Выбрать главу

– Nie jesteś głodny? – spytała. – Minęło sporo czasu od lunchu.

– Mam mnóstwo pracy.

Wyszedł bez słowa z kuchni. Maggie patrzyła za nim zdumiona.

– Co się stało wujkowi?

– Nic, kochanie, po prostu jest bardzo zajęty.

I walczy ze sobą, dodała w duchu. Pragnęła pójść za nim i porozmawiać, ale coś ją powstrzymywało. Wiedziała, że chociaż można na nim polegać, jest dla niej w pewnym sensie niebezpieczny. W sercu Jeffa nie ma miejsca dla nikogo. Przynajmniej dopóty, dopóki nie rozliczy się z przeszłością.

Owszem, podobali się sobie, ale to wszystko – i całe szczęście, bo ona nie potrafiłaby mu się oprzeć. Oczekiwanie czegokolwiek więcej, byłoby z jej strony lekkomyślnością. Zrobiła z siebie w życiu już nie raz idiotkę, jeżeli chodzi o mężczyzn, i nie zamierzała powtarzać znowu tego błędu.

– Kirkman obawia się próby porwania – oznajmił Zane w następnym tygodniu, kiedy spotkali się z Jeffem, aby przedyskutować szczegóły zadania w rejonie Morza Śródziemnego.

Jeff przestudiował plany, rozłożone na olbrzymim stole konferencyjnym.

– Porwanie uważam za najmniej prawdopodobne – stwierdził. – A jeżeli już, to dla okupu, wtedy chcieliby go mieć żywego. Na jego miejscu bardziej bym się bał bezpośredniego uderzenia.

Zane zachichotał.

– Chcesz mu to powiedzieć?

– Specjalnie mi się z tym nie spieszy – Jeff oparł się plecami o krzesło i zerknął na wspólnika. – Powiem mu o tym, jak się z nim zobaczę w przyszłym tygodniu.

– Wolę, żebyś ty to zrobił. Podejrzewam, że to typ krzykacza.

„Krzykaczami" nazywali między sobą klientów, którzy nie chcieli przyjąć do wiadomości grożącego im niebezpieczeństwa i odmawiali wprowadzenia zmian w stylu życia, gwarantujących bezpieczeństwo im i ich rodzinom. Natomiast jako pierwsi podnosili krzyk, gdy tylko coś było nie tak, i to na ogół z ich własnej winy.

– Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Bez względu na to, czy Kirkman to krzykacz, czy też nie, trzeba się z nim liczyć.

Zane rzucił pióro na stół i spojrzał na swojego wspólnika.

– A teraz opowiedz mi o kobiecie, która pojawiła się w twoim życiu.

– Nie ma w moim życiu żadnej kobiety.

– Zgodnie z krążącą pogłoską, owszem. Doszły mnie słuchy, że mieszka u ciebie jakaś niewiasta.

– Pracuje u mnie jako gospodyni. Zane uniósł w górę czarne brwi.

– No i?

– No i nic. Ma na imię Ashley. Była dawniej w naszym biurze sprzątaczką, a teraz pracuje w moim domu. Łączą nas wyłącznie stosunki służbowe. To wszystko.

Nawet jeżeli pragnął czegoś więcej, nie zamierzał poddawać się słabości. Mogłoby to się skończyć źle dla obojga. Nie potrafił sprostać oczekiwaniom Ashley.

Usiłował skupić uwagę na rozłożonych przed nim rysunkach. Zatopił w nich nieobecny wzrok, ale wcale do niego nie docierało, że to plany olbrzymiej willi – z rozłożonych na stole papierów uśmiechały się do niego orzechowe oczy. Wciągnął w nozdrza powietrze i poczuł słodki zapach, o którym już wiedział, że zostanie mu w pamięci na całe życie.

Ashley mogła odegrać ważną rolę w jego życiu, przyznał szczerze. Nie zamierzał jednak do tego dopuścić.

– A co z jej córeczką? – spytał Zane. – Trudno zignorować obecność dziecka w domu.

Jeff uśmiechnął się.

– Skąd ty możesz raptem coś wiedzieć na temat dzieci?

– Wiem o nich wystarczająco dużo, aby ich unikać jak ognia – zażartował Zane. – Zdaje się, że do niedawna byłeś tego samego zdania. Co się z tobą dzieje, chłopie? Jeżeli tak dalej pójdzie, ludzie zaczną cię podejrzewać, że stałeś się ludzki.

