Выбрать главу

John przebiegł wzrokiem wydrukowane kartki i zaklął pod nosem.

– Nie zdawałem sobie sprawy.

– Jak większość ludzi. Tym razem wyszedłeś z tego obronną ręką. Sprawdziliśmy wszystkich. Na nikogo nie czyha terrorysta. Następnym razem jednak możesz mieć trochę mniej szczęścia – wskazał identyfikator Johna. – Dlatego właśnie jest na nim wyłącznie imię.

Zane odwrócił się do Ashley.

– Opowiedz nam coś o sobie.

Nie mogła powstrzymać uśmiechu.

– Nie znam cię na tyle dobrze, żeby zacząć ci się raptem zwierzać, ale dziękuję ci za uwagę.

– Dokładnie tak – skomentował Zane, puszczając do niej oko. – Lepiej być wziętym za gbura niż zginąć. Pamiętajcie, jeżeli nie znacie osoby, nie podejmujcie ryzyka, bo nie warto. – Zerknął na zegarek i skinął na Jeffa. – A teraz zmienimy temat. Zajrzyjcie do kolejnego rozdziału w notatniku.

– Bezpieczeństwo – zaanonsował Jeff. – Zatrudnianie zbyt dużego personelu jest błędem, podobnie jak zbyt małego. Nie dajcie się też państwo nabrać na haczyk, jakim jest nienaganny wystrój otoczenia.

Mówił dalej, ale Ashley nie mogła się skupić na jego słowach, gdyż zbytnio fascynował ją jego wygląd. Ogarnęła wzrokiem mundur polowy, czapeczkę wojskową w stylu baseballowym oraz przytroczoną do paska broń. Robił wrażenie obcego człowieka – bardzo podniecającego, groźnie obcego człowieka…

Raptem dwie pary drzwi otwarły się z impetem i do sali wpadło blisko tuzin uzbrojonych, zamaskowanych ludzi. Ktoś krzyknął z przerażenia. Ashley myślała w pierwszej chwili, że to ona, ale było to niemożliwe, bo zaschło jej w ustach. Serce skoczyło jej do gardła. Miała wrażenie, że się za chwilę udusi.

Zanim zorientowała się, co się dzieje, napastnicy zmusili w brutalny sposób ludzi, by zebrali się w końcu sali. Wszystko działo się tak szybko. Pad! wystrzał, rozległ się krzyk. Ashley odruchowo odszukała wzrokiem Jeffa – stał pod ścianą, jakby nigdy nic, zerkając na zegarek.

Poczuła, że ktoś złapał ją za ramię i brutalnie popycha do tyłu. Za moment odezwał się donośny głos:

– Gotowe!

Jeff uniósł wzrok.

– Trzydzieści dwie sekundy. Dokładnie tyle wystarczyło moim ludziom, aby zebrać was w grupkę, z którą łatwo sobie poradzić. Dajcie im jeszcze ze dwadzieścia pięć sekund, a wszyscy będziecie martwi.

Mężczyzna, którego na niby zastrzelono, podniósł się z podłogi. Należał do grupy ochroniarzy. Klepnął się w pierś, uśmiechając szeroko.

– Ślepe naboje i kuloodporna kamizelka. Zupełnie nic nie czułem.

– Zrobimy teraz piętnaście minut przerwy, żeby wrócił wam do normy puls – zdecydował Jeff, odkładając swój notatnik.

Ashley przyłożyła dłoń do piersi, jakby to mogło pomóc. Zdążyła się już trochę opanować. Podeszła do stołu, na którym stały napoje gazowane i woda. Otworzyła puszkę z niskokalorycznym napojem i wypiła łyk. Kilku uczestników treningu ucięło sobie pogawędkę, ale większość włączyła telefony komórkowe i zaczęła dzwonić.

Podszedł do niej Zane, szczerząc zęby w uśmiechu.

– Niezła akcja, co? Czy kiedykolwiek czułaś bardziej, że żyjesz?

– Owszem – odparła. – Dopóki nie pomyślałam, że umieram. Nie powiem, żeby mnie to ubawiło.

Zane roześmiał się i odszedł, ale Ashley wcale nie było do śmiechu. Jej uwagę przyciągnął Jeff, którego ludzie zasypywali pytaniami. Po raz pierwszy dotarło do niej, jaki on naprawdę jest. Miał duszę wojownika.

