– Zamierzam to zrobić.
– Przecież liczysz się z inną ewentualnością. Prowadzisz firmę ochroniarską. Masz personel. Zatrudniasz ludzi, którzy mogą wykonywać tego typu robotę.
– Uważasz, że powinienem wysłać kogo innego na śmierć?
Ashley zgięła się w pół, chwytając z trudem powietrze, jakby dostała potężny cios w splot słoneczny.
Jeff idzie na pewną śmierć. I próbuje ją do tego przygotować. Twierdzi, że ryzyko wynosi trzydzieści procent, ale to czyste kłamstwo, żeby uśpić jej czujność, bo widzi, że jest przerażona.
– Ashley…
– Nie! – krzyknęła. Wyprostowała się jak struna i posłała mu piorunujące spojrzenie. – Przez całe życie ludzie, na których mi zależało i których kochałam, nie odwzajemniali moich uczuć. Odchodzili albo umierali, nie licząc się ze mną. Myślałam, że jesteś inny. Sądziłam, że ci na mnie zależy, ale zostałeś wychowany tak, że nie potrafisz okazać mi swoich uczuć. Teraz wiem, jak bardzo się myliłam. Jesteś człowiekiem wyzutym z wszelkich uczuć. Myślałam, że się zmienisz i uświadomisz sobie, że nas kochasz. Myliłam się i w tym względzie. Nie kochasz nas. Zamierzasz mnie opuścić i umrzeć, tak jak wszystkie bliskie mi osoby. Nie uważasz, że jestem warta tego, by dla mnie żyć.
Jeff wstał z kanapy.
– Mylisz się. Mam szczery zamiar wrócić do ciebie.
– To mi nie wystarcza. Nie chcę żebyś w ogóle jechał.
– Muszę. To moja praca. – zawiesił głos. – Wiedziałaś, jaki mam zawód, Ashley. Przecież nic się nie zmieniło.
– Owszem, i to dużo. Przedtem nie zdawałam sobie sprawy, co do ciebie czuję. Jeżeli się kogoś kocha, to chce się być blisko niego.
Wypowiadając te słowa, uświadomiła sobie, że nie ma najmniejszego sensu namawiać go, żeby został. Skoro Jeff jej nie kocha, dlaczego miałby liczyć się z jej uczuciami. Przecież i tak go to wszystko nie obchodzi.
Jego twarz posmutniała.
– Sądziłem, że jeśli się kogoś kocha, to akceptuje się go takim, jakim jest – powiedział rozgoryczony. – Wiedziałaś kim jestem i co robię, kiedy zobaczyłaś mnie po raz pierwszy, dlatego nie rozumiem, dlaczego stanowi to dla ciebie raptem problem. Co za ironia losu! Nicole akceptowała moją pracę, ale nie mój charakter. Ty z kolei rozumiesz mnie, lecz nie akceptujesz tego, co robię. Podejrzewam, że oboje nie sprostaliśmy wzajemnym wyobrażeniom.
Ashley odebrała to jako policzek. Zaniemówiwszy ze zdumienia, odprowadziła go wzrokiem do drzwi.
Jeff czekał przez całą noc, ale Ashley do niego nie przyszła. Chciał zajrzeć do niej, lecz zastał zamknięte drzwi. Nikt nie odpowiedział na jego pukanie.
' Następnego ranka spakował walizkę i zszedł na dół. Zostawił na stoliku w gabinecie teczkę z dokumentami. Gdyby coś mu się stało, chciał, żeby Ashley znalazła dokumenty.
Ashley była w kuchni z Maggie. Cienie pod jej oczami mówiły, że i ona ma za sobą nieprzespaną noc. Wpatrywali się w siebie, milcząc. Jeff wiele by dał za to, aby znaleźć odpowiednie słowa, które pomogłyby mu naprawić sytuację między nimi. Wyjaśnić w jakiś sposób, dlaczego ma taką pracę i dlaczego gotów jest w pracy na wszystko – igranie z ogniem to dla niego swego rodzaju pokuta.
Maggie spostrzegła go i ześlizgnęła się z krzesła., – Tatusiu, tatusiu, mamusia mówi, że musisz wyjechać. Nie chcę, żebyś gdzieś jechał.
Rzuciła się w jego stronę. Ze swobodą, o którą się Jeff nie podejrzewał przed paroma miesiącami, postawił na podłodze walizkę, pochylił się i porwał ją w ramiona. Mała przytuliła się do niego.
– Nie jedź – powiedziała drżącym głosem. Jej wielkie błękitne oczy napełniły się łzami.
