„Marlena.”
Poddała się. To była Plaga Erytro. A przecież sądziła, że nic jej nie grozi.
Biegła, biegła na oślep w kierunku Kopuły, nie zdając sobie sprawy, że krzyczy przez cały czas.
Wprowadzili ją do środka. Widzieli, że się zbliża, że biegnie. Dwóch strażników w skafandrach E i hełmach na głowach wyszło na zewnątrz i usłyszało jej krzyk.
Ale krzyk ustał, zanim ją spotkali. Przestała biec. Zatrzymała się. Nie wiedziała, że nadchodzą.
Gdy w końcu ją odnaleźli, spojrzała na nich bez słowa, a potem — ku ich zaskoczeniu — zapytała:
— O co chodzi?
Nikt jej nie odpowiedział. Dostrzegła rękę wysuwającą się w kierunku jej łokcia i odtrąciła ją gniewnie.
— Nie dotykajcie mnie — powiedziała. — Pójdę do Kopuły, jeśli tego chcecie, ale zrobię to sama.
Wróciła razem z nimi. Milczała. Wydawała się bardzo skupiona.
Eugenia Insygna mimo suchych, pobielałych warg, udawała, że jest spokojna.
— Co się stało, Marleno?
— Nic. Zupełnie nic — odpowiedziała Marlena spoglądając na matkę ciemnymi, niezgłębionymi oczyma.
— Nie mów tak. Biegłaś i krzyczałaś.
— Być może. Być może biegłam i krzyczałam przez chwilę, ale tylko przez chwilę. Było cicho, tak cicho, że wydawało mi się, że ogłuchłam. Nic, tylko cisza, rozumiesz? Postanowiłam więc pobiec. by słyszeć własne kroki i krzyczałam…
— Po to, by usłyszeć własny głos? Czy tak? — zapytała Insygna z oburzeniem.
— Tak, mamo.
— Czy spodziewasz się. że ja w to uwierzę, Marleno? Otóż zapewniam cię, że nie. Słyszeliśmy twój krzyk i nie był to krzyk kogoś robiącego hałas dla własnej przyjemności. Był to krzyk przerażenia. Coś musiało cię przestraszyć.
— Mówiłam ci już. Cisza. Obawa, że ogłuchłam. Insygna zwróciła się do D’Aubisson:
— Czy to możliwe, pani doktor? Czy jeśli nie słyszy się nic, zupełnie nic. a jest się przyzwyczajonym do dźwięków, to uszy samoistnie tworzą dźwięki, choćby po to, by nie wyjść z wprawy?
D’Aubisson uśmiechnęła się.
— Bardzo ciekawie to pani ujęła, ale rzeczywiście prawdą jest, że brak bodźców zewnętrznych może wywoływać halucynację.
— Martwiło mnie to. Ale gdy usłyszałam swój własny głos i kroki, uspokoiłam się. Zapytajcie strażników, którzy mnie przyprowadzili. Byłam całkowicie spokojna, gdy mnie znaleźli i wróciłam z nimi do Kopuły o własnych siłach. Zapytaj ich, wujku Sieverze.
Genarr kiwnął głową.
— Mówili mi o tym. Poza tym sami to widzieliśmy. W porządku. W takim razie to wszystko.
— W żadnym razie to nie jest wszystko — powiedziała Insygna z pobladłą z gniewu i strachu twarzą. — Ona nigdzie nie wyjdzie. Eksperyment skończony.
— Nie, mamo — powiedziała przerażona Martena. W tym momencie włączyła się D’Aubisson. Mówiła podniesionym głosem, jak gdyby starała się uprzedzić wybuch kłótni pomiędzy córką i matką.
— Eksperyment jeszcze się nie zakończył, doktor Insygno. To, czy wyjdzie czy nie, nie ma najmniejszego znaczenia. Musimy zająć się konsekwencjami tego, co już się stało.
— O co pani chodzi? — zapytała Insygna.
— To, czy można wyobrażać sobie głosy, ponieważ ucho nie jest przyzwyczajone do ciszy, jest jedną stroną medalu. Inną przyczyną słyszenia głosów jest początek pewnej psychicznej przypadłości.
Insygna wyglądała na zupełnie zaskoczoną.
— Chodzi pani o Plagę Erytro? — zapytała głośno Marlena.
— Niekoniecznie, Marleno — odpowiedziała D’Aubisson. — Nie mamy na razie żadnych dowodów, jedynie przypuszczenia. Musimy zrobić jeszcze jedno badanie mózgu. Dla twojego własnego dobra.
