Выбрать главу

Cisza.

– Uważam, że Ellen powinna zostać tu na noc – zwrócił się Olaf do Johannesa. – Niewykluczone, że doznała wstrząsu mózgu, lepiej więc, żeby nie wstawała. Może spać tutaj, miejsca jest dosyć.

Hallar kiwnął głową, skwaszony, a Ellen westchnęła przygnębiona jego wrogością.

– Teraz, gdy już wiem, że byłeś odpowiedzialny za Arilda, rozumiem, dlaczego miałeś pretensje, że nie zwróciłam się najpierw do ciebie, zanim zameldowałam o wszystkim na policji – odezwała się cicho. – Ale ja nie wiedziałam, że Arild ma kuratora. Nie powiedział mi tego.

Inspektor odwrócił się nieprzyjazny, jakby jej nie dowierzał. Ellen zamilkła, brakowało jej słów wobec tak jawnej wrogości. Wreszcie rzekła stłumionym głosem:

– Kim właściwie jest ten Svarten?

– Nikt tego nie wie – odpowiedział Olaf, patrząc na nią swymi błękitnymi, przepełnionymi ciepłem oczyma, które kochała od zawsze. – Nie znamy jego prawdziwego nazwiska, nie mamy ani jednej fotografii. Wiemy jedynie, że wszyscy mówią o nim z wielkim respektem.

– Czy mogę na chwilę wstać? Chciałabym się trochę umyć i przebrać.

Olaf wahał się przez chwilę.

– No, a jak głowa?

– Wydaje mi się, że najmocniej ucierpiały moje dłonie. Dobrze, że je opatrzyłeś.

– W takim razie wstań, ale obiecaj mi, że będziesz uważać. Gdybyś poczuła zawroty głowy, natychmiast się połóż.

Ellen już dawno zauważyła, że ma na sobie wielką męską koszulę, w której brakuje u dołu kilku guzików. Z największą więc ostrożnością, by nie zostać posądzona o prowokację, wysunęła się spod koca i spuściła nogi na podłogę. Inspektor Hallar zauważył ten manewr i odwrócił obojętnie wzrok.

Najwyraźniej ma w pogardzie moje wdzięki, pomyślała dziewczyna i oblała się rumieńcem.

Wstała powoli, a po chwili wyprostowała się.

– W porządku – powiedziała. – Nie mam zawrotów głowy. Czy wiecie, co się stało z moim domem w Siljar? Opuszczałam go w takim pośpiechu.

Hallar, który na powrót usadowił się w kącie, rzucił niechętnie:

– Początkowo stał pusty, ale kiedy zaczął niszczeć, gmina postanowiła go wynająć. Przecież to taki duży budynek! Można tam było urządzić kilka mieszkań.

– A co z pracownią tkacką?

– Prowadzi się tam przeróżne kursy, przeważnie malarskie i rękodzieła artystycznego. Władze gminy uznały, że w związku z tym, iż nie masz żadnej rodziny, mogą zadysponować twoimi nieruchomościami.

– Rzeczywiście nie mam – szepnęła Ellen z opuszczoną głową.

– Twoja mama zmarła tuż przed waszym ślubem, prawda? – spytał cicho Olaf.

– Tak

– Co się z tobą działo po tym, jak po kryjomu opuściłaś Siljar?

– Natychmiast zmieniłam imię i nazwisko, a potem zaczęłam pracę w szkole jako nauczycielka plastyki i prac ręcznych.

– Świetnie sobie radziłaś – uśmiechnął się Olaf. – Robiłem rozeznanie tu i tam. Wszyscy cię chwalą za zaangażowanie, a dzieci wprost cię uwielbiają.

– Dziękuję – zawołała uszczęśliwiona i zaskoczona. – Bardzo lubię dzieci. Pozwalają mi zapomnieć o moich problemach. Dzięki nim przestałam się roztkliwiać nad sobą.

Twarz Hallara była wielce wymowna. Ellen starała się na niego nie patrzeć.

– Olaf, czy mogę spytać o coś jeszcze? Słyszeliśmy, że ten kompan Bjarna stoi pod drzewem wieczorami, ale to chyba ty zadzwoniłeś do mnie i uprzedziłeś o podłożonej bombie?

– Tak – uśmiechnął się. – Podsłuchałem rozmowę i dowiedziałem się o ich planach. Nie miałem pojęcia, że to petarda.

Zadrżała na wspomnienie wybuchu, ale również z zimna. Stała boso na podłodze, odziana jedynie w obszerną, lecz cienką koszulę.

– Podjęłam decyzję – rzekła radośnie. – Postanowiłam na zawsze pogrzebać Gerd Hansen. Dalsze ukrywanie się nie ma sensu. Od dziś nazywam się znów Ellen Ingesvik. Jakie to cudowne uczucie!

Następny dzień był ostatnim poprzedzającym wyjazd na Islandię. Tego dnia odbywało się również uroczyste zakończenie roku szkolnego. Ellen porwał wir przygotowań.

