Выбрать главу

Fisher uśmiechnął się z ulgą i powiedział:

— Tesso, kocham cię. Nie masz pojęcia, jak bardzo.

— Nie — odpowiedziała — nie mam pojęcia, szczególnie, gdy mówisz to takim głosem, jak gdybyś spodziewał się najgorszego. To dziwne, Krile, ale przez te osiem lat odkąd jesteśmy razem, mieszkamy ze sobą, śpimy ze sobą, nigdy nie powiedziałeś, że mnie kochasz.

— Nigdy?

— Nigdy, możesz mi wierzyć. Słuchałam tego, co mówiłeś. I wiesz, co jeszcze jest dziwne? Ja też nigdy nie mówiłam, że cię kocham, a kocham cię. To wszystko źle się zaczęło. A jednak coś stało się między nami.

— Być może zakochiwaliśmy się w sobie stopniowo — powiedział Fisher zniżając głos — i nawet tego nie zauważyliśmy. To się zdarza, prawda?

Uśmiechnęli się do siebie nieśmiało, jak gdyby zastanawiając się co robić dalej.

Rozdział 25

POWIERZCHNIA

Eugenia Insygna była pełna obaw. A nawet więcej.

— Coś ci powiem, Siever, nie przespałam spokojnie ani jednej nocy od waszej wyprawy samolotem — jej głos zamienił się w coś, co u kobiety o mniejszych walorach charakteru nazwano by piskiem. — Czy lot — lot nad oceanem i powrót późno w nocy — nie wystarczył jej? Dlaczego jej nie powstrzymasz?

— Dlaczego ja nie chcę jej powstrzymać? — powtórzył Genarr powoli, jak gdyby obracając w myślach to pytanie. — Dlaczego jej nie powstrzymuję? Eugenio, już dawno przekroczyliśmy etap, na którym ktokolwiek mógłby ją powstrzymać.

— Nie bądź śmieszny, Siever. To, co mówisz, brzmi jak tchórzostwo. Chowasz się za nią, udajesz, że jest wszechpotężna.

— A nie jest? Ty jesteś jej matką, każ jej zostać w Kopule. Insygna przygryzła wargi.

— Ona ma już piętnaście lat. Nie chcę jej tyranizować.

— Przeciwnie. Bardzo tego chcesz. Ale gdybyś tylko spróbowała, Martena spojrzałaby na ciebie tymi swoimi niezwykłymi oczami i powiedziała coś takiego: „Mamo, czujesz się winna, dlatego że pozbawiłaś mnie ojca, uważasz, że cały Wszechświat sprzysiągł się, aby ci mnie odebrać jako karę i zadośćuczynienie, a to jest niemądry przesąd”.

Insygna oburzyła się.

— Sieverze, to najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Nic takiego nie czuję, nie mogę nawet.

— Oczywiście, że nie. Wymyśliłem to. Ale Marlena nie będzie niczego wymyślać. Ona powie ci prawdę, pozna ją po tym. jak zginasz kciuk albo jak drapiesz się po łopatkach, albo coś w tym rodzaju. Powie ci i będzie to najprawdziwsza prawda, i w dodatku tak bolesna, że będziesz zbyt zajęta szukaniem wykrętów na własną obronę, żeby móc przeciwstawić się jej. Wszystko, tylko nie odzieranie własnej psychiki z warstw ochronnych, kawałek po kawałku.

— Mówisz to z własnego doświadczenia?

— Nie bardzo. Marlena mnie lubi, a ja staram się zachować dyplomatycznie w jej obecności. Gdybym jednak spróbował przeciwstawić się jej, wolę nie myśleć, co by ze mnie zostało. Posłuchaj, udało mi się odwlec termin wyjścia. Sama musisz przyznać, że Marlena chciała wyjść natychmiast po powrocie z wyprawy samolotem. Powstrzymałem ją do końca miesiąca.

— Jak to zrobiłeś?

— Czysta sofistyka, zapewniam cię. Mamy teraz grudzień. Powiedziałem jej, że za trzy tygodnie rozpocznie się Nowy Rok, licząc według ziemskich standardów. Jak można lepiej uczcić nowy 2237 rok — zapytałem ją — jeśli nie poprzez rozpoczęcie nowej ery eksploracji planety Erytro? Sama wiesz, że ona patrzy na to właśnie z takiego punktu widzenia — widzi siebie jako pioniera nowej ery. Niestety.

— Dlaczego niestety?

