– Nic nie musisz, moja droga. Maggie jest już ubrana i nakarmiona. Podrzucę ją do przedszkola, w drodze do biura. Po południu zajmie się nią jedna z jej opiekunek z przedszkola, która przywiezie ją do domu – zawiesiła głos, jakby sprawdzała w myślach listę, po czym zaczęła mówić dalej: – Aha, wynajęta osoba pójdzie za ciebie na wykłady i zrobi notatki, więc nie musisz się martwić i o to. – Odwróciła się do Jeffa, uśmiechając się do niego promiennie. – Sądzę, że to wszystko.
Ashley patrzyła na nią zdumiona. Jeff puścił do niej oko.
– Brenda potrafi być szalenie operatywna, właśnie dlatego ją zatrudniłem. Kieruję się dewizą: właściwi ludzie na właściwych miejscach.
Brenda zwróciła ku niemu wzrok.
– W takim razie mam ci do zakomunikowania dwa słowa: praca w terenie.
Jeff uciekł się do sprawdzonego argumentu.
– A ja mam jedno słowo w odpowiedzi: nie. Nie poradzę sobie bez ciebie w biurze, a twój mąż by mnie zamordował.
Brenda rzuciła mu piorunujące spojrzenie i wyszła z pokoju. Jeff zwrócił się do Ashley:
– Jest święcie przekonana, że doskonale nadaje się na tajnego agenta. Podejrzewam, że ma rację, tyle że trochę za późno startuje. Zresztą, wątpię, czy jej rodzina byłaby tym zachwycona. Miałbym się z pyszna, gdybym się na to zgodził.
Ashley robiła wrażenie nieco zmieszanej, jakby nie bardzo chwytała, o co tu chodzi. Nie zdążyła zareagować, gdyż do pokoju wpadła jak bomba Maggie. Mała ubrana była w purpurowe dżinsy oraz purpurowo-biały sweterek. We włosy wpięte miała spinki. Uśmiechnęła się do Jeffa i popędziła do matki. Po chwili tuliła się do niej ze wszystkich sił.
– Mamusiu, mamusiu, Brenda zrobiła mi śniadanie. Upiekła gofry. Zjadłam całego. A potem pomogła mi się ubrać, a teraz zawiezie mnie swoim samochodem do przedszkola. Brenda ma psa, który się nazywa Bułeczka. Jak wyzdrowiejesz, to może pojedziemy ich odwiedzić, dobrze?
– Zjadłaś całego gofra? Zdumiewasz mnie – Ashley wsparła się na łokciu i przyjrzała się córeczce. – Jak się czujesz? – spytała. – Dobrze spałaś?
Maggie roześmiała się.
– Mamusiu, nie martw się o mnie – przytuliła się na moment do matki, po czym wybiegła z pokoju.
Ashley opadła znowu na poduszki.
– Dziękuję ci, że się nią zająłeś. No i mną. Jesteś dla nas bardzo miły.
– Jesteś pierwszą osobą, która mnie o coś podobnego podejrzewa.
– Może dotychczas nie dałeś tego po sobie poznać.
Przymknęła oczy. Miała delikatną i gładką skórę. Jeff wyobraził sobie, że dotyka jej policzka, a potem ust. Jego wizja była tak realna, że aż poczuł to w opuszkach palców. Cofnął się o krok, zmieszany, zastanawiając się, co powiedzieć.
– Będę cały dzień w biurze – oznajmił. – Poradzisz sobie sama?
– Oczywiście. Po prostu muszę jeszcze trochę odpocząć.
– Kuchnia jest dobrze zaopatrzona. Weź sobie, na co tylko będziesz miała ochotę. – Położył swoją służbową wizytówkę na nocnym stoliku. – Masz tu mój numer telefonu, na wszelki wypadek.
Ashley skinęła ospale głową i przymknęła oczy. Jeff widział dokładnie moment, w którym zasnęła. Zawahał się przez sekundę, czy nie skorzystać z okazji i dotknąć jej policzka, aby przekonać się, że rzeczywiście jest taki delikatny. Nie zrobił tego jednak. Człowiek jego pokroju nie zadaje się z kobietami typu Ashley. Nie wolno mu zapominać, że mężczyźni tacy jak on różnią się znacznie od innych mężczyzn. Nie miał nawet po co próbować – już przypominał mu o tym bezlitośnie nawiedzający go co noc koszmarny sen.
Ashley przekręciła się na bok i zerknęła na elektroniczny zegarek na nocnym stoliku: minuta po siódmej…
Jest siódma rano? Usiadła tak gwałtownie, że aż zakręciło jej się w głowie. To niemożliwe. Uprzytomniła sobie, że dopiero co było wpół do ósmej. Czyżby naprawdę przespała całą dobę? Nie mogła w to uwierzyć.
