– Wujku Jeffie?
Podniósł wzrok na dźwięk delikatnego głosiku. W drzwiach do gabinetu stała Maggie. Miała na sobie różową koszulę nocną i purpurowy płaszcz kąpielowy. Ściskała w dłoniach swoją ukochaną przytulankę, Śnieżynkę. Widać było, że przed chwilą wzięła kąpiel – świeżowymyte loczki wiły się wokół twarzy.
Mała nazywała go wujkiem Jeffem, co sam jej zaproponował. Teraz zadawał sobie jednak pytanie, czy to z jego strony rozsądne posunięcie, bo tytułowanie go wujkiem sugerowało nieistniejące powinowactwo. Mała mogła wyciągnąć fałszywe wnioski. Co prawda powinien się bardziej martwić o siebie samego. Przypuszczalnie to jemu groziło poddanie się nadmiernym emocjom. A przecież nie wolno mu zapominać, kim i czym jest.
– Jesteś gotowa do spania? – spytał, zmuszając się do uśmiechu.
W drzwiach pojawiła się Ashley. Objęła córeczkę ramieniem.
– Przepraszam, że ci przeszkadzamy, ale Maggie chciała ci powiedzieć dobranoc.
– Wcale mi nie przeszkadzacie. Spij smacznie, Maggie.
Mała wyrwała się matce i popędziła do biurka. Zanim Jeff się zorientował, o co jej chodzi, wdrapała mu się na kolana, objęła go za szyję i przytuliła mocno.
Pachniała szamponem dla dzieci i miodowym mydłem. Była ciepła, taka malutka i tak cholernie ufna. Jeff pogłaskał ją po plecach trochę nieporadnie, bo bał się ją przestraszyć. Maggie puściła go i uśmiechnęła się promiennie. Po chwili wybiegła z pokoju.
Ashley zwlekała z odejściem.
– Czy moglibyśmy chwilkę porozmawiać? – spytała. – Jak położę małą do łóżka.
– Kiedy tylko zechcesz.
Jeff spostrzegł, że twarz Ashley rozgrzana jest od kąpieli i że dopasowany sweterek podkreśla jej kobiece kształty. Nie sądził, aby odzyskała już całkowicie siły, nie wyglądała jednak na chorą.
– Dzięki. Potrzebuję góra piętnaście minut – odwróciła się na pięcie i wyszła.
Jeff poczuł gwałtowny przypływ pożądania.
Prawie zawsze w tego typu kłopotliwych sytuacjach udawało mu się odwrócić uwagę dzięki pracy. Ale nie w przypadku Ashley. Myśl o niej nie dawała mu spokoju ani w biurze, ani w domu. Nie potrafił o niej zapomnieć, gdy słyszał, jak się krząta po domu, czul jej zapach, natykał się na porzucony gdzieś sweter, czy też otwarty notatnik. Nie było takiego miejsca, w które mógłby się bezpiecznie schronić.
Co prawda lata doświadczenia nauczyły go, że nad potrzebami fizycznymi można łatwo zapanować. Potrafił obyć się bez snu, jedzenia czy wody, umiał sobie radzić z bólem, stresem oraz fizycznym niedomaganiem. Z pewnością znajdzie sposób, aby przeżyć obecność kobiety w swoim domu – bez względu na to, jak bardzo na niego działa. Jeśli wszystkie znane mu chwyty okażą się nieskuteczne, wyobrazi sobie przerażenie Ashley w momencie, gdy odkryje gorzką prawdę o nim i ten obraz z pewnością pomoże mu zapanować nad myślami i czynami.
Ashley wzięła głęboki oddech, zanim weszła do gabinetu Jeffa. Uczucie niespokojnego oczekiwania i ekscytacji nie opuszczało jej od obiadu. Musiała być naprawdę bardzo chora, gdy spotkali się po raz pierwszy, dlatego nie dotarło do niej, jak przystojnym facetem jest Jeff. Teraz, gdy zwalczyła już w sobie wirusa, stało się to dla niej jasne. To teoretyczne odkrycie na nic jej się nie zdało w obecnej chwili. Nie wiedziała, jak przebrnąć przez rozmowę z nim bez zrobienia z siebie idiotki.
W niektórych sprawach nie ma co teoretyzować, trzeba działać, pomyślała zdesperowana. Doszedłszy do tego wniosku, zapukała w otwarte drzwi gabinetu Jeffa i weszła do środka w nadziei, że się nie myli.
Pokój był ogromny. Przepiękne szafy na książki zajmowały dwie ściany. Na trzeciej znajdował się wykusz z oknem, które wychodziło na ogród. Drewniane biurko było wielkie jak dwuosobowe łóżko, a dwa imponujące, skórzane fotele klubowe, stojące naprzeciwko, tworzyły monumentalną fasadę.
