Выбрать главу

– Brenda – powiedział Jeff. Maggie wybałuszyła na niego oczy.

– Twój samochód umie mówić!

Jeff mimowolnie się uśmiechnął, gdy z wbudowanych głośników rozległ się dzwonek telefonu. Dochodziła piąta trzydzieści. Brenda mogła już pójść do domu.

Jego asystentka była jednak jeszcze w biurze. Kiedy odebrała telefon, wyjaśnił jej, że zajmuje się chorą na grypę przyjaciółką i potrzebuje porady w sprawie zakupów oraz paru sugestii, co powinien dostać na obiad czterolatek.

Uśmiechnął się do małej.

– Maggie, powiedz: hej!

Mała miała wciąż wielkie oczy i z wrażenia ściskała mocno pluszowego, białego kotka. Oblizała wargi.

– Hej! – wyszeptała nieśmiało.

– To była Maggie – oznajmił Jeff, w nadziei, że Brenda ją usłyszała.

– Hej! Maggie. Miło usłyszeć twój głos – ton jego asystentki – zdradzał, że jutro rano w biurze Jeff będzie się musiał gęsto tłumaczyć.

– Czy ty w ogóle wiesz, gdzie jest supermarket? – zapytała Brenda, gdy już ochłonęła.

– Mniej więcej. Myślałem, żeby kupić zupę w puszce i sok. Choremu na grypę powinno się podawać płyny, prawda?

– Tak, zgadza się. Jeżeli chodzi o obiad dla małej, to jest całe mnóstwo możliwości. Pierwsza zasada: im mniej cukru, tym lepiej. Chcesz coś ugotować sam, czy tylko podgrzać gotową potrawę?

Dziesięć minut później Jeff miał sporządzoną listę z instrukcjami. Brenda odchrząknęła.

– Czy panie zamierzają spędzić u ciebie kilka dni?

– Tak. Dlaczego pytasz?

– Jeśli matka nie czuje się dobrze, to nie jest w stanie zająć się dzieckiem. Maggie, czy chodzisz do przedszkola?

Mała się rozpromieniła, słysząc, że została wciągnięta do rozmowy.

– Mhm. Przedszkole jest niedaleko szkoły, do której chodzi moja mamusia. Jestem tam zawsze do drugiej.

– Ashley studiuje na Uniwersytecie Waszyngtona – wyjaśnił Jeff.

– Co oznacza, że z powodu choroby opuści zajęcia.

Usłyszał, że Brenda robi sobie notatki.

– Czy możemy zorganizować kogoś, kto będzie chodził za nią na wykłady? – zapytał.

– Oczywiście, ale najpierw muszę znać jej plan zajęć. Niektóre wykłady można znaleźć w internecie. Poza tym, trzeba będzie załatwić dla Maggie opiekunkę na popołudnia. Zajmę się tym. Jak nazywa się twoja przyjaciółka?

– Ashley Churchill. Pracuje u nas.

Na chwilę zaległa cisza. Jeff widział oczyma wyobraźni zdumienie malujące się na twarzy Brendy. Znała wszystkich pracowników firmy ochroniarskiej Ritter/Rankin.

– Ta sprzątaczka?

– Tak.

– Jak ty ją spotkałeś? – wykrztusiła Brenda. – Przepraszam, to nie moja sprawa. Załatwię wszystko, co trzeba i zadzwonię do ciebie wieczorem.

– Dziękuję ci, Brendo. Doceniam twój wysiłek.

Asystentka zaśmiała się.

– Nie ma sprawy. Wiesz, jak bardzo pragnę dostać się do agencji szpiegowskiej. Również pięćdziesięcioletni tajni agenci powinni mieć wzięcie. Zebranie informacji dla ciebie będzie niezłą wprawką.

– Cóż ja bym zrobił bez ciebie. Nie mogę pozwolić na to, abyś odeszła do pracy w terenie.

– Wciąż to powtarzasz. Chyba starasz się być dla mnie uprzejmy i za nic nie chcesz urazić moich uczuć. No cóż. Zadzwonię do ciebie później, Jeff. Cześć, Maggie.

– Cześć – zapiszczała Maggie w odpowiedzi.

Jeff rozłączył się, zastanawiając się, jakim cudem po tylu latach pracy Brenda może uważać go za człowieka uprzejmego.

Rozdział 3

To naprawdę bardzo dobre – stwierdziła Maggie poważnie.

Stali w dziale produktów zbożowych, w olbrzymim supermarkecie, u stóp wzgórza, na którym znajdował się dom Jeffa. Jeff jeszcze nigdy tu nie był, mimo że mieszkał w okolicy już od jakiegoś czasu. Wątpił, aby i Maggie tu kiedykolwiek zaglądała, a mimo to wskazywała mu bezbłędnie drogę, lawirując zręcznie między klientami swoim miniaturowym wózkiem na zakupy, wykrzykując nazwy ulubionych towarów i podejmując decyzje z godną podziwu swobodą. Zdjęła z półki pudełko kukurydzianych ciasteczek owocowych i posłała Jeffowi zwycięski uśmiech.