Odrzuciła przykrycie i wyślizgnęła się z łóżka. Poza lekkim bólem głowy, spowodowanym zapewne tym, że od trzydziestu sześciu godzin nic nie jadła, czuła się znacznie lepiej. Radość z lepszego samopoczucia ustąpiła natychmiast miejsca panice, gdy uświadomiła sobie, że od zeszłego ranka nie widziała córki.
Popędziła przez łazienkę do drugiego pokoju. Nikogo w nim nie było. Niepokój ścisnął jej gardło. O Boże! Co się stało z jej córką?
– Maggie – wyszeptała. – Maggie?
Już miała zacząć krzyczeć, gdy dobiegły ją jakieś przytłumione odgłosy, dochodzące z dołu. Nastawiła uszu – usłyszała tubalny, męski głos, a zaraz potem śmiech dziecka.
Maggie!
Odetchnęła z ulgą. Wypadła na korytarz i skierowała się na schody. Nogi jej drżały i wciąż szumiało w głowie, ale zignorowała to. Zbiegła po schodach i wpadła do kuchni. Omiotła wzrokiem pomieszczenie. Jej córka siedziała przy stole i jadła trójkątną grzankę z dżemem.
– Maggie!
Mała podniosła oczy i uśmiechnęła się zachwycona.
– Mamusiu, obudziłaś się! Chciałam cię zobaczyć wczoraj wieczorem, ale wujek Jeff powiedział, że potrzebny ci jest sen, dlatego byłam bardzo cicho, jak przyszłam ci powiedzieć dobranoc.
Mówiąc te słowa, Maggie ześlizgnęła się z krzesła i podbiegła do matki. Ashley zauważyła, że mała ubrana jest niedbale w podkoszulek i dżinsy, ma umorusany dżemem policzek i krzywo podpięte włosy. Jej serce wypełniło się miłością – objęła małą i przytuliła ją mocno.
– Kocham cię, córeczko – szepnęła, wdychając znajomy zapach dziecka.
– Ja ciebie też, mamusiu – odszepnęła Maggie w odpowiedzi.
Nie wypuszczając jej z objęć, Ashley spojrzała na mężczyznę siedzącego przy stole. Miał na sobie eleganckie spodnie od garnituru oraz śnieżnobiałą koszulę. Przeszywał ją wzrokiem, jakby wyczuł panikę, która ogarnęła ją przed chwilą. To było oczywiście niedorzeczne. Skąd mógł wiedzieć, że tak się przeraziła, kiedy się obudziła i nie zastała Maggie w pokoju?
– Brendę zatrzymały jakieś ważne sprawy rodzinne – oznajmił Jeff. – Musimy sobie radzić bez niej. – Skinął głową na małą. – Maggie wybrała sobie sama ubranie i sama się ubrała. A ja ją uczesałem. – Uśmiechnął się z politowaniem. – Z pewnością od razu to zaważyłaś.
Jego uśmiech wywołał u niej dziwny skurcz w żołądku. A może odezwał się po prostu głód? Ashley puściła małą i przyjrzała się jej ubraniu i włosom.
– Uważam, że wyglądasz znakomicie – stwierdziła.
Maggie rozpromieniła się.
– Byłam wyjątkowo grzeczna dla wujka Jeffa. Zjadłam wszystkie chrupki i zaraz dokończę grzankę i mleko.
Ashley spojrzała na gospodarza.
– Wujek Jeff?
Wzruszył ramionami.
– Pan Ritter brzmi zbyt formalnie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
– Nie, w porządku.
Mimo wszystko to trochę dziwaczne. Trudno jej było wyobrazić sobie Jeffa Rittera jako wujka, ale rzeczywiście doskonale sobie radził z Maggie.
Jeff wstał zza stołu i odsunął krzesło.
– Na pewno umierasz z głodu. Pozwól, że ci coś przygotuję.
Ashley uprzytomniła sobie raptem, że wyskoczyła z łóżka i od razu zbiegła na dół, że od dwóch dni nie brała prysznica i nie myła zębów, a jej włosy wyglądały prawdopodobnie jak ptasie gniazdo.
– Mhm… Chyba najpierw wezmę prysznic – powiedziała i skierowała się do drzwi. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie. – Daj mi dziesięć minut.
Ponieważ czuła się osłabiona chorobą, nie była w stanie uwinąć się tak szybko, jak zwykle, dlatego minęło prawie dwadzieścia minut, zanim zjawiła się znowu na dole. Gdy zajrzała do lustra, stwierdziła, że nie wygląda aż tak koszmarnie, ale na pewno nie miałaby szansy wygrać w konkursie piękności. Najważniejsze, że się wykąpała i umyła włosy, które były wciąż lekko wilgotne. Miała nadal bladą i zbyt wychudzoną twarz. Od kilku dni, odkąd dopadła ją grypa, prawie nic nie jadła. Straciła przez to kilka kilogramów, na co nie bardzo mogła sobie pozwolić. Dżinsy wisiały na niej jak na patyku.