— Jest dziki… martwy. Żyją na nim tylko zarazki — powiedziała z obrzydzeniem Insygna.
— Lecz któregoś dnia powstanie na nim nowe życie, nasze życie — oczy Marleny zagubiły się w marzeniach. — Jestem tego pewna.
— Skafander E jest bardzo nieskomplikowany — powiedział Siever Genarr. — Nie jest przeznaczony do pracy w próżni. Nie jest także przeznaczony do nurkowania. Posiada hełm, zapas powietrza — które może być regenerowane pod ciśnieniem oraz termostat regulujący temperaturę wewnątrz skafandra. Jest absolutnie nieprzepuszczalny.
— Czy będzie na mnie pasował? — zapytała Marlena przyglądając się z niesmakiem grubej, pseudotekstylnej powłoce skafandra.
— Tak, z tym że musisz zapomnieć o modzie — odpowiedział Genarr mrużąc oczy. — Zaprojektowano go nie po to, by ładnie w nim wyglądać, lecz po to, by bezpiecznie pracować.
— Nie chcę wyglądać ładnie — powiedziała Marlena z lekkim zniecierpliwieniem — ale nie chcę też potykać się o własne nogawki, wujku Sieverze. Jeśli skafander utrudnia chodzenie, to jest nic nie warty.
— Skafander ma cię chronić — przerwała jej Insygna, przyglądająca się całej scenie z pobladłą twarzą i spierzchniętymi wargami. — I tylko to się liczy.
— Lecz nie musi być niewygodny, mamo, prawda? Jeśli przypadkiem będzie na mnie pasował, to nie znaczy, że przestanie mnie chronić.
— Myślę, że ten będzie dobry — powiedział Genarr. — To najlepszy, jaki udało nam się znaleźć. Mamy niestety same duże rozmiary — i zwracając się do Insygny dodał: — Nie używamy ich teraz zbyt często. Po pierwszym uderzeniu Plagi prowadziliśmy pewne badania, znamy więc całkiem nieźle okolice wokół Kopuły. Wyjeżdżając dalej, używamy zamkniętych pojazdów E.
— Szkoda, że teraz nie chcecie ich użyć.
— Nie — odpowiedziała Marlena zaniepokojona propozycją matki. — Byłam już w pojeździe. Teraz chcę chodzić, chcę czuć grunt pod nogami.
— Jesteś szalona — powiedziała Insygna z rezygnacją.
— Przestań wreszcie sugerować, że… — wybuchła nagle Marlena.
— Gdzie się podziała twoja percepcja? — nie dała jej dokończyć Insygna. — Nie mówiłam o Pladze. Miałam na myśli zwykłe szaleństwo, normalną głupotę. Ja także… Marleno, ty mnie również doprowadzasz do szaleństwa.
A potem zwróciła się do Sievera:
— Jeśli te skafandry są stare, to skąd masz pewność, że są szczelne?
— Stąd, że testowaliśmy je. Zapewniani cię, Eugenio, że skafandry są całkowicie sprawne. Pamiętaj, że ja także wychodzę i również będę ubrany w skafander.
Insygna wyraźnie szukała powodu do dalszych obiekcji.
— A przypuśćmy, że nagle będziecie musieli… — machnęła ręką z desperacją.
— Oddać mocz? O to ci chodzi? To da się załatwić, chociaż sprawa nie będzie prosta. Myślę jednak, że do tego nie dojdzie. Opróżniliśmy pęcherze i powinniśmy mieć spokój przez następne kilka godzin — przynajmniej teoretycznie. Poza tym nie wybieramy się daleko, tak że w nagłej potrzebie będziemy mogli wrócić do Kopuły. A teraz, Eugenio, musimy już iść. Warunki na zewnątrz są dobre — trzeba to wykorzystać. Pozwól Marleno, że pomogę ci zapiąć skafander.
— Nie wiem, z czego tak się cieszysz? — powiedziała ostro Eugenia.
— Jak to z czego? Z wyjścia. Mówiąc prawdę. Kopuła powoli staje się dla mnie więzieniem. Może gdyby nasi ludzie częściej wychodzili na zewnątrz, ich pobyt tutaj stałby się znośniejszy i zostawaliby dłużej.
— W porządku, Marleno, teraz tylko hełm. Doskonale.
— Chwileczkę, wujku Sieverze — Marlena zawahała się, a potem podeszła do Insygny wyciągając rękę w bufiastym
skafandrze. Insygna spoglądała na nią z rozpaczą.
