Выбрать главу

– Wróciła jej pamięć? – spytałam.

– Nie. Ciągle ma się za szesnastolatkę. Lekarze przestrzegają, że może nigdy nie przypomnieć sobie zgubionych lat. Będzie musiała pogodzić się z tym faktem, kiedy wydobrzeje na tyle, by go pojąć. Najważniejsze jednak, że żyje. Niedługo będzie mogła wrócić do domu. Tylko to się liczy.

Wyjaśniłam, że Ken razem ze mną zbiera materiały do publikacji o Spencerze i że jest lekarzem.

– Chcielibyśmy zobaczyć Vivian – powiedziałam. – To ważne. Próbujemy odgadnąć, co się z nią działo.

– Dobrze, będzie pan mógł ją zobaczyć, doktorze.

Zaledwie po kilku minutach weszła do poczekalni pielęgniarka.

– Pana córka odzyskuje przytomność.

Ojciec Vivian był przy niej, gdy otworzyła oczy.

– Tatusiu – odezwała się cicho.

– Jestem, kochanie. – Ujął w ręce jej dłonie.

– Co mi się stało? Miałam wypadek?

– Tak, słoneczko, ale wszystko będzie dobrze.

– Marcowi nic się nie stało?

– Nie, nic.

– Za szybko prowadził. Mówiłam mu, że jedzie za szybko.

Oczy jej się zamknęły. Allan Desmond spojrzał na mnie i Kena.

– Vivian jako szesnastolatka uczestniczyła w wypadku samochodowym – szepnął. – Odzyskała przytomność na oddziale pierwszej pomocy.

* * *

Szłam obok Kena szpitalnym parkingiem.

– Znasz kogoś, kogo by można popytać o leki, wpływające na pracę mózgu? – zapytałam.

– Wiem, do czego zmierzasz… Tak, znam kogoś takiego, popytam. Od lat trwa wyścig firm farmaceutycznych, szukających leku choćby na chorobę Alzheimera, na poprawienie pamięci. Skutkiem tych wysiłków jest na razie rosnąca wiedza o niszczeniu pamięci. Tajemnicą poliszynela jest, że już prawie od sześćdziesięciu lat używa się takich środków do pozyskiwania wiadomości od schwytanych szpiegów. Dzisiaj te leki są nieskończenie bardziej wyrafinowane. Wystarczy wspomnieć o pigułkach zwanych „pomocnikami gwałciciela”. Są bezwonne i bez smaku.

Pozwoliłam sobie wyrazić podejrzenie, które już od jakiegoś czasu formowało mi się w głowie.

– Ken, posłuchaj mnie uważnie i spróbuj wykazać nieścisłości. Moim zdaniem Vivian Powers w panice uciekła do domu sąsiadki, ale nawet stamtąd bała się wezwać pomoc. Wzięła cudzy samochód, nie zdołała jednak uciec. Została naszpikowana lekami niszczącymi pamięć krótkotrwałą, bo ktoś chciał się dowiedzieć, czy Nick Spencer przeżył katastrofę. W biurze sporo ludzi zdawało sobie sprawę z łączącej ich więzi. Porywacz oczekiwał, że Nick, jeśli żyje, odpowie na telefon Vivian. Ponieważ się nie odezwał, zaaplikowano jej specyfik usuwający najświeższe wspomnienia i zostawiono w samochodzie niedaleko domu.

* * *

Godzinę później znalazłam się w domu i od razu włączyłam telewizor. Neda Coopera nadal nie złapano. Jeżeli rzeczywiście pojechał w okolice Bostonu, może tam udało mu się znaleźć jakąś kryjówkę. Odniosłam wrażenie, że szuka go każdy policjant w stanie Massachusetts.

Zadzwoniła mama. Była wyraźnie zmartwiona.

– Carley, ostatnie dwa tygodnie prawie nie rozmawiałyśmy, to do ciebie niepodobne. Biedny Robert także nie ma właściwie żadnych wiadomości od Lynn, ale to u nich nie taka znowu nowość. Czy stało się coś złego, kochanie?

Mnóstwo, mamusiu, pomyślałam. Na szczęście nie między nami.

Oczywiście nawet się nie zająknęłam na temat prawdziwej przyczyny moich niepokojów. Zasłaniałam się brakiem czasu, tłumacząc, że zbieranie materiałów okazało się zajęciem przynajmniej na dwa równoległe etaty. Mało z krzesła nie spadłam, gdy zaproponowała, żebyśmy w któryś weekend przyjechały obie z Lynn, w ramach rodzinnej sielanki.

