Выбрать главу

Dimonte oparł o stół nogi w butach z wężowej skóry i przesunął językiem wykałaczkę.

– Och, tak, mocniej, mocniej. To lubię.

Fein zmarszczył brwi. Krinsky, nie odrywając oczu od notatnika, poślinił palec i przewrócił kartkę.

– Na tej samej rękawiczce z prawej ręki laboratorium znalazło włos, którego kolor był identyczny z barwą włosów Rebekki Schayes.

– O Boże! O Boże! – wrzasnął Dimonte, udając orgazm. A może wcale nie udawał.

– Pełna analiza DNA wymaga więcej czasu – ciągnął Krinsky. – Ponadto na miejscu zbrodni znaleziono odciski doktora Becka, chociaż nie w pomieszczeniu ciemni, w którym popełniono zbrodnię.

Krinsky zamknął notes. Obecni spojrzeli na Lance’a Feina.

Ten wstał i potarł podbródek. Oprócz Dimonte’a wszyscy skrywali przepełniającą ich radość. W pokoju panowała elektryzująca atmosfera, poprzedzająca aresztowanie winnego, odurzająca jak narkotyk, towarzysząca rozwiązaniu naprawdę dużych spraw. Będą konferencje prasowe, telefony od polityków i zdjęcia w gazetach.

Tylko Nick Carlson odczuwał dziwny niepokój. Siedział, skręcając, rozwijając i znów zwijając skrawek papieru. Nie mógł przestać. Coś tkwiło w jego podświadomości, tuż za polem widzenia, coś, czego wciąż nie mógł uchwycić, ale było tam, irytujące jak wszyscy diabli. Po pierwsze, te urządzenia podsłuchowe w domu doktora Becka. Ktoś założył mu podsłuch. Na linii telefonicznej także. Tymczasem nikt nie wiedział dlaczego i nie przejmował się tym.

– Lance? – rzucił Dimonte.

Lance Fein odchrząknął.

– Czy wiecie, gdzie jest teraz doktor Beck? – zapytał.

– W szpitalu – odparł Dimonte. – Postawiłem tam dwóch mundurowych, żeby mieli go na oku.

Fein kiwnął głową.

– No, Lance – rzekł Dimonte. – Daj mi to, chłopie.

– Najpierw zadzwońmy do pani Crimstein – powiedział Fein. – Kurtuazyjnie.

Shauna opowiedziała Lindzie prawie wszystko. Pominęła to, że Beck „widział” Elizabeth na ekranie monitora. Nie dlatego, że w to wierzyła. Była prawie pewna, że to cyfrowy fotomontaż. Lecz Beck wyraził się jasno. Nie mów nikomu. Nie lubiła mieć tajemnic przed Lindą, ale lepsze to niż zawieść zaufanie Becka.

Linda przez cały czas patrzyła jej w oczy. Nie kiwała głową, nie odzywała się i nie poruszała. Kiedy Shauna skończyła, zapytała:

– Widziałaś te zdjęcia?

– Nie.

– Skąd się wzięły w rękach policji?

– Nie mam pojęcia.

Linda wstała.

– David nigdy nie skrzywdziłby Elizabeth.

– Wiem o tym.

Linda objęła się ramionami. Zaczęła ciężko dyszeć. Krew odpłynęła jej z twarzy.

– Co ci jest? – spytała Shauna.

– Co przede mną ukrywasz?

– Dlaczego sądzisz, że coś przed tobą ukrywam?

Linda tylko popatrzyła na nią.

– Zapytaj swojego brata – poradziła jej Shauna.

– Dlaczego?

– Ja nie mogę ci tego powiedzieć.

Znów ktoś zadzwonił do drzwi. Tym razem do domofonu podeszła Shauna.

– Taak?

Z głośnika popłynął głos:

– Tu Hester Crimstein.

Shauna nacisnęła guzik otwierający drzwi. Dwie minuty później do mieszkania wpadła Hester.

– Czy znacie niejaką Rebeccę Schayes, fotografa?

– Pewnie – odparła Shauna. – Chociaż od dawna jej nie widziałam. Linda?

– Ja też nie. Od lat. Ona i Elizabeth wynajmowały wspólnie mieszkanie w śródmieściu. Dlaczego pytasz?