— Mamo — zaczęła Marlena — proszę cię jeszcze raz, uspokój się. Kocham cię i nie wychodzę po to, by zrobić ci na złość, czy dla własnego widzimisię. Wychodzę, ponieważ wiem, że nic mi się nie stanie. Nie musisz się martwić. Założę się, że sama chciałabyś wskoczyć w skafander i wyjść ze mną, choćby po to, by mieć mnie na oku, ale naprawdę nie musisz tego robić.
— Nie muszę? Marleno? A jeśli coś ci się stanie? A ja nawet nie będę mogła ci pomóc? Nigdy sobie tego nie wybaczę.
— Nic mi się nie stanie. A nawet gdyby, to jak mogłabyś mi pomóc? Poza tym ty strasznie się boisz Erytro, twój umysł jest narażony na różne złe wpływy. Co stanie się, jeśli Plaga uderzy w ciebie, a nie we mnie? Jak ja będę się wtedy czuła?
— Ona ma rację, Eugenio — powiedział Genarr. — Wystarczy, że ja będę z nią na zewnątrz. Najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić, jest zostanie tutaj i zachowanie zimnej krwi. Wszystkie skafandry posiadają radia. Ja i Marlena będziemy w ciągłym kontakcie ze sobą, nie wspominając oczywiście o komunikowaniu się z Kopułą. Obiecuję ci, że jeśli Marlena zacznie zachowywać się dziwnie, jeśli tylko powstanie we mnie podejrzenie, że coś jest nie w porządku, natychmiast przyprowadzę ją do Kopuły. To samo odnosi się do mnie — jeśli poczuję się źle, wrócimy obydwoje.
Insygna pokręciła głową i nie wyglądała na zadowoloną, przyglądając się, jak Marlena, a potem Genarr zakładają hełmy.
Znajdowali się w pobliżu głównej śluzy powietrznej Kopuły. Odkręcono zawory. Resztę procedury Insygna znała na pamięć, jak każdy mieszkaniec Osiedla.
Zwiększono ciśnienie powietrza w śluzie. Zapewniało to wypływ powietrza z Kopuły na zewnątrz i chroniło przed wpływem powietrza z zewnątrz. Każdy etap był nadzorowany przez komputery sprawdzające szczelność śluzy.
Otworzono wewnątrz właz. Genarr wszedł do śluzy i gestem zaprosił Marlenę. Dziewczyna przestąpiła próg i właz został zamknięty. Insygna straciła z oczu obydwie postacie. Poczuła, jak zamiera w niej serce.
Przyglądała się schematowi kontrolnemu śluzy. Zobaczyła, że otwiera się zewnętrzny właz, który zaraz potem zamknął się automatycznie. Holoekran ożywił się i Insygna wbiła wzrok w dwoje ubranych w skafandry ludzi, stojących na dzikiej powierzchni Erytro.
Jeden z inżynierów wręczył jej małe słuchawki połączone z odpowiednio dopasowanym do ust mikrofonem. Głos w słuchawkach powiedział: „Kontakt radiowy” i zaraz potem Insygna usłyszała znajomy ton:
— Mamo, słyszysz mnie?
— Tak, kochanie — jej własny głos brzmiał w uszach sucho i nienaturalnie.
— Wyszliśmy i jest cudownie. Nie mogło być lepiej.
— Tak, kochanie — powtórzyła Insygna, czując wewnątrz pustkę i zagubienie. Zastanawiała się, czy zobaczy jeszcze córkę przy zdrowych zmysłach.
Stawiając pierwsze kroki na powierzchni Erytro, Siever Genarr odczuwał niemal radość. Tuż za nim wznosiła się krzywizna ściany Kopuły, Genarr nie odwracał się jednak, nie chciał, aby cokolwiek nieerytrojańskiego psuło mu widok nowego świata. Widok? Czy w jego sytuacji można było mówić o rzeczywistym widoku? Zamknięty w skafandrze, odgrodzony od świata hełmem, oddychał powietrzem pochodzącym z Kopuły, a przynajmniej oczyszczonym w Kopule. Nie czuł zapachu planety, nie znał jej smaku, rzeczywistość znajdowała się po drugiej stronie skafandra.
Mimo to czuł się szczęśliwy. Podeszwami butów deptał po Erytro. Powierzchnia planety nie była skalista, przypominała raczej żwir, pomiędzy którym widoczne były grudki ziemi. Na Erytro było wystarczająco dużo powietrza i wody, które poprzez miliony lat zniszczyły pierwotną skalną skorupę globu. Prokarioty w swej niezliczonej obfitości także przyczyniły się do zmiany wyglądu świata.