie urządzenia, możemy wrócić do tych wczesnych badań i przeprowadzić analizę interesującego nas szczegółu. Ranay już to zrobiła. Jeszcze raz powiadam ci, Eugenio, że powinniście wprowadzić na Rotorze nowoczesne badania mózgu. Decyzja Pitta o ich wstrzymaniu jest jednym z jego najgłupszych posunięć.
Oczywiście, nie jest to tanie…
— Zapłacę — zamruczała Eugenia.
— Nie bądź niemądra. Koszty tego badania pokrywa budżet Kopuły. Przecież wyniki tego testu mogą nam pomóc w rozwiązaniu zagadki Plagi. Tak przynajmniej będzie brzmiała wersja oficjalna. No, wreszcie… Widzisz teraz mózg Marleny zarejestrowany w całej jego złożoności. Gdyby cokolwiek było nie w porządku, zobaczylibyśmy to na ekranie.
— Nie masz pojęcia, jakie to wszystko jest przerażające — powiedziała Insygna.
— Rozumiem, i nie powinnaś czuć się winna. Marlena jest tak święcie przekonana o tym, co mówi, że ja jej wierzę. Wierzę, że za tym absolutnym przekonaniem o własnym bezpieczeństwie kryje się coś innego.
— Jak to?
Genarr wskazał na skorupkę ślimaka.
— Ty tego nie masz, ja także tego nie mam; żadne z nas nie jest w stanie powiedzieć, skąd bierze się jej poczucie bezpieczeństwa. Lecz ono istnieje i sądzę, że powinniśmy wypuścić Marlenę na powierzchnię.
— Czy musimy aż tak ryzykować? Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego powinniśmy ryzykować jej zdrowiem?
— Z dwóch przyczyn. Po pierwsze, ona jest zdecydowana, a wydaje mi się, że jest w stanie zrobić wszystko, na co się zdecydowała — prędzej czy później. Nie możemy zakazać jej wyjścia — lepiej od razu ją odesłać na Rotora, ponieważ nie będziemy w stanie zatrzymać jej tutaj. Po drugie, jej wizyta na powierzchni Erytro może nauczyć nas czegoś o Pladze. Dokładnie nie umiem ci powiedzieć, czego się spodziewam, ale dla nas liczy się każdy drobiazg, nawet okruch wiedzy…
— I dlatego chcesz ryzykować umysłem mojej córki?
— Nie sądzę, aby istniało jakieś ryzyko. Pomijając już moją wiarę w słowa Marleny, zrobię wszystko, aby ją zabezpieczyć. Na początku nie pozwolimy jej na bezpośrednie poruszanie się po powierzchni. Mogę na przykład zorganizować jej lot nad Erytro. Zobaczy jeziora, równiny, wzgórza, kaniony. Możemy nawet polecieć nad brzeg morza. Krajobraz jest tutaj uderzająco piękny — sam go kiedyś podziwiałem — lecz dziki. Nigdzie ani śladu życia, pomijając niewidoczne gołym okiem prokarioty. Być może dzikość Erytro odstraszy ją i straci zainteresowanie dla planety.