Błękitne oczy wpatrywały się w nią błagalnie. Ashley nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Pogłaskała córeczkę po policzku.
– Nie mam zajęć, kochanie, i jeżeli Cathy potrzebuje pomocy, chętnie się z wami wybiorę. Uwielbiam oglądać zwierzęta w zoo.
– Czy w zoo są też kotki?
– Tylko bardzo, bardzo duże.
– Szkoda, że wujek Jeff nie ma kotków.
– Wiem, kochanie, ale nic na to nie poradzisz.
Ashley zawahała się, jak zadać córce pytanie, czy czuje się tu dobrze, nie budząc jej obaw.
– Nie tęsknisz za naszym mieszkaniem?
– Troszeczkę.
Maggie wypiła mleko. Włosy, które uczesał jej rano Jeff, były nadal krzywo podpięte. To jednak miłe z jego strony, że tak się stara.
– Podoba mi się u wujka Jeffa – stwierdziła Maggie ochoczo. – Wujek jest bardzo miły – posłała matce niewinny uśmiech. – Wujek Jeff lubi ciasto. Mogłybyśmy mu coś upiec.
Ashley zastanawiała się, w jakim stopniu wspaniałomyślność córki ma związek z jej słabością do deserów. Co prawda upieczenie ciasta byłoby miłym gestem z jej strony – małym podziękowaniem za jego uprzejmość. Mogłaby też ugotować obiad. Jej samochód przyprowadzono dzisiejszego popołudnia. Może wyskoczyć z Maggie do sklepu i kupić wszystko, co potrzeba.
– Brawo, żuczku – powiedziała. Podniosła małą z krzesła i dała jej pstryczka w nos. – To doskonały pomysł. Zadzwonię do biura Jeffa i zapytam, o której będzie w domu. Upieczemy specjalnie dla niego ciasto i zrobimy mu obiad.
Odszukała służbową wizytówkę, którą jej zostawił, i zadzwoniła do biura. Gdy połączono ją z Brendą, spytała, o której godzinie może spodziewać się Jeffa w domu. Brenda musiała się porozumieć z Jeffem. Ashley czekała, słuchając cichej muzyczki. Raptem dopadły ją wątpliwości, czy Jeff nie pomyśli sobie przypadkiem, że chce w ten sposób zdobyć jego względy.
Rumieniec wystąpił na jej policzki. Pragnęła odwiesić słuchawkę, ale było na to za późno. Brenda wiedziała przecież, że to ona.
– Jeff będzie w domu o wpół do siódmej – oznajmiła pogodnie.
– Mhm, dziękuję.
Ashley chciała się wytłumaczyć, podejrzewała jednak, że asystentkę Jeffa niewiele to obchodzi. Odwiesiła słuchawkę i zaczęła robić listę zakupów. Upewni się, czy Jeff przypadkiem nie zrozumiał jej źle, po jego powrocie do domu.
Ciasto czekoladowe udało się wyśmienicie. Maggie upierała się, aby pomóc matce z polewą, co oznaczało, że wszędzie było pełno czekoladowych okruszków oraz więcej lepiącej się masy na rękach i twarzy dziecka niż na cieście. Ashley postanowiła zrobić na obiad klops. Było to proste i na ogół lubiane danie. Zresztą miała do dyspozycji skromną kwotę, dlatego nie stać jej było na żaden luksus.
Sprawdziła kartofle oraz parującą fasolkę szparagową i zerknęła na zegar. Jeff powinien się zjawić lada chwila.
– Zostało nam jeszcze troszkę czasu, żeby doprowadzić cię do porządku, moja panno – zwróciła się do córki. Wyjęła jej z ręki gumową szpachelkę i zaprowadziła do zlewu.
Usłyszała, że otworzyły się drzwi do garażu. Zakołatało jej serce, a żołądek podszedł do gardła.
Na drewnianej podłodze rozległy się kroki. Ashley zamarła na środku kuchni. Nie wiedziała, czy ma uciec i gdzieś się schować, czy też zostać i przywitać Jeffa jak gdyby nigdy nic. Nie mogła zrozumieć, dlaczego raptem jest taka zdenerwowana. Przecież nic się nie zmieniło.
Jeff wszedł do kuchni. Zerknął na garnki na kuchence, ciasto, spojrzał na Maggie, umazaną polewą czekoladową i uśmiechniętą od ucha do ucha.
– Zrobiłyśmy ci niespodziankę – oznajmiła uroczyście czterolatka.
– Widzę – odparł Jeff i zwrócił się do Ashley: – Jak się czujesz?
Ashley przełknęła ślinę. Naprawdę nikt nigdy nie okazywał jej tyle uwagi. Miała wrażenie, że Jeff potrafi czytać w jej duszy. Zrobiło jej się gorąco, jakby weszła do sauny.