Był to stały dowcip Zane'a lecz Jeffowi wcale nie było do śmiechu. Nie miał ochoty odpowiadać na żadne pytania dotyczące Maggie. Szczególnie teraz, kiedy mała dziewczynka zdobywała w błyskawicznym tempie jego sympatię. Podczas wycieczki do zoo zaszła w nim jakaś dziwna zmiana. Obcowanie z dziećmi, opieka nad Tommym, kiedy obtarł sobie skórę na ręku, skruszyły w nim częściowo lody, dzięki czemu łatwiej było Maggie wkraść się do jego serca. Pewnego dnia przyłapał się na tym, że nieustająco o niej myśli i że się o nią martwi. Czy wychowawczynie w przedszkolu nie zapomniały założyć jej płaszczyka, gdy szła się bawić na dworze? Czy zjadła porządnie lunch? Czy nikt nie sprawił jej przykrości?

Pamięta moment, kiedy wziął Maggie na kolana, żeby ją pocieszyć. Zareagował instynktownie, ale to, co poczuł, przekraczało wszelkie jego wyobrażenia.

Obie panny Churchill nieźle zaburzyły jego życie.

Wskazał ręką leżące na stole papiery.

– Powinniśmy do końca tygodnia sfinalizować plany ochrony willi.

– Nie wiedzę najmniejszego problemu.

Zane pochylił się do przodu i oparł się łokciami o stół. Podobnie jak Jeff, przychodził do biura w garniturze i pod krawatem. W przeciwieństwie do Jeffa, na ogół w ciągu dnia rozluźniał się – zdejmował marynarkę, zawijał mankiety i odpinał kołnierzyk. Postukał palcem w leżący przed nim plan.

– Zostaw to mnie – oznajmił spokojnym tonem. – Pora, abyś pozwolił mi poprowadzić akcję. Sam rozumiesz, trzeba stawiać na młodych facetów.

– Dlaczego? – Jeff doskonale wiedział, że wciąż nie jest ani za stary, ani za miękki. O co w takim razie chodzi Zane'owi?

– Poradzę sobie – obstawał przy swoim Zane.

– Nigdy w to nie wątpiłem.

– Naprawdę? To dlaczego w takim razie bierzesz na siebie wszystkie niebezpieczne zadania? Mnie pozostawiasz pilnowanie starych bab, a sam zajmujesz się kłopotliwymi sytuacjami.

Jeff przyjrzał się uważnie swojemu kompanowi. Był zaledwie trzy albo cztery lata młodszy, czasami jednak odnosiło się wrażenie, że różnica wieku miedzy nimi wynosiła dziesiątki lat. Zane miał, podobnie jak Jeff, ogromne doświadczenie, tyle że jako strzelec wyborowy oraz taktyk. Będąc w służbie wojskowej, większość czasu spędził na planowaniu operacji oraz unieszkodliwianiu wroga na dystans. Miał co prawda na sumieniu również wielu zabitych, ale nie przeżył takiego koszmaru jak Jeff.

– Ja nie mam rodziny – stwierdził Jeff. – Facet, który nie ma nic do stracenia, zgłasza się na ochotnika do najbardziej niebezpiecznych zadań. To stara zasada, z którą nie potrafię się rozstać.

Zane'owi nawet nie drgnęła powieka.

– Tak mówisz, jakbym ja miał rodzinę, która czeka na mnie w domu.

Jeff wzruszył ramionami. Faktycznie, Zane był na świecie sam jak palec, tak jak i on.

– A więc jesteśmy sobie równi.

Zane zmarszczył brwi.

– Sądziłem… – zawahał, się. – Czy sytuacja przypadkiem się nie zmieniła? Mam na myśli kobietę i dziecko.

– To nic nie zmienia.

Jeff wypowiedział te słowa stanowczym tonem. Przekonany był, że to prawda. Stuprocentowa prawda. To, że w jego życiu pojawiła się Ashley i Maggie, nic nie zmieniało. Zignorował wewnętrzny głos, który napominał go szeptem, że kłamie. Obstawał przy swoim. Wszystko jest po staremu. Nie może sobie pozwolić na to, aby w jego życiu nastąpiła jakakolwiek przemiana. Wystarczyło przypomnieć sobie nieudany związek z Nicole – albo swój sen. Sen, który nigdy nie da mu spokoju.

– Chciałbym, żebyś dał mi szansę – oznajmił mu Zane. – Jesteś mi to dłużny.

Jeff spojrzał na kolegę.

– Chcesz żebym ci dał wolną rękę w samobójczej śmierci?

– A nie sądzisz, że jedynie samobójca jest w stanie wykonywać naszą pracę? Ryzykować swoje życie dla klienta?

Jeff wiedział, że to prawda, nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego sam raz po raz naraża swoje życie, widząc w tym sens. W przypadku Zane'a uważał to za marnotrawstwo.

– Wpadłem do księgarni w czasie przerwy na lunch – oznajmił Jeff.