– Muszę. To wyjazd służbowy. Nie będzie mnie tylko przez tydzień.
– Tydzień to strasznie długo.
– Wiem. Będę za tobą tęsknić.
Zerknął ponad głową małej na Ashley, ale kobieta, dzięki której tak bardzo się zmienił, odwróciła od niego wzrok. Siedziała za stołem, mieszając w skupieniu kawę.
Maggie oparła mu głowę na ramieniu i westchnęła. Jaka ona malutka, pomyślał Jeff zaniepokojony. Jak ona sobie poradzi? Przyłapał się na tym, że pragnie zostać, by się upewnić, że małej nie stanie się żadna krzywda. Nie mógł jednak. Czekała go praca.
– Przywiozę ci coś – obiecał Maggie i postawił ją na podłodze.
Mała rozpromieniła się.
– Kotki?
– Nie. Muszę to najpierw uzgodnić z mamą, ale to coś bardzo fajnego.
– Przywieziesz też coś mamusi? Spojrzał na Ashley. Nadal mieszała kawę.
– Tak, mamie też.
Jeff zawahał się. Chciał coś powiedzieć, żeby napięcie między nimi minęło. Chciał ratować ich przyjaźń, ale nie wiedział jak. Po dłuższej chwili, zrezygnowany, sięgnął po stojącą na podłodze walizkę.
– Muszę już iść. Czeka na mnie praca. Zobaczymy się za tydzień.
– Zadzwonisz? – zapytała Ashley, nie podnosząc wzroku.
Że też nie przyszło mu to do głowy. Oczywiście istniała taka możliwość. A więc będzie z nią w kontakcie; to tylko dla nich lepiej.
– Oczywiście. – Zastanowił się nad różnicą czasu. – Powiedzmy wczesnym wieczorem, po obiedzie, dobrze?
Skinęła głową.
– To miłe z twoje strony. Dziękuję ci.
Chciał podejść do niej i porwać ją w ramiona. Błagać, by mu obiecała, że go nie zostawi, że między nimi jeszcze nie wszystko stracone. Niech mu powie, jak ma postępować, żeby się czuła przy nim szczęśliwa, skoro wszelkie sprawy dotyczące ich związku wprawiają go w zakłopotanie.
Nie odezwał się jednak słowem. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Maggie zawołała za nim:
– Mamusia i ja bardzo cię kochamy.
Miał nadzieję, że to wciąż prawda.
Sześć godzin później Jeff przestudiował wnikliwie po raz ostatni plan willi. Prywatny odrzutowiec miał wystartować z lotniska Boeing Field o czwartej. Ekipa była już w komplecie, ekwipunek sprawdzony.
– Nie mogę uwierzyć, że to robisz – powiedział Zane, wchodząc do gabinetu.
– O czym ty mówisz? – zapytał Jeff.
Zane podszedł do stołu i popukał palcem w papiery.
– Nie mogę uwierzyć, że się jednak zdecydowałeś.
– Masz na myśli akcję? To mój obowiązek.
– Nie. To nasz obowiązek. Pamiętaj, że jestem twoim wspólnikiem. Mogę wziąć tę robotę na siebie. – Zane przeszył go wzrokiem. – Zawsze lubiłeś odnosić sukcesy, ale teraz to już szczyt wszystkiego. Przecież masz rodzinę, o której powinieneś pomyśleć.
– Sukcesy? Naprawdę tak myślisz? – zapytał Jeff. – Uważasz, że biorę na siebie najbardziej niebezpieczne zadania, żeby okryć się chwałą? Przecież nigdy nie chcę, żeby moje nazwisko figurowało w dokumentach. Jest mi to kompletnie obojętne.
Czarne oczy Zane'a nabrały posępnego wyrazu.
– Nie bierzesz pod uwagę, że i mnie mogą męczyć upiory przeszłości? Wprawdzie byłem strzelcem wyborowym, ale to nie oznacza, że nie miałem nic wspólnego z zabijaniem. Zabijanie na odległość jest tak samo zabijaniem, Jeff. Kiedy planowałem akcje, moje ofiary nie były tak całkiem bezimienne. Studiowałem potem zdjęcia zrobione przez członków wywiadu, aby przekonać się, w jakim stopniu został wykonany plan. Mogłem się napatrzeć do woli na to, jaką śmierć zgotowałem tym ludziom.
Jeff wbił wzrok w swojego partnera.
– Nie zdawałem sobie z tego sprawy – powiedział po chwili.. Zane wzruszył ramionami.