— Nie — odrzekła zdecydowanie Marlena.
— Nie możesz się nie zgodzić — powiedziała D’Aubisson. — To konieczność. Nie mamy wyboru. Musimy to zrobić.
Marlena spojrzała na nią czarnymi, ponurymi oczyma.
— Pani chce, żebym miała Plagę. Przez cały czas bardzo pani na tym zależy.
D’Aubisson zesztywniała, jej głos załamał się.
— To oburzające! Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób. Genarr, który przez cały czas przyglądał się D’Aubisson, powiedział teraz:
— Ranay, mówiliśmy ci o pewnej drobnostce związanej z Marleną. Jeśli twierdzi, że chcesz, aby miała Plagę, to znaczy, że musiałaś się jakoś zdradzić ze swoim pragnieniem. Zakładając oczywiście, że mówi poważnie, a nie jest tylko zła czy przestraszona.
— Mówię poważnie — potwierdziła Marlena. — Ona aż trzęsie się z nadziei i podniecenia.
— No cóż, Ranay — powiedział oschle Genarr — czy to prawda?
— Rozumiem już, o co chodzi tej dziewczynie — powiedziała oburzona D’Aubisson. — Od wielu lat nie badałam nowego przypadku Plagi. A wtedy, gdy Plaga zbierała w Kopule największe żniwo, nie mieliśmy odpowiednich instrumentów do przeprowadzania badań. Jako lekarz i naukowiec z pewnością chciałabym przeprowadzić dokładne badania za pomocą nowoczesnych instrumentów i urządzeń po to, by znaleźć przyczynę choroby, zastanowić się nad możliwością leczenia i zapobiegania. Stąd bierze się moje podniecenie. Zawodowe podniecenie, które ta młoda kobieta — nie potrafiąca czytać myśli i bez doświadczenia w takich sprawach — bierze za zwykłą radość z jej nieszczęścia. To nie jest, niestety, aż tak proste.
— Być może nie jest proste — odpowiedziała Marlena — ale pełne wrogości. Nie mylę się.
— Mylisz się. Badanie mózgu jest konieczne i odbędzie się.
— Nie odbędzie się — Marlena niemal krzyczała. — Chyba, że weźmiecie mnie siłą albo uśpicie, a wtedy to będzie nieważne.
— Nie chcę, aby robiono cokolwiek wbrew jej woli — powiedziała Insygna trzęsącym się głosem.
— Jej wola nie ma tu najmniejszego znaczenia… — zaczęła mówić D’Aubisson, a potem nagle przerwała i chwyciła się za brzuch.
— O co chodzi? — zapytał automatycznie Genarr. A potem, nie czekając na odpowiedź i nie zwracając uwagi na Insygnę, która pomagała D’Aubisson ułożyć się na najbliższej sofie, zwrócił się do Marleny i zapytał pospiesznie:
— Marleno, zgadzasz się na test?
— Nie, nie chcę. Ona powie, że mam Plagę.
— Nie zrobi tego. Gwarantuję ci. Chyba, że rzeczywiście będziesz miała Plagę.
— Ale nie mam.
— Jestem pewny, że nie masz i badanie mózgu to potwierdzi. Zaufaj mi, Marleno. Proszę.
Marlena spoglądała na Genarra i na D’Aubisson.
— I będę znów mogła wyjść na Erytro?
— Oczywiście. Tak często, jak będziesz chciała. Jeśli nie jesteś chora, a przecież jesteś pewna, że nic ci nie dolega.
— Oczywiście.
— Badanie mózgu tylko to potwierdzi.
— Tak, ale ona powie, że nie mogę wyjść.
— Twoja matka?
— I lekarka.
— Nie, nie będą śmiały cię zatrzymać. A teraz powiedz tylko, że zgadzasz się na badanie mózgu.
— W porządku. Niech mnie bada. Ranay D’Aubisson podniosła się na nogi.
D’Aubisson czytała uważnie komputerową analizę badania mózgu. Siever Genarr przyglądał się jej.
— Ciekawe wyniki — powiedziała do siebie.
— Wiemy o tym od początku — odrzekł Genarr. — Marlena jest inna niż wszyscy. Nas interesują jednak zmiany.
— Nie ma żadnych — odpowiedziała D’Aubisson.
— Jesteś rozczarowana?
— Nie zaczynaj tego od nowa, dowódco. Oczywiście, z czysto zawodowego punktu widzenia mogę czuć się rozczarowana. Chciałabym poznać wszystkie uwarunkowania…