– Kilka lat temu aresztowano cię pod zarzutem zamordowania Brandona Scope’a – zacząłem. – Wiem, że cię zwolniono, i nie zamierzam narobić ci żadnych kłopotów. Muszę jednak poznać prawdę.
Helio zdjął okulary i zerknął na Tyrese’a.
– Przyprowadziłeś mi gliniarza?
– Nie jestem gliniarzem – powiedziałem. – Jestem mężem Elizabeth Beck.
Czekałem na reakcję. Nie doczekałem się.
– To kobieta, która zapewniła ci alibi.
– Wiem kto to.
– Czy była z tobą tamtej nocy?
Helio nie spieszył się z odpowiedzią.
– Taak – wycedził, szczerząc do mnie pożółkłe zęby. – Była ze mną przez całą noc.
– Kłamiesz – rzuciłem.
Helio obejrzał się na Tyrese’a.
– Co jest, człowieku?
– Muszę poznać prawdę – powtórzyłem.
– Myślisz, że to ja rąbnąłem tego Scope’a?
– Wiem, że to nie ty.
To go zaskoczyło.
– O co tu chodzi, do diabła?
– Chcę, żebyś pomógł mi coś wyjaśnić.
Helio czekał.
– Byłeś tamtej nocy z moją żoną, tak czy nie?
– Co mam ci powiedzieć, człowieku?
– Prawdę.
– A jeśli prawda wygląda tak, że była ze mną całą noc?
– Nie była.
– Skąd możesz wiedzieć?
– Powiedz człowiekowi to, co chce wiedzieć – wtrącił się Tyrese.
Helio znów się zastanowił.
– Było, jak mówiła. Spałem z nią i co? Przykro mi, człowieku, ale tak było. Robiliśmy to całą noc.
Zerknąłem na Tyrese’a.
– Zostaw nas na moment, dobrze?
Kiwnął głową. Wstał i odszedł do samochodu. Oparł się o boczne drzwi i założył ręce na piersi. Brutus stał obok niego. Znów popatrzyłem na Helia.
– Gdzie poznałeś moją żonę?
– W ośrodku.
– Próbowała ci pomóc?
Wzruszył ramionami, ale nie patrzył mi w oczy.
– Znałeś Brandona Scope’a?
Jego twarz wykrzywił lekki grymas, być może wywołany strachem.
– Idę sobie, człowieku.
– Tylko między nami. Możesz mnie obszukać. Nie mam podsłuchu.
– Chcesz, żebym zrezygnował z alibi?
– Taak.
– Czemu miałbym to zrobić?
– Ponieważ ktoś wykańcza wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z tym, co się zdarzyło Brandonowi Scope’owi. Wczoraj wieczorem przyjaciółka mojej żony została zamordowana w swojej pracowni. Dzisiaj złapali mnie, ale przeszkodził im Tyrese. Chcą też zabić moją żonę.
– Myślałem, że ona już nie żyje.
– To długa historia, Helio. Nagle wszystko zaczęło się od nowa. Jeśli szybko nie dowiem się, co naprawdę zaszło, wszyscy będziemy martwi.
Nie wiedziałem, w jakim stopniu było to prawdą. I mało mnie to obchodziło.
– Gdzie byłeś tamtej nocy? – naciskałem.
– Z nią.
– Mogę dowieść, że nie – powiedziałem.
– Co?
– Moja żona była wtedy w Atlantic City. Mam jej rachunki. Mogę tego dowieść. Mogę roznieść twoje alibi na strzępy, Helio. I zrobię to. Wiem, że nie zabiłeś Brandona Scope’a, ale, niech mnie szlag, pozwolę, żeby cię usmażyli, jeśli nie powiesz mi prawdy.
Blef. Wielki bezczelny blef. Widziałem jednak, że cios był celny.
– Powiedz mi prawdę, a nic ci się nie stanie – obiecałem.
– Nie zabiłem tego faceta, przysięgam, człowieku.
– Wiem o tym – powtórzyłem.
Zastanowił się.
– Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiła, rozumiesz?
Kiwnąłem głową, zachęcając go, by mówił dalej.
– Tamtej nocy obrobiłem jeden dom w Fort Lee. Nie miałem alibi. Już myślałem, że mnie w to wrobią. Uratowała mój tyłek.