Przypomniał się jej deszczowy poranek, gdy żegnała się z Olafem, dziękując mu za pomoc. Hallar podwiózł ją potem do szkoły, bo było mu po drodze. Ellen trwała w radosnym upojeniu, wywołanym spotkaniem z Olafem Brinkiem. Wiedziała, że uczucie, jakie wobec niego żywiła, pozostało niezmienne. Nadal kojarzył jej się z cudownymi archaniołami: Michałem, Gabrielem, Rafałem i Urielem, a jego szlachetność wywoływała jej podziw.

W samochodzie nie rozmawiała prawie z inspektorem Hallarem. Wzajemna niechęć odgradzała ich niczym wysoki mur. Na szczęście droga nie była daleka.

Obiecał, że odszuka rower i jej podrzuci. Potem zwyczajnie wysadził ją pod szkołą i pośpiesznie ruszył dalej.

Uroczystość zakończenia roku szkolnego przebiegła bez zakłóceń, choć Ellen myślami krążyła całkiem gdzie indziej. Wzruszona, z wdzięcznością przyjęła bukiet kwiatów – mało praktyczny upominek, zważywszy, że nazajutrz miała wyjechać. Postanowiła jednak, że zaniesie go do mieszkania Arva.

Zamknęła wieko sporej walizki. Potem od nowa sprawdzała, czy zabrała bilety i wszystko, co niezbędne. Gdzieś w głębi serca budziła się w niej nieśmiało świadomość, że jest wolna i nareszcie będzie mogła być z każdym mężczyzną, jakiego zechce. Ona, która sądziła, że nie dla niej miłość! Nie rozpaczała z powodu śmierci Arilda, w jaki sposób mogłaby wzbudzić w sobie szczery żal? Myślała jedynie o tym, że znów w jej życiu pojawił się Olaf Brink. To idiotyczne, że właśnie teraz wyjeżdżam na Islandię, zżymała się w duchu. Ale przecież wrócę za tydzień, a wtedy na pewno go odwiedzę… Jesteśmy przecież przyjaciółmi z dzieciństwa.

Nagle wyprostowała się czujnie. Z drugiego końca strychu doszło ją skrzypienie podłogi. Mimo że takie dźwięki często rozlegały się w starym budynku, nie robiąc na niej żadnego wrażenia, teraz jednak się przeraziła. Na samą myśl, że ma samotnie spędzić jeszcze jedną noc na poddaszu, śledzona przez bezlitosnych opryszków, poczuła, że dygocze.

Było jeszcze dość wcześnie, raczej popołudnie niż wieczór. Nie zastanawiając się długo, zbiegła po schodach do Ellinor.

Przyjaciółka także kończyła się już pakować.

– Ellinor! – zawołała zdyszana. – Wiesz, zaczęłam się bać tego domu. Nie sądzisz… Czy nie mogłybyśmy pojechać do Oslo jeszcze dzisiaj?

Przyjaciółka, która wiedziała jedynie, że jacyś mężczyźni prześladują Gerd, to znaczy Ellen, bo z jakiegoś powodu tak kazała się nazywać teraz, odrzekła spokojnie:

– Jasne, że możemy. Jestem gotowa. Zadzwonisz do hotelu i zarezerwujesz pokój?

Tak więc klamka zapadła. Uszczęśliwiona Ellen z ulgą pobiegła na górę, ale gdy zbliżała się do drzwi na poddasze, zwolniła kroku. Strach przed przestronnym, pełnym tajemniczych zakamarków poddaszem nasilał się z każdym razem, gdy na nowo przekraczała jego próg. Wprawdzie Olaf obiecał, że policja będzie prowadzić obserwację budynku, ale to dopiero wieczorem. Bolesny strach chwycił ją za gardło.

W zapadającym zmroku Ågot Lien pięła się stromą uliczką pod górę. Była z siebie bardzo zadowolona. Czyż nie wmówiła Gerd, że w hotelu mieszka jej przyjaciel Olaf Brink? Czyż nie sprzątnęła go jej prosto sprzed nosa? A teraz… teraz nastąpi główny atak. Nareszcie raz na zawsze pozbędzie się tej świętoszkowatej Gerd Hansen. Ci dwaj pozostawili Goggo wolną rękę.

„Idź do niej do domu i powiedz, co chcesz. Potem my się pojawimy na horyzoncie. Mamy jej dosyć tak samo jak ty. Dostanie za swoje, aż pójdzie jej w pięty! Dzięki za wczorajszą pomoc. Pomogłaś nam ściągnąć dziewczynę do hotelu. Nie, no coś ty, nie zamierzamy działać niezgodnie z prawem. Trochę ją tylko postraszymy. Na policję na pewno nie pójdzie się poskarżyć, bo o ile nam wiadomo, nie jest tam szczególnie mile widziana”.