– Jadłam je, gdy byłam u Sary. Jej mama powiedziała, że tylko dzieci są w stanie zjeść coś, co ma kolor purpurowy – uśmiechnęła się od ucha do ucha. – A ja powiedziałam, że purpurowa część ciasteczka jest najlepsza.

Jeff przyjrzał się podejrzliwie obrazkowi na pudełku. Przedstawiał pieczone ciasteczka z purpurową polewą. Na samą myśl o zjedzeniu czegoś takiego żołądek podszedł mu do gardła. W tym przypadku zgadzał się z mamą Sary.

– Naprawdę masz na nie ochotę? – zapytał z niedowierzaniem.

Maggie skinęła energicznie głową – jej czarne loczki podskoczyły jak w tańcu.

– Czy twoja mama też je czasem kupuje?

Odwróciła od niego nagle duże błękitne oczy. Zaczęła z wielkim zainteresowaniem przeglądać zawartość wózka na zakupy, przekładając z miejsca na miejsce trzy opakowania mrożonych dziecięcych posiłków, które Jeff kupił specjalnie dla niej. Skierowała znowu na niego wzrok i pokręciła z ociąganiem głową.

– Nie.

Gotów był dać głowę, że Maggie Churchill niezdolna jest do kłamstwa – ze względu na wiek, charakter, wychowanie, a może wszystko jednocześnie. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkał takiej osoby.

– Naprawdę zjesz te ciasteczka, jeżeli je kupimy?

Maggie spojrzała na niego pytającym wzrokiem. W jej oczach malowała się nadzieja. Skinęła głową.

– W porządku – Jeff włożył opakowanie do wózka. – Skoro jesteś tego taka pewna.

Posłała mu tak zachwycone spojrzenie, jakby wyczarował jej na środku sklepu kolorową tęczę. Rzuciła się do niego, objęła za nogi i ścisnęła mocno.

– Dziękuję – powiedziała z zachwytem. – Obiecuję, że będę grzeczna.

Jeff nie wyobrażał sobie, że mała może być nieznośna.

Robili dalej zakupy, chodząc w tę i z powrotem wzdłuż wszystkich półek. Jeff stwierdził, że zakup chleba na kanapki oznacza również kupno czegoś na chleb. Wybór padł na ulubione masło orzechowe Maggie oraz galaretkę owocową. Jeff uznał, że jej matka może mieć raczej apetyt na pokrojonego w plastry pieczonego indyka lub wołowinę.

Po chwili wywiązała się między nimi zażarta dyskusja na temat dodatków.

Przedyskutowali szczegółowo wyższość musztardy nad majonezem i zdecydowali, jak należy zinterpretować fakt, że matka Maggie drży na myśl o kiszonych ogórkach – czy je lubi, czy wręcz przeciwnie.

Wózek na zakupy Jeffa był już prawie pełen, a wózek Maggie wypełniony po brzegi, kiedy skręcili za róg i znaleźli się w dziale żywności dla zwierząt domowych. Maggie dotknęła puszki zjedzeniem dla kotów i westchnęła.

– Masz kotki? – zapytała z nadzieją w głosie. – Nie widziałam żadnego, ale może spał?

– Przykro mi, ale nie mam żadnych zwierząt.

– Dlaczego nie? Nie lubisz ich?

– Kotów?

Nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiał. Psy przysparzały mnóstwo kłopotu. Były hałaśliwe, ostrzegały ludzi o obecności intruzów. Niejedna akcja o mały włos nie skończyłaby się fiaskiem przez ujadające psy. Ale koty?

– Bardzo dużo podróżuję – oznajmił z wahaniem.

Rozmowa z Maggie była łatwa i skomplikowana jednocześnie. Jej towarzystwo sprawiało mu o dziwo przyjemność, nie zawsze jednak wiedział, co powiedzieć. O czym ludzie właściwie rozmawiają z dziećmi? On umiał prowadzić rozmowę jedynie z dorosłymi.

– Zwierzęta domowe wymagają ogromnej odpowiedzialności – mówił dalej. – To nieuczciwe zostawiać je godzinami same w domu.

Maggie zastanowiła się przez chwilę nad jego wypowiedzią, po czym skinęła powoli głową.

– Mamusia i ja jesteśmy bardzo dużo w domu, ale mamusia mówi, że na razie nie możemy mieć kotka, bo jest za drogi. Jego jedzenie nie, ale jak się rozchoruje, trzeba będzie z nim iść do lekarza. Mama się czasem martwi o pieniądze. Płacze w łazience – Maggie zacisnęła wargi. – Pewnie nie chce, żebym o tym wiedziała, ale ja i tak słyszę, nawet jak leje się woda. Czy możesz zrobić coś, żeby mamusia się tak nie martwiła?