Выбрать главу

Dzisiejszego popołudnia wymyślił plan, jak ją wyratować z beznadziejnej sytuacji. Przemyślał sobie dokładnie wszystkie szczegóły, po czym podzielił się z nią bez zastanowienia swoim pomysłem i w rezultacie ją obraził. Wszystko przez to, że koniecznie musiał się wtrącić w nie swoje sprawy. Poczuł się odpowiedzialny za nią, co go mocno zaniepokoiło. Miał bowiem inne, ważne sprawy na głowie i wcale nie zamierzał angażować się uczuciowo. Jego dusza była martwa, dlatego nie dopuszczał do żadnych kontaktów z kobietami, oprócz fizycznych.

Poszedł na górę, do pokoi gościnnych. Stanął jak wryty, zobaczywszy siedzącą na podłodze Ashley, opartą plecami o ścianę. Słabe światło z sypialni wpadało na korytarz, oświetlając lewą część jej twarzy.

Ogarnęło go raptem tak gwałtowne pożądanie, że aż zaparło mu oddech. Ashley była taka delikatna i taka słodka. Wzruszała go jej kruchość. Gotów był się na moment zapomnieć. Nie myśleć o tym, że uciekłaby przerażona, gdyby dowiedziała się o nim prawdy – że w głębi duszy, w najciemniejszym jej zakamarku, przestał być człowiekiem.

Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego blado.

– Siedziałam tu i starałam się przekonać siebie, że powinnam pójść na dół i cię przeprosić. Oszczędziłeś mi drogi.

– Nie masz powodu mnie przepraszać.

– Przecież zachowałam się jak idiotka. Starałeś się być dla mnie uprzejmy, a ja to źle odebrałam.

Uprzejmy? On?

– Chciałem pogodzić nasze interesy. Mnie potrzebny jest ktoś do poprowadzenia domu, a tobie przydałaby się nowa praca.

Ashley zmarszczyła nos.

– Masz skłonności przywódcze. Czy to typowa cecha żołnierza, czy też mężczyzny?

– Obu.

– Coś w tym jest – westchnęła. – Nie zrozum mnie źle, Jeff. Naprawdę doceniam twoją propozycję.

– Ale mi nie ufasz.

Jej wzrok spochmurniał.

– To niezupełnie tak.

Wyczytał z jej oczu, że to jednak kwestia zaufania. Chciała mu wierzyć, targały nią jednak wątpliwości. Nie powinien mieć do niej o to pretensji.

Pragnę cię, pomyślał, ale nie wypowiedział słów, które go paliły w środku. Pragnął jej do szaleństwa. Pragnął wdychać zapach jej ciała, dotykać wszędzie. Marzył o tym, aby poczuć pod palcami jej jedwabiste, czarne włosy i zasmakować jej ust. Przeżywać wspólnie z nią gorące chwile, zatracić się w rozkoszy, zapominając o Bożym świecie.

Westchnął tęsknie.

– Moja propozycja jest nadal aktualna. Mam nadzieję, że tym razem ją przyjmiesz.

– Nie mogę.

Dlaczego? Czyżby tak szybko go rozszyfrowała? Skąd wiedziała, że ucieczka to dla niej najbezpieczniejsze wyjście? Chciał zaoponować, powiedzieć, że sienie zgadza z jej decyzją. Wyznać, że od lat nikomu nie udało się dotrzeć do niego tak blisko jak jej. Że przy niej i przy Maggie chwilami zapomina, że jest inny niż reszta ludzi.

Powiedział jedynie:

– Daj mi znać, jeżeli zmienisz zdanie.

I odszedł, bo czuł, że jeżeli zostanie, powie coś, czego będzie potem żałował. Że jest gotów wyjawić jej prawdę.

Następnego ranka Ashley odłożyła ostrożnie słuchawkę na widełki, choć rozpierała ją ochota, aby cisnąć nią przez pokój i podeptać. Nie sądziła, że jej życie może się skomplikować jeszcze bardziej. Jedno zwięzłe zdanie wywróciło jej świat do góry nogami: „Budynek, w którym znajduje się pani mieszkanie, został zakwalifikowany do rozbiórki".

Oznaczało to, że straciła dach nad głową. Urzędnik miasta był wobec niej bardzo uprzejmy i zaproponował pomoc w znalezieniu nowego lokum. Nie przewidziano jednak zwrotu kosztów przeprowadzki, a znalezienie mieszkania o tak niskim czynszu graniczyło z cudem. Została kompletnie na lodzie.

