Zerknął na trzech mężczyzn. Nietrudno było zorientować się, który z nich jest najmłodszy. Siedział zadowolony z siebie, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Oto mężczyźni, których podpisy figurują na waszych czekach z wypłatą – oznajmił Jack, siląc się na swobodę. – Jeff Ritter oraz Zane Rankin.
Skinął głową i zszedł z podium.
Jeff zajął miejsce. Zmierzył wzrokiem po kolei całą czwórkę, próbując ich ocenić. Potrzebowali jedynie dwóch ludzi, a na podjęcie decyzji mieli co najmniej miesiąc. Zarówno on, jak i Zane byli bardzo drobiazgowi jeżeli chodzi o współpracowników. W końcu cały zespół narażał swoje życie. Wszyscy musieli darzyć się bezgranicznym zaufaniem i być naprawdę zgrani.
– Nie ma mowy o popełnieniu jakiegokolwiek błędu – oznajmił na wstępie. – Trzeba zapomnieć o swoim, ja", o własnym usposobieniu, czy też jakichkolwiek uprzedzeniach wobec wykonywanych zadań. Zanim zostaniecie przyjęci do zespołu, postaramy się odkryć wszystkie wasze słabości, wady oraz rozgryźć, co wywołuje u was gęsią skórkę, ponieważ zatrudniający nas klienci stawiają wobec nas najwyższe wymagania. Czy wyrażam się jasno?
Przerwał na chwilę, by upewnić się, że go słuchają z uwagą.
– Pewien brytyjski bankier zajmował się przed paru laty międzynarodową transakcją delikatnej natury. Zorientował się, że są pewne nieprawidłowości i dotarł do ich źródła. Po nitce do kłębka odkrył, że jego bank wykorzystywano do prania brudnych pieniędzy, pochodzących z handlu narkotykami. Ludziom, którzy ulokowali swój kapitał, nie bardzo się' uśmiechało, aby ujawniono fakty. Chcąc zamknąć facetowi usta, porwali jego jedyne dziecko. Jego żona zmarła przy porodzie, a on nie miał żadnych krewnych.
Jeff pochylił się do przodu i wsparł łokciami o mównicę.
– Pół tuzina porywaczy trzymało w swoich szponach małego chłopca. Popełnienie błędu było w tej sytuacji wykluczone. Okazało się, że dopisało nam cholerne szczęście. Udało się unieszkodliwić towarzystwo celnym strzałem z odległości stu jardów. Ilu z was poradziłoby sobie w podobnej sytuacji, nie tracąc zimnej krwi? Wiedząc, że to jedyna szansa i że nie ma się prawa spudłować?
Nie czekał na odpowiedź.
– Być może zastanawiacie się, dlaczego nie czytaliście o tym nic w gazetach. Powiem wam, że dla nas to tylko lepiej. Ukazanie się w prasie jakiejś wzmianki to raczej wyjątek potwierdzający regułę. Jeśli zależy wam na rozgłosie, sławie albo chcecie się trochę rozerwać, przyznajcie się do tego otwarcie.
Tym razem przerwał na dłużej. Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
– A niech to, szefie. A ja liczyłam na niezły seks.
Wszyscy zachichotali, przez co atmosfera trochę się rozładowała.
– Żarty na bok – powiedział Jeff, gdy w sali zapanował znowu spokój. – Każde z was powinno zadać sobie pytanie, czy nadaje się do tej pracy. Najlepszymi pracownikami są osoby samotne. Niezwiązane z nikim i bez żadnych zobowiązań. Łatwiej zdobyć się na odwagę, jak się nie ma nic do stracenia. Życzę wam powodzenia.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali konferencyjnej. Zane miał przemówić zaraz po nim, ale Jeff słyszał jego tyradę dobre kilkadziesiąt razy. Zresztą, zbytnio pochłaniały go własne myśli, by mógł się skupić nad tym, co ma do powiedzenia jego wspólnik.
Powiedział kandydatom prawdę. Człowiek mniej się boi, gdy nie ma nic do stracenia. Żył zgodnie z tą dewizą od lat, dzięki czemu zachowywał ostrość spojrzenia. Co będzie, jeżeli sytuacja ta ulegnie zmianie? Nie mógł przestać myśleć o Ashley. Dręczyła go, niczym natrętny duch, który postanowił zdobyć jego duszę.
Skoro już teraz odczuwał przyjemność na myśl o Ashley, co będzie dalej? Ogarnie go słabość? Niezdecydowanie? Zacznie się martwić o nią w momencie, kiedy decydować będą ułamki sekund?