– O wiele lepiej. Dziękuję – powiedziała. Miała nadzieje, że udało jej się zapanować nad głosem i nie zdradzić ze swoimi uczuciami. – Dużo spałam i studiowałam notatki. Zdaje się, że najgorsze mam już za sobą. – Zmusiła się do uśmiechu, po czym podeszła do kuchenki. – Zrobiłam obiad.
– Powiedziałaś Brendzie, że zamierzasz coś przyrządzić, gdy dzwoniłaś do biura.
Pochyliła głowę nad garnkiem.
– No tak, zadzwoniłam zupełnie bez zastanowienia. Przepraszam. Zachowałam się jak idiotka.
– Dlaczego tak uważasz?
Zerknęła na Jeffa spod rzęs. Uświadomiła sobie raptem, jak bardzo jest męski. Jak to możliwe, że nie rzuciły jej się wcześniej w oczy jego szerokie bary? Czy dlatego, że była chora? Widać grypa stępiła jej umysł, dlatego nie reagowała na Jeffa Rittera. Czy będzie mu się teraz w stanie oprzeć?
– Ashley?
Zamrugała. Och, przecież zadał jej jakieś pytanie. Tak. O obiedzie. Dlaczego uważa, że zachowała się jak idiotka, gotując mu obiad.
– Zmusiłam cię w ten sposób do przyjścia do domu.
W kącikach jego ust zadrgał uśmiech.
– Przecież tutaj mieszkam.
– Wiem. Chodzi mi o to, że może miałeś jakieś plany i nie zamierzałeś jeść obiadu razem z nami. Upieczenie ciasta to był pomysł Maggie.
Zerknęła na córeczkę i zobaczyła, że przysłuchuje się ich rozmowie z nieukrywanym zainteresowaniem. Jeff uśmiechnął się do małej.
– Ciasto wygląda fantastycznie. Dziękuję ci.
Maggie rozpromieniła się.
– Jest naprawdę smaczne. Mamusia nie pozwoliła mi spróbować surowego ciasta, bo jest niezdrowe, ale polewa czekoladowa jest pyszna.
– Cieszę się – spojrzał znowu na Ashley. – Co na obiad?
– Klops, tłuczone ziemniaki z sosem oraz fasolka szparagowa.
– Wspaniale. Pójdę się odświeżyć i zaraz wracam.
– A więc zjesz z nami?
– Chyba, że nie chcesz.
Ashley zmusiła się, by wziąć głęboki oddech.
– Będzie nam bardzo miło, jeśli dotrzymasz nam towarzystwa. Naprawdę.
Jeff skinął głową i wyszedł z kuchni. Ashley jęknęła cicho. Od kiedy zaczęła robić z siebie idiotkę? Jeszcze dzisiejszego ranka rozmawiała z nim zupełnie normalnie. A teraz zachowuje się jak studentka pierwszego roku, która zadurzyła się w asystencie. Straciła głowę i jeśli chce zachowywać się jak przystało dorosłej osobie, musi się wziąć w garść. I to szybko!
Jeff usiłował skupić się na leżącym przed nim raporcie, ale słowa zupełnie do niego nie docierały. Gotów był przysiąc, że słyszy śmiech, który rozchodzi się z góry i dobiega do gabinetu. Wcześniej słyszał lejącą się wodę, kiedy Ashley przygotowywała kąpiel córeczce. Ten wieczorny rytuał był mu obcy, jakby dotyczył życia na innej planecie – choć śledził go z daleka, tęsknota ściskała mu serce.
Pragnął czegoś tak gorąco, że odczuwał niemal fizyczny ból, jednak nigdy w życiu nie przyznałby się do tego głośno. Związki nigdy nie były jego mocną stroną. Nicole powtarzała mu to tysiące razy, zanim odeszła. Rzucała mu oskarżenia niemal przy każdej sprzeczce. Mówiła, że się zmienił, że nie był już mężczyzną, za którego wyszła za mąż, że stał się jej obcy.
Ale i ona stała się mu obca. Pod koniec wręcz obojętna. Jego życie stało się takie proste, kiedy od niego odeszła. I tak było do dziś wieczorem. Dopóki śmiech dziecka i jego matki nie wzbudził w nim ciekawości, jak by to było. gdyby sprawy miały się inaczej. Gdyby on był inny.
Poczuł ból, mroczny i zapierający dech, przyprawiający go o uczucie pustki, jakby za chwilę miał się zapaść w otchłań. Chwycił się krawędzi biurka tak mocno, jakby za chwilę miał wyrwać kawałek twardego drewna albo połamać sobie palce.