Jeff podniósł wzrok, gdy Ashley weszła do gabinetu. Wciąż miał na sobie garnitur, tyle że zdjął marynarkę i poluzował krawat. Kilka kosmyków spadło mu na czoło. Jego twarz nabrała przez to nieco łagodniejszego wyrazu, ale nadal budziła niepokój.
– Usiądź, proszę – powiedział, wskazując na jeden z foteli.
Ashley zatopiła się w poduszkach z ciemnobrązowej skóry i starała się rozluźnić. Miała w głowie plan rozmowy. Powinna starać się skupić na nim, a nie myśleć o tym, że jego szare oczy kojarzą jej się z morzem w czasie sztormu albo o jego długich, silnych palcach, muskających delikatnie włosy jej córki. Nie była przekonana, czy Jeff jest uprzejmym człowiekiem, ale miewał uprzejme gesty. Nie oznaczało to jednak, że może się poczuć przy nim bardziej bezpieczna.
– Byłeś dla nas bardzo dobry – odezwała się, kiedy zorientowała się, że Jeff nie zamierza zaczynać rozmowy. Trudno się dziwić, w końcu to ona go o nią poprosiła. – Udzieliłeś nam gościny, zorganizowałeś Maggie dojazd do przedszkola i opiekę. Jestem ci za to oczywiście ogromnie wdzięczna. Są jednak pewne rzeczy, które wolałabym załatwić sama.
Jeff wstał.
– Czy zażywasz jakieś lekarstwa? Ashley uniosła brwi ze zdziwienia.
– Co takiego?
– Czy bierzesz coś na grypę? Bo chciałem ci zaproponować brandy.
– Ach, nie. Czuję się dużo lepiej. Chętnie napiję się kieliszek.
Przynajmniej będzie wiedziała, co zrobić z rękami.
Jeff otworzył drzwiczki barku, znajdującego się w jednej z szaf na książki, i wyjął butelkę brandy oraz dwa kieliszki.
– Mów dalej. A więc chcesz załatwić jakieś swoje sprawy. Czy możesz wyrażać się trochę jaśniej?
Napił się łyk brandy i podał Ashley kieliszek. Wzięła go ostrożnie, tak aby ich palce się nie dotknęły.
– Dziękuję. Chodzi mi o opiekunkę do dziecka. Kiedy Cathy przywiozła Maggie z przedszkola, nie chciała ode mnie przyjąć zapłaty. To nie jest w porządku.
Jeff pociągnął drinka i przysiadł na rogu biurka, co oznaczało, że znalazł się teraz bliżej Ashley. Serce skoczyło jej do gardła i zaparło jej oddech, tak że nie była w stanie przełknąć śliny.
– Masz rację – zgodził się z nią Jeff.
Ashley starała się za wszelką cenę zachować spokój. Poczuła, że znowu oddycha. Udało jej się nawet upić mały łyczek brandy. Palący napój spłynął w dół, do żołądka.
– Nie zamierzałem wtrącać się w twoje życie – oświadczył. – Wystawię ci rachunek za opiekunkę do dnia dzisiejszego, wtedy będziesz mi mogła zwrócić poniesione koszty.
– Aha… Dziękuję – odparła Ashley, zaskoczona, że tak łatwo przyjął jej argumenty. Zastanawiała się też, ile to już razy dziękowała Jeffowi, od kiedy go spotkała.
– Coś jeszcze?
Rzeczywiście chciała poruszyć jeszcze jedną sprawę. Przyglądała mu się badawczo, dochodząc do wniosku, że pomimo wspaniałego domu oraz doskonale prosperującej firmy jest nieprawdopodobnie samotny. Kiedy zjawiła się tu z Maggie, nie miał w domu nawet jedzenia. Żył wyłącznie pracą. Ashley zachodziła w głowę, dlaczego.
Niewykluczone, że w jego życiu są jakieś kobiety. Może tylko jej się wydaje, że Jeff spędza czas samotnie. Być może ma tysiące przyjaciółek. Tyle tylko, że nie zaprasza ich do siebie. W tym domu panowała kamienna cisza. Nie słyszało się tu echa dawnych głosów ani śmiechów.
– Ashley?
– Mhm? Och, przepraszam. Zamyśliłam się.
– A o czym tak intensywnie dumałaś?
– O niczym specjalnym – posłała mu fałszywy uśmiech i powiedziała pierwszą rzecz, jaka wpadła jej do głowy: – Ja wcale nie jestem wdową.
Jeff uniósł w górę brew. To była jego jedyna reakcja. Ashley przymknęła oczy i zastanawiała się, czy to faktycznie zabrzmiało tak głupio, jak sądziła.