Выбрать главу

– To miło, że go pani pocieszyła – wtrąciła Joanna krzepiąco.

– No, dziękuję – odparła, pochylając się do przodu, aż odpiął jej się guzik. Chwyciła poły fartucha i zaciągnęła rozpaczliwie. – Pacjenci lubią, gdy się ich pociesza.

– A czy ktoś go odwiedzał?

– Ależ skąd! – krzyknęła, oburzona. – Nie pozwalamy na odwiedziny pacjentów w tak ciężkim stanie. Potrzebują spokoju – dodała, mrugając nerwowo. – Wpuszczamy tylko małżonków. Przez cały wieczór była z nim jego żona. – Tu kobieta zawahała się, popatrzyła po twarzach funkcjonariuszy i zamknęła usta.

– A dobrym byli małżeństwem? – spytała Joanna mimochodem.

Gaynor Richards znów zamrugała oczami.

– Trudno powiedzieć – odparła. – Choroba to ogromny stres, i dla pacjenta, i dla jego bliskich – dodała wyraźnie zaniepokojona i od razu się domyślili, że między Sheilą i Jonathanem dochodziło tu do sprzeczek.

– A rozmawiała pani z jego żoną?

– Pamiętam, że zrobiłam jej herbatę – odrzekła, zadowolona z siebie.

– A o coś panią pytała?

– O stan zdrowia męża.

– I co jej pani powiedziała?

Gaynor Richards zamrugała powiekami i spoważniała, jakby zapomniała o zawodowym uśmiechu. – No, nie wolno nam ujawniać poufnych danych o naszych pacjentach – odparła beznamiętnie. – Tylko lekarz może udzielić informacji rodzinie chorego.

– A czy pani Selkirk rozmawiała z lekarzem?

Pielęgniarka pokręciła głową.

– Lekarza to akurat nie było, ale powiedziałam jej, żeby przyszła rano, a ona na to, że to nic ważnego – wyjaśniła, wykrzywiając wargi. – Jakby zupełnie nie docierało do niej, w jakim stanie jest jej mąż.

Joanna wzięła głęboki oddech.

– Widocznie pani tak skutecznie ją pocieszyła.

Gaynor Richards posłała jej pogodne, beztroskie spojrzenie.

– A czy pani sama rozmawiała z pacjentem?

– Około dziewiątej, po wyjściu jego żony, zaniosłam mu picie – odparła. – Chciał skorzystać z telefonu.

– No i co?

– No i zaniosłam mu telefon, ale okazało się, że nie miał drobnych, a u nas nie da się zadzwonić na koszt rozmówcy. Jeśli nie miał przy sobie pieniędzy, to nie mógł zadzwonić… – Zamyśliła się przez chwilę. – Żona zabrała mu wszystkie rzeczy i widocznie zapomniała wyjąć portfel – dodała zaniepokojona i od razu przyszedł im na myśl rozwścieczony Selkirk, wyzywający na żonę za to, że nie zostawiła mu ani centa.

– No więc dzwonił do kogoś czy nie?

– Tego nie wiem – rzuciła Gaynor, nie zważając na ich zniecierpliwione miny. – Zostałam wezwana na drugi koniec oddziału, a telefon zostawiłam w jego sali. Przecież mógł wtedy do kogoś zadzwonić, prawda? – dodała po chwili już spokojniejsza.

– Ale nie wie pani, czy rzeczywiście zadzwonił i do kogo? – wtrącił szorstko Mike.

Pielęgniarka pokręciła głową.

– Niestety, nie.

– A może Selkirk mówił pani coś jeszcze?

Pomyślała przez chwilę i znów zaprzeczyła ruchem głowy.

– Nie – odparła. – Chyba nie – dodała, pochylając się do przodu, jakby chciała im powierzyć jakąś tajemnicę. – Zdaje się, że chciał zostać sam i mieć wreszcie święty spokój.

– A kiedy widziała go pani po raz ostatni?

– Około wpół do jedenastej – odparła. – Pomyślałam sobie, że skoro chciał skorzystać z telefonu, to pewnie jakaś prywatna sprawa – dodała, posyłając im swój przymilny, irytujący uśmiech i zaczęła bawić się guzikami fartucha. – Był przecież prawnikiem, nie? No i zamknęłam drzwi – oznajmiła z dumą. – A potem już go nie widziałam. No, a kilka godzin później zniknął.

Joanna zerknęła przelotnie na Mike’a, po czym znów zwróciła się do pielęgniarki, która szczerzyła zęby w uśmiechu, wyraźnie zadowolona z siebie.