Kiedy się rozłączyłyśmy, zrobiłam sobie kanapkę z masłem orzechowym i zaparzyłam kubek herbaty. Postawiłam go na tacy i usiadłam przy biurku, na którym piętrzyły się zapiski o Nicholasie Spencerze oraz wycinki z gazet na temat katastrofy samolotu. Pracowałam kilka godzin. Wreszcie zebrałam wszystkie materiały, uporządkowałam i schowałam do teczki. Dla odmiany zajęłam się ulotkami informacyjnymi, które zabrałam z Garner Pharmaceuticals. Uznałam, że warto się przekonać, czy są jakieś odniesienia do Gen-stone. Mniej więcej w środku stertki zrobiło mi się gorąco z wrażenia. Widziałam to w recepcji, zostało mi w podświadomości.

Długi czas, może nawet pół godziny, siedziałam nad drugim kubkiem herbaty, popijając ją małymi łyczkami, choć dawno wystygła.

Miałam w ręku klucz do wszystkich wydarzeń. Czułam się zupełnie tak, jakbym po otwarciu sejfu znalazła w nim wszystko, czego szukałam.

Albo jakbym właśnie ułożyła trudny pasjans. Może to lepsze porównanie, bo w kartach jest joker i w większości gier ma znacznie większe prawa niż jakakolwiek inna karta. W talii używanej do tej rozgrywki jokerem była Lynn, której pojawienie się zmieniło i jej życie, i moje.

49

Wróciwszy z domku dla gości, Ned usiadł w samochodzie i popijał szkocką, słuchając wiadomości o sobie, nadawanych przez radio. Podobało mu się słuchanie o sobie, ale nie chciał wyczerpać akumulatora. Po jakimś czasie zdrzemnął się i w końcu zasnął.

Obudził się nagle, usłyszawszy samochód zbliżający się podjazdem dla służby. Chwycił strzelbę. Jeżeli to gliniarze, jeżeli go wytropili, przynajmniej odstrzeli paru, zanim go wykończą.

Jedno z okien wychodziło na drogę, lecz nic przez nie nie widział. Za dużo przy nim postawiono krzeseł. W sumie bardzo dobrze, bo oznaczało to, że nikt nie zajrzy do wnętrza i nie zobaczy samochodu.

Odczekał prawie pół godziny, ale nikt więcej się nie pojawił. Wtedy coś mu się przypomniało – i już wiedział, kto to przyjechał: na pewno ten przyjaciel Lynn Spencer, który był tutaj w noc pożaru.

Ned postanowił sprawdzić, czy się nie pomylił.

Ze strzelbą wetkniętą pod ramię bezszelestnie otworzył boczne drzwi garażu i ruszył znajomą już drogą do domku dla gości. W miejscu, gdzie małżeństwo opiekujące się domem Spencerów zwykło zostawiać swój samochód, stał ciemny sedan. Żaluzje w domku były opuszczone, tylko jedna, ta przez którą zaglądał poprzedniej nocy, pozostała odrobinę podciągnięta. Pewnie się zacinała. Okno było nadal otwarte, więc przykucnął i zajrzał do środka, do salonu, gdzie Lynn Spencer siedziała wczoraj z tym facetem.

No i byli, jak najbardziej, tylko że teraz towarzyszył im ktoś jeszcze. Ned słyszał trzeci głos, męski, ale nie widział twarzy. Jeżeli przyjaciel Lynn Spencer i ten trzeci pozostaną tutaj do jutra, do wizyty tej DeCarlo, no to będą mieli pecha. Jemu tam wszystko jedno. Żadne z nich nie zasługiwało, żeby żyć.

Wytężał słuch, chcąc się zorientować, o czym rozmawiają. Akurat wtedy Annie powiedziała mu, że powinien wrócić do garażu i się przespać.

– I nie pij więcej – dodała.

– Ale…

Zacisnął usta. Odezwał się do Annie na głos, ostatnio robił to coraz częściej. Ten trzeci, który akurat coś mówił, i przyjaciel Lynn Spencer niczego nie usłyszeli, ale ona podniosła dłoń, nakazując ciszę.

Na pewno powiedziała, że usłyszała coś podejrzanego. Ned wziął nogi za pas i kiedy otworzyły się frontowe drzwi, był już daleko za rzędem iglaków. Nie widział twarzy faceta, który wyszedł z budynku i popatrzył w obie strony, a potem szybko wrócił do wnętrza. Zanim zamknął za sobą drzwi, powiedział głośno:

– Lynn, ty już masz urojenia.

Wcale nie, pomyślał Ned. Tym razem usta miał zamknięte i bardzo cicho wrócił do garażu. Dopiero tam, otworzywszy butelkę szkockiej, zaczął się śmiać.

Odezwał się, bo miał zamiar powiedzieć Annie, że może pić, przecież nie bierze już żadnych lekarstw.