Trudno sobie wyobrazić gorszy moment. Wczoraj wieczorem oznajmiła Jeffowi, że się rano wyprowadza, spodziewała się bowiem, że jej mieszkanie będzie się już nadawało do zamieszkania.

Najchętniej położyłaby się z powrotem do łóżka, nakryła na głowę kołdrą i zapomniała o całym świecie. Nie mogła sobie jednak na to pozwolić. Musiała zająć się dzieckiem, iść na zajęcia, nie mówiąc już o szukaniu nowego lokum.

Wyszła z sypialni i skierowała się ku schodom.

Uśmiechnij się, napomniała się, idąc korytarzem. Nie chciała, aby Jeff zorientował się, że znów ma kłopoty, nie chciała również niepokoić córeczki.

W kuchni Maggie i Jeff jedli wspólnie śniadanie. Żadne z nich nie podniosło oczu, chociaż Ashley była przekonana, że Jeff zauważył jej przyjście. Zignorowała siedzącego przy stole mężczyznę i spojrzała na córkę.

Ubrała Maggie w jej ulubione ogrodniczki z różowego sztruksu oraz dopasowany do całości różowo-biały podkoszulek z wizerunkiem kotka. Umyła córeczce twarz i pomogła założyć skarpetki i buty, ale nie zdążyła jej uczesać. Ale Maggie miała włosy podpięte z boku małymi, plastikowymi, różowymi zapinkami. Krzywo, bo krzywo, ale zawsze.

Wykluczone, aby Maggie poradziła sobie sama, pozostawała więc tylko jedna możliwość. Ashley przeniosła wzrok na swojego gospodarza. Jeff ubrany był jak zwykle w garnitur. Nie przypomina sobie, aby widziała go w jakimś innym ubraniu. Jego nieskazitelnie biała koszula była wykrochmalona na sztywno, a krawat idealnie dobrany do stroju. Wykąpany, ogolony, gotów był rozpocząć swój dzień.

Szerokie bary zdradzały jego siłę. Jego zacięte usta nieskore były do śmiechu. A mimo to znalazł czas, by przygotować małej śniadanie. Zdarzyło mu się to już wcześniej. Maggie nie czuła przed nim strachu. Uwielbiała Jeffa. Ufała mu od pierwszej chwili, kiedy się spotkali. Kierowała się intuicją, czy też. jak wiele dziewczynek wychowujących się bez ojca, lgnęła do niego, spragniona męskiego towarzystwa? Ashley wiedziała o nim tylko tyle, że był kiedyś żołnierzem, wyróżniającym się w zadaniach obarczonych ryzykiem śmierci. Ale kim był jako człowiek? Jaka była historia jego życia?

– Mamusia? – Maggie podniosła wzrok i zobaczyła stojącą w drzwiach Ashley. – Zjadłam wszystkie płatki na mleku.

– To bardzo dobrze – Ashley uniosła nieco brodę. – Jeff, czy możemy zamienić parę słów?

– Skinął głową, podniósł się z miejsca i wyszedł za nią na korytarz.

– Masz jakiś kłopot? – zapytał.

Utkwiła wzrok w szarych oczach. Nie potrafiła z nich wyczytać wiele więcej, niż gdy zjawiła się tu po raz pierwszy.

– Przed chwilą rozmawiałam z kimś z urzędu miasta. Wiedziałeś, że dom, w którym mieszkam, został zakwalifikowany do rozbiórki?

Jego spojrzenie było nieprzeniknione.

– Nie, ale wcale nie jestem tym zaskoczony. Sam widziałem, że woda wyrządziła poważne szkody.

– Muszę poszukać nowego mieszkania. Jeff skrzyżował ramiona na piersi.

– Masz na to pieniądze?

– Nie.

Czekała, aż chwyci ją w swoje szpony – zaproponuje jej ponownie pracę, a ona mu tym razem nie odmówi. O co ci tak naprawdę chodzi, Ashley Churchill, strofowała samą siebie – W porządku. Wypiszę ci czek, który pokryje wydatki. Spłacisz mi dług, jak zrobisz dyplom.

Spodziewała się innej propozycji. Oparła się o framugę.

– Kim ty jesteś, Jeff?

– Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?

Pragnie, by w niego uwierzyła, a ona nauczyła się wierzyć jedynie samej sobie. Do tego daje jej jasno do zrozumienia, że nie interesują go ani odrobinę jej chuderlawe wdzięki.

Rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Maggie rzuciła się na powitanie Brendzie. Ashley odwróciła się, pozostawiając Jeffa bez odpowiedzi, i pospieszyła za córką.

Brenda weszła do środka i uścisnęła Maggie.

– Na dworze pada deszcz – powiedziała. – Musisz założyć kurtkę.