– A o której dokładnie zniknął? – spytała mimochodem.

Gaynor omal nie spadła z krzesła.

– Nie wiem – wyjąkała. – Nie mam zielonego pojęcia. Ale podobno…

– Co takiego? – dociekał Mike, siląc się na łagodny ton.

Kobieta wlepiła w niego wzrok.

– Podobno to było około pierwszej w nocy.

– A skąd pani wie?

– Od innej pielęgniarki.

– Od Yolande Prince?

Gaynor przytaknęła ruchem głowy i zacisnęła wargi, wpatrując się w funkcjonariuszy oczami wielkimi jak spodki.

Budziła w nich współczucie, więc pozwolili jej odejść.

Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, Mike jęknął, poirytowany.

– Cholernie nam pomogła, niech ją szlag – mruknął.

Joanna siedziała, wpatrzona w zamknięte drzwi.

– Czy ona naprawdę jest taka tępa, na jaką wygląda? – zastanawiała się głośno. – Cały czas uśmiecha się jak idiotka, nie wie, czy Selkirk korzystał z telefonu, czy nie, facetowi po zawale mówi, że będzie zdrów jak ryba… – Przerwała, zerkając na Mike’a. – Ale może ona naprawdę wie, o której go porwali? Widziałeś, jak spanikowała? Ciekawe, czy mówi prawdę, czy udaje głupią – dodała po namyśle.

– Nie musi udawać – podsumował stanowczo Mike. – Zrozum, ta dziewczyna nie ma ani krzty oleju w głowie.

– To się jeszcze okaże. – Joanna wyprostowała nogi. – Wiesz, Mike, pominęliśmy jeszcze jedną ważną rzecz – zauważyła, krzywiąc się.

Czekał, wdychając zapach jej świeżo umytych włosów.

Ale się stara dla tego Levina, pomyślał.

– Skąd zabójca wiedział, gdzie jest Selkirk? – zastanawiała się. – Przecież dopiero co przyjęli go do szpitala. Nikt nie zauważył, żeby kręcił się tam ktoś obcy i zaglądał kolejno do wszystkich sal. Nikogo obcego tam nie było – dodała z naciskiem i przerwała, żeby Mike domyślił się, co wynika z jej słów. – A zabójca wiedział, że Selkirk jest w szpitalu i na której sali leży, i jakimś cudem się tam dostał.

Mike pokiwał powoli głową.

– A więc zabójca jeszcze tego samego dnia musiał się kontaktować z biurem Selkirka.

– Na to wygląda.

Joanna rozsiadła się wygodnie na krześle.

– Kto jeszcze wiedział, że Selkirk jest w szpitalu?

– Oprócz żony na pewno Wilde, jego partner z kancelarii – odparł Mike. – Ale o ile się nie mylę, to Sheila nie bardzo chciała nam o nim mówić.

– To może dlatego Selkirk chciał skorzystać z telefonu.

– Tylko czemu nie zrobił tego w ciągu dnia? – zastanawiał się Mike. – Gaynor mówiła, że Selkirk prosił o telefon wieczorem, po tym, jak wyszła jego żona – dodał, patrząc Joannie prosto w oczy. – Może po prostu chciał ją sprawdzić?

– Możliwe – zgodziła się. – A ona celowo zabrała mu wszystkie rzeczy i pieniądze, żeby nie mógł jej kontrolować…

– Czekaj, jest jeszcze ktoś, kto wiedział, że Selkirk leży w szpitalu – przypomniał sobie Mike. – Dziadek Tony.

Joanna przyznała mu rację.

– No dobrze, ale wypytajmy jeszcze tego pielęgniarza.

Ian O’Sullivan był dwudziestokilkulatkiem o szczupłej twarzy, bladej cerze i przebiegłych niebieskich oczach.

– Witam – rzucił, gdy Joanna i Mike przedstawili mu się. – Wiedziałem, że prędzej czy później do mnie też się dobierzecie.

Joanna uniosła brwi.

– Przyszliśmy porozmawiać z panem o Jonathanie Selkirku. Co pan o nim wie?

– To ja podnosiłem go na duchu – orzekł z dumą. – Ze mną najwięcej rozmawiał, bo ta jego żona to prawdziwa hetera – dodał.

– Naprawdę? – spytał niewinnie Mike.

– Cieszyła się, że jej mąż tak cierpi. Widziałem to w jej oczach. Jego cierpienie sprawiało jej przyjemność – dorzucił zjadliwie.

– A około dziewiątej wieczorem wyszła ze szpitala, tak? – przerwała Joanna, zaglądając w notatki.