– Pytałeś ją dlaczego?
Przecząco pokręcił głową.
– Wszystko poszło szybko. Mój adwokat powiedział mi, co zeznała. Potwierdziłem to. Zaraz mnie puścili.
– Czy potem widziałeś jeszcze moją żonę?
– Nie. – Popatrzył na mnie. – Skąd wiedziałeś, że nie spałem z nią?
– Znam moją żonę.
Uśmiechnął się.
– Myślisz, że nigdy cię nie zdradziła?
Nie odpowiedziałem. Helio wstał.
– Powiedz Tyrese’owi, że jest mi winien przysługę.
Zachichotał, odwrócił się, odszedł.
34
Żadnego bagażu. Elektroniczny bilet, który można potwierdzić w automacie, a nie przy kontuarze. Siedziała w sąsiednim terminalu, obserwując tablicę odlotów i czekając, aż napis on time przy numerze jej lotu zmieni się na boarding.
Siedziała na krześle z profilowanego plastiku i spoglądała na płytę lotniska. W telewizorze ryczało CNN. „Za chwilę wiadomości sportowe”. Starała się oczyścić umysł. Pięć lat temu spędziła pewien czas w małej wiosce niedaleko Goi w Indiach. Chociaż była to piekielna dziura, wioska była znana z powodu mieszkającego w niej stuletniego jogina. Spędziła trochę czasu z tym człowiekiem. Starał się nauczyć ją technik medytacji, oddychania pranayama, oczyszczania umysłu. Niewiele jej to dało. Bywały chwile, kiedy zapadała w mroczną nicość. A jednak najczęściej, kiedy próbowała to zrobić, czekał tam na nią Beck.
Zastanawiała się nad swoim następnym posunięciem. Właściwie nie miała wyboru. Chodziło o przetrwanie. Aby przeżyć, musiała uciec. Narobiła bałaganu i teraz znów uciekała, pozostawiając innym uporządkowanie wszystkiego. Tylko czy miała inne wyjście? Wpadli na jej trop. Była ostrożna jak diabli, lecz oni wciąż czuwali. Nawet po tych ośmiu latach.
Dzieciak, który ledwie zaczął chodzić, pogalopował w kierunku panoramicznego okna i wesoło plasnął rączkami o szybę.
Zaniepokojony ojciec dopadł go i z chichotem porwał na ręce. Patrzyła na to i myślała o oczywistych sprawach, o tym, co mogłoby być. Po jej prawej siedziała para starszych ludzi, przyjaźnie gawędząc o niczym. Jako nastolatki ona i Beck obserwowali pana i panią Steinbergów, którzy co wieczór niezmiennie spacerowali, trzymając się pod ręce, długo po tym jak ich dzieci wyrosły i opuściły rodzinne gniazdo. Tak będzie z nami, obiecał Beck. Pani Steinberg umarła w wieku osiemdziesięciu dwóch lat. Pan Steinberg, który cieszył się zdumiewająco dobrym zdrowiem, cztery miesiące po niej. Powiadają, że często tak bywa ze starymi ludźmi, iż – parafrazując Springsteena – dwa serca stają się jednym. Kiedy jedno umiera, drugie podąża za nim. Czy tak było z nią i Davidem? Wprawdzie nie przeżyli ze sobą sześćdziesięciu jeden lat, jak Steinbergowie, lecz gdy spojrzeć na to pod innym kątem, kiedy wziąć po uwagę, że człowiek prawie nie pamięta niczego, co wydarzyło się, zanim skończył pięć lat, a ona i Beck byli nierozłączni, od kiedy ukończyli siedem, tak że prawie nie mieli wspomnień, w których nie byliby razem… Kiedy pomyśleć o minionym czasie nie jak o latach, lecz procentach ich dotychczasowego życia, to byli związani ze sobą nawet mocniej niż Steinbergowie.
Odwróciła się i spojrzała na tablicę. Obok lotu 174 British Airways zaczęło migać słowo boarding.
Zapowiedziano odlot jej samolotu.
Carlson i Stone wraz ze swoimi kolegami z miejscowej policji, Dimonte’em i Krinskym, rozmawiali z urzędniczką British Airways.