Przypomniała sobie to, co o nim powiedziała Nicole: nie jest już człowiekiem. Ashley nie zgadzała się z jej opinią. Według niej Jeff, w przeciwieństwie do większości ludzi, gardził śmiercią. Po prostu. To czyniło go jeszcze bardziej wyjątkowym. Ilu mężczyznom jego pokroju starczyłoby cierpliwości, by zapleść małej dziewczynce włosy w warkocze albo przeczytać jej bajeczkę? Ilu zawracałoby sobie głowę takimi rzeczami jak szukanie jajek na Wielkanoc, czy też pamiętało o tym, aby pochwalić jej nowy kapelusz?

Tak, Jeff miał duszę wojownika, a ona go kochała.

Ashley przymknęła oczy, gdyż poczuła pod powiekami piekące łzy. Nie chciała się rozpłakać, ale poniosły ją emocje. Kochała Jeffa. Była to z jej strony czysta głupota, nie mogła jednak na to nic poradzić.

Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się i zobaczyła, że stoi obok niej.

– Wszystko w porządku? – zapytał Jeff. W jego głosie słychać było zatroskanie.

Zmusiła się do uśmiechu.

– Jeśli ty też chcesz mi powiedzieć, że dzięki tej akcji miałam uświadomić sobie, że żyję, to dziękuję, byłam tego w pełni świadoma już przedtem. Jeśli chodzi o mnie, to akcja ta kosztowała mnie co najmniej trzy lata życia, tak bardzo się przeraziłam.

– Skoczyła ci adrenalina, ale za chwilę ci przejdzie. – Musnął palcami jej policzek. – No jak, da się tu wytrzymać? Nie narzekasz?

– Znalazłoby się mnóstwo powodów do narzekania, ale jak na razie dobrze się bawię. Ten świat tak bardzo różni się od mojej codzienności.

– Zaskoczyło cię to?

– Nie – wzruszyła ramionami. – Wiedziałam, czym się zajmujesz, ale nie bardzo rozumiałam, na czym to polega. Na przykład nie miałam pojęcia, że na życie człowieka czyha tyle niebezpieczeństw.

– Moim zadaniem jest zapobiegać, aby ludziom nie przydarzyło się nic złego.

– To prawda. Zastanawiam się, co jest istotniejsze: czym się zajmujesz, czy też jaki jesteś?

Pragnęła usłyszeć od niego określoną odpowiedź, niestety zdawała sobie sprawę, co powie.

– To, jaki jestem – oświadczył. – Człowiek tak łatwo się nie zmienia.

– Wiem – stwierdziła beztrosko. – Ale pomarzyć dobra rzecz, prawda?

Jeff wziął się pod boki. Spojrzał na nią badawczym wzrokiem.

– A o czym ty marzysz, Ashley? Czego być chciała?

Marzyła, aby Jeff był normalnym człowiekiem, pracującym w banku, czy też w fabryce. Nie chciała mieć do czynienia z kimś, kto usiłuje uporządkować świat, zwłaszcza że na ogół wchodziły tu w grę sprawy, które liczyły się bardziej niż człowiek. Pragnęła, aby Jeff potrafił odwzajemnić jej miłość.

Jej naiwność graniczyła z naiwnością dziecka, które płacze, że nie dostanie gwiazdki z nieba.

– Mam ochotę na pizzę – odparła wymijająco. – Z salami i ostrą papryką. Czy jest tu gdzieś w pobliżu pizzeria?

Nie sądziła, że uda jej się tak łatwo zagadać Jeffa, widać jednak nie miał ochoty prowadzić dyskusji na temat dzielących ich różnic, podobnie zresztą jak i ona.

– W mieście jest świetna, mała włoska knajpka. Zamówię dla nas pizzę z dostawą na miejsce.

– Doskonale – odwróciła się plecami, po czym zerknęła na niego przez ramię. – Zanim przywiozą jedzenie, możemy wziąć kąpiel… razem.

– Nigdy specjalnie nie podniecała mnie szybkość – stwierdziła Ashley następnego popołudnia.

Rzuciła okiem na zaparkowany przed nią podrasowany ciemny samochód z kierowcą odgrodzonym szybą, po czym zerknęła na trasę, rozciągającą się pętlą na przestrzeni dziesięciu mil od domku myśliwskiego.

Betonowa droga prowadziła przez jakieś ćwierć mili prosto, potem zaczynała się seria ostrych zakrętów. W pewnym momencie droga znikała za zasłoną drzew. Ashley wiedziała jednak, że na drugim końcu polewano nawierzchnię jakąś oleistą miksturą, żeby opony się ślizgały. Jeśli przeżyje ten punkt programu, czeka ją następny, w ramach którego wpadnie w pułapkę, weźmie udział w strzelaninie oraz doświadczy na własnej skórze eksplozji.