Coś takiego w ogóle nie wchodziło w grę. Istniało tylko jedno rozwiązanie. Już nigdy więcej nie powinien pozwolić sobie na zbliżenie z nią.
Ashley ogarnął pusty śmiech na myśl o tym, co wyprawiała ostatniej nocy. Wiedziała, że Jeff nie chce wiązać się z żadną kobietą. Zdawała sobie również sprawę, że to nierozsądne wdawać się w romans, choćby przelotny, z szefem. Mimo to miała wrażenie, że idąc, unosi się lekko nad ziemią. Świat wydawał jej się bardziej kolorowy i nic nie mogło zepsuć jej dobrego humoru. Minusem było to, że miała poważne kłopoty ze skoncentrowaniem się na wykładach. Kreśliła imię Jeffa na papierze, zamiast robić notatki.
Podeszła do lodówki, by wyjąć kurczaka, którego chciała upiec na obiad. Choć bardzo pragnęła kochać się znowu z Jeffem, wiedziała, że ich związek nie ma żadnej przyszłości. Pragnęła stworzyć sobie i córce bezpieczną przystań. Nie miała zielonego pojęcia, o czym marzy Jeff, ale spodziewała się, że zupełnie o czym innym niż ona. Nigdy w życiu nie przyrzekłby jej bezwarunkowej miłości, którą ona gotowa była go obdarzyć.
Zamarła z kurczakiem w ręce. Nie chciała przez to powiedzieć, że kocha Jeffa. Po prostu go bardzo lubiła i uważała za namiętnego mężczyznę, a to zupełnie co innego niż miłość. Jeff nie był właściwym mężczyzną, nie powinni się więcej kochać, nawet gdyby nalegał. Powinna mu o tym powiedzieć, gdy tylko zjawi się w domu.
Jeff nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek zachował się jak tchórz. Bez względu na potencjalne niebezpieczeństwo, czy też cierpienie, nigdy nie szedł na łatwiznę, przynajmniej do dzisiaj. Zamiast wrócić do domu o normalnej porze i porozmawiać z Ashley, poprosił Brendę, aby przedzwoniła do domu i powiedziała, że musi pracować po godzinach.
Było już po jedenastej, gdy zajechał do garażu i wyłączył silnik. Sytuacja miała się gorzej, niż przypuszczał. Nie tylko nie miał odwagi stanąć z Ashley twarzą w twarz, ale myślał o niej bez przerwy, kiedy był w biurze. Pomimo wielu długich godzin spędzonych w pracy prawie nic nie zrobił.
Podjeżdżając pod dom, spostrzegł blade światło przez zasunięte zasłony. Okazało się, że Ashley zostawiła kilka palących się lamp. Zmierzając do kuchni, usiłował przypomnieć sobie, czy zdarzyło mu się kiedykolwiek wrócić do domu przed zmrokiem.
Na stole w kuchni znalazł kartkę, na której kobylastymi, niezdarnymi literami napisane było kredkami „Wujek Jeff'. Pod napisem znajdowała się strzałka, wskazująca talerz z kawałkiem czekoladowego ciasta Deser wyglądał zbyt smakowicie, aby zrobiła go Maggie. Ale karteczka z napisem była z pewnością jej dziełem.
Wzruszenie ścisnęło mu gardło. Czy ktokolwiek zachowywał się wobec niego w ten sposób? Maggie myślała o nim nawet wtedy, kiedy nie było go w domu. Ciekawe, czy Ashley też.
Jego dom nie wydawał się już taki pusty i bezosobowy. Wmawiał sobie, że to bez znaczenia. Że nie powinien zwracać na to uwagi, ale sprawiało mu to wyraźnie przyjemność.
Skierował się w stronę schodów, omijając stojący na stole deser. Musi wziąć się w garść. Nie wolno mu rozpraszać uwagi. Obiecał sobie, że dla własnego dobra zapanuje nad sytuacją. Tak będzie lepiej dla nich wszystkich.
Jeff wszedł do pokoju i zapalił światło. Ashley czekała na niego w jego łóżku. Leżała zwinięta w kłębek na kołdrze, z głową wspartą na ramieniu. Miała na sobie koronkową koszulę nocną do kostek, która nie ukrywała niczego. Wstrzymał oddech.
– Cześć! – rzuciła swobodnie, podnosząc się powoli do pozycji siedzącej. – Nie wiedziałam, o której wrócisz do domu, a nie chciałam cię przegapić.