— Ponieważ nie traktuje tego jako własnej zachcianki, lecz jak coś o olbrzymim znaczeniu dla Rotora, a może nawet dla ludzkości. Nie ma nic piękniejszego, niż spełnianie własnych zachcianek i nazywanie tego szlachetnym wkładem w powszechne dobro. Z miejsca masz wytłumaczenie dla wszystkiego. Sam to robiłem, więc wiem, ty

także, chyba wszyscy kiedyś to robili. A szczególnie Pitt. On robił to najczęściej. W tej chwili prawdopodobnie jest

już przekonany, że oddycha tylko po to, by dostarczyć dwutlenku węgla roślinkom na Rotorze.

— A więc zmusiłeś ją do odłożenia wyprawy, grając kartą jej megalomanii.

— Tak. Mamy jeszcze jeden tydzień na zastanowienie się, jak ją powstrzymać. Chociaż ona nie jest łatwowierna, nie dała się nabrać na moją prośbę. Zgodziła się zostać, lecz wiesz, co powiedziała? „Myślisz, że jeśli opóźnisz moje wyjście, to moja matka spojrzy na ciebie łaskawym wzrokiem? Przyznaj się, wujku Sieverze? Nic nie wskazuje, żebyś traktował nadejście Nowego Roku jako istotną datę.”

— Cóż za nieznośny brak wychowania. Jak mogła, Siever?

— To tylko nieznośna, lecz konsekwentna logika, Eugenio. Co zresztą na jedno wychodzi. Insygna spojrzała w bok.

— „Łaskawym wzrokiem”? Też coś!

— Nic nie mów — przerwał jej szybko Genarr. — Wyznałem ci, że kochałem cię kiedyś… I to, że się zestarzałem… ciągle starzeję… nie zmieniło moich uczuć do ciebie. Ale to jest mój problem. Ty zawsze stawiałaś sprawę uczciwie. Nigdy nie dawałaś mi nadziei. A jeśli ja jestem na tyle głupi, by nie przyjmować do wiadomości twojego „nie”, to nie twoje zmartwienie…

— Martwię się tym, że jesteś nieszczęśliwy z jakiegoś powodu.

— To mi wystarczy — Genarr usiłował uśmiechnąć się. — To więcej niż nic.

Insygna nie patrzyła na niego. Postanowiła wrócić do sprawy Marleny.

— Dlaczego Marlena — znając twoje motywy — zgodziła się odłożyć wyjście?

— Nie spodoba ci się to, co powiem, ale nie mogę kłamać. Martena powiedziała mi tak: „Poczekam do Nowego Roku, wujku Sieverze, ponieważ może to zadowoli mamę. Jestem po twojej stronie”

— Ona tak powiedziała?

— Nie bierz jej tego za złe. Z pewnością zafascynowałem ją swoim urokiem i dowcipem, i myśli, że wyświadcza ci przysługę.

— Zachowuje się jak swatka — powiedziała Insygna na pół rozbawiona, na pół poirytowana.

— Tak. Przyszło mi do głowy, że gdybyś ty zmusiła się do okazania mi większego zainteresownia, być może moglibyśmy skłonić ją do zrobienia paru rzeczy, które w jej mniemaniu przyczyniłyby się do pogłębienia twojego zainteresowania mną — ale nie mogłabyś udawać, bo ona przejrzałaby na wylot naszą grę. Z drugiej strony jednak, gdybyś nie udawała, ona nie czułaby się zobowiązana do poświęceń na moją korzyść. Rozumiesz?

— Rozumiem — odpowiedziała Insygna. — Gdyby nie zwiększona percepcja Marleny, twój stosunek do mnie byłby iście makiaweliczny.

— Rozłożyłaś mnie na łopatki, Eugenio.

— No cóż, pozostało nam najprostsze wyjście. Możemy ją zamknąć i siłą zmusić do powrotu na Rotora.

— Ze związanymi rękami i nogami, jak przypuszczam? Nie licz na mnie. Ja rozumiem wizję Marleny. Podoba mi się pomysł skolonizowania Erytro — świata, który tylko czeka, aby go wziąć.

— I wdychać jego obce bakterie, zjadać je w pożywieniu i wypijać z wodą — twarz Insygny wykrzywił grymas obrzydzenia.

— No to co? Teraz również wdychamy, jemy i wypijamy je — co prawda w niewielkich ilościach. Kopuła nie jest całkowicie wyjałowiona. Na Rotorze też są bakterie, które wdychamy, jemy i wypijamy…