– Zeszłej nocy została zamordowana – odparła Hester. – Uważają, że to Beck ją zabił.

Obie kobiety zastygły, jakby ktoś je spoliczkował. Shauna pierwsza doszła do siebie.

– Przecież ja byłam wczoraj wieczorem z Beckiem – powiedziała. – W jego domu.

– Do której?

– A do której ci trzeba?

Hester zmarszczyła brwi.

– Nie pogrywaj ze mną, Shauno. O której opuściłaś jego dom?

– O dziesiątej, dziesiątej trzydzieści. O której zginęła?

– Jeszcze nie wiem. Mam jednak swoje źródła. Podobno mają przeciwko niemu murowane dowody.

– Bzdura.

Zadzwonił telefon komórkowy. Hester Crimstein wyjęła go z torebki i przycisnęła do ucha.

– Co?

Osoba na drugim końcu linii mówiła przez długą chwilę. Hester słuchała w milczeniu. Wyraz jej twarzy zdradzał coraz większe przygnębienie. Po minucie czy dwóch, nie pożegnawszy się, wyłączyła telefon.

– Kurtuazyjna wiadomość – wymamrotała.

– Co?

– Zamierzają aresztować pani brata. Mamy godzinę na wydanie go w ręce władz.

24

Nie mogłem myśleć o niczym innym poza spotkaniem w Washington Square Park. To prawda, że nie powinienem się tam pokazywać jeszcze przez cztery następne godziny. A przecież, pomijając nagłe przypadki, dzisiaj miałem wolny dzień. Byłem wolny jak ptak – zaśpiewałby Lynyrd Skynyrd – i ten ptaszek chciał jak najszybciej polecieć do Washington Square Park.

Właśnie zamierzałem opuścić szpital, kiedy mój biper znów odegrał swą złowieszczą pieśń. Westchnąłem i sprawdziłem numer. Telefon komórkowy Hester Crimstein. Obok widniał symbol oznaczający „pilne”.

To nie mogła być dobra wiadomość.

Przez chwilę czy dwie miałem ochotę nie odpowiadać i polecieć za głosem swego ptasiego serca – tylko co by mi to dało? Wróciłem do mojego gabinetu. Drzwi były zamknięte, a tarcza przy klamce pokazywała czerwone pole. To oznaczało, że z gabinetu korzysta inny lekarz.

Przeszedłem dalej korytarzem, skręciłem w lewo i znalazłem pusty gabinet na oddziale ginekologiczno-położniczym. Czułem się jak szpieg w obozie wroga. Pokój lśnił nadmiarem chromu. Otoczony przez fotele ze strzemionami i inne elementy wyposażenia, wyglądającego na zatrważająco przedpotopowe, wybrałem numer.

Hester Crimstein nie fatygowała się powitaniami.

– Beck, mamy poważny problem. Gdzie jesteś?

– W szpitalu. Co się dzieje?

– Odpowiedz mi na jedno pytanie – powiedziała Hester Crimstein. – Kiedy ostatni raz widziałeś Rebeccę Schayes?

Serce zabiło mi mocniej.

– Wczoraj. Dlaczego pytasz?

– A przedtem?

– Osiem lat temu.

Crimstein zaklęła pod nosem.

– O co chodzi? – spytałem.

– Rebecca Schayes została zeszłej nocy zamordowana w swojej pracowni. Ktoś dwa razy strzelił jej w głowę.

Miałem wrażenie, że spadam. Coś takiego czujesz na chwilę przed tym, zanim pogrążysz się we śnie. Kolana ugięły się pode mną. Z łoskotem opadłem na taboret.

– O Chryste…

– Beck, posłuchaj mnie. Słuchaj uważnie.

Przypomniałem sobie, jak Rebecca wyglądała wczoraj.

– Gdzie byłeś zeszłej nocy?

Odsunąłem słuchawkę od ucha i głośno łapałem powietrze. Martwa. Rebecca nie żyje. Dziwne, ale wciąż miałem przed oczyma ten połysk jej pięknych włosów. Pomyślałem o jej mężu. Pomyślałem, co przyniosą mu te noce, kiedy będzie leżał w łóżku, przypominając sobie, jak pięknie te włosy wyglądały na poduszce.