– Na to potrzeba co najmniej pięciu dni – odparła chłodno Joanna.
– Zaraz się przekonamy. – Pugh podniosła słuchawkę i surowym tonem wydała kilka poleceń. – Rzeczywiście, to beretta – skwitowała, podnosząc wzrok. – Typowa włoska spluwa. Facet pewnie myśli, że przynosi mu szczęście. Tylko skoro jest na tyle sprytny, żeby udawać lekarza, to dlaczego zawsze strzela z tego samego pistoletu?
Na jej tle Joanna poczuła się jak początkująca policjantka.
– Z tej samej odległości, w to samo miejsce – mruknęła Pugh pod nosem. – Przykłada lufę tak blisko, że wlot po kuli robi się jeszcze mniejszy, bo skóra wokół rany się kurczy. Ofiara tylko przez chwilę czuje dyskomfort i natychmiast umiera od strzału w tył głowy. – Wzięła do ręki sporządzony przez Matthew raport z sekcji zwłok. – Macie niezłego patologa. Robi porządną robotę. Od razu widać, że zna się na rzeczy.
Joanna pokiwała głową, nie kryjąc dumy. Wspaniały pod wieloma względami Matthew był też niewątpliwie świetnym fachowcem.
Za to ona sama miała powody do niepokoju.
– A co z moim dochodzeniem? – spytała niepewnie. – Mogę dalej je prowadzić?
– To już twoja sprawa – odparła Pugh, nawet nie podnosząc na nią wzroku. – Bylebyś tylko nie wchodziła mi w drogę. Najlepiej zacznij od jego rodziny, a dopiero potem zajmij się współpracownikami i potencjalnymi spadkobiercami. Ale najpierw zajrzyj w jego akta – dodała, siląc się na wymuszony uśmiech. – Z tego, co wiem, Selkirk i jego partner mieli na pieńku z wydziałem przestępstw gospodarczych. Nie znam jeszcze szczegółów – dodała, podnosząc dłoń.
Przynajmniej tu jestem lepsza od niej, pomyślała Joanna.
– Rzeczywiście – odparła. – Wyłudzali pieniądze za lewe porady prawne.
– To sztuczki stare jak świat – rzuciła obojętnie Pugh.
Jedna rzecz wciąż nie dawała Joannie spokoju.
– A co pani sądzi o tym liście?
Pugh zmarszczyła czoło.
– I to mi właśnie do niego nie pasuje. Wszystko inne wskazuje na niego oprócz tego listu – dodała, spoglądając na Joannę. – Widocznie stoi za tym ten, kto wystawił mu czek.
Przy biurku Mike’a Joanna zacisnęła triumfalnie pięść.
– No, możemy działać dalej – oznajmiła przyciszonym głosem, oglądając się na zamknięte drzwi. – Ona szuka sprawcy. Nie interesuje jej, kto wystawił mu zlecenie. Chodź, przejedziemy się, a po drodze zajrzymy do Wilde.
Mike potrząsnął kluczykami od auta i posłał jej szeroki uśmiech. Ale wtedy to drzwi do biura Joanny otworzyły się z rozmachem i stanęła w nich Pugh.
– Chcę zobaczyć tego trupa.
Oboje westchnęli, poirytowani.
– Podrzuć mnie do prosektorium, Korpanski. A ty, Piercy, dopilnuj, żeby przywieźli mi ze szpitala te drzwi – rzuciła przez ramię.
Joanna otworzyła szeroko oczy.
– Ale po co? Przecież mamy już wszystkie odciski i zdjęcia – odparła. – To drzwi do wyjścia awaryjnego.
– A wasi ludzie ciągle tam są? – To przywieźcie mi te cholerne drzwi – nakazała i wyszła, a za nią Mike.
Joanna czuła, jak gotuje się w niej krew.
Cały ranek spędziła w szpitalu, gdzie z trudem udało jej się przekonać funkcjonariuszy z ekipy śledczej, by zdjęli z zawiasów awaryjne drzwi. Potem zadzwoniła do Colclougha, poirytowana, że straciła cenny czas.
– Potrzebny mi Mike – oznajmiła. – Musi mnie zawieźć w parę miejsc. Mam rękę w gipsie i bez jego pomocy nic nie zrobię. – Ręka swędziała ją niemiłosiernie.
Ale Colclough był nieugięty.
– Nie zawracaj mi głowy, Piercy – burknął.
– Bez Mike’a nie mogę jednak prowadzić śledztwa.
– Przecież wiesz, że teraz sprawą zajmuje się Pugh…
– Już z nią rozmawiałam. Pozwoliła mi działać dalej – oznajmiła mu.
– Rozumiem – mruknął. – Jutro rano przyślę ci Korpanskiego.
– Ale ja potrzebuję go jeszcze dziś.
– Dziś popracuj w biurze i jedź do domu – nakazał. – A jutro pomoże ci Korpanski.
Joanna posłusznie usiadła za biurkiem i zaczęła bawić się długopisem. Po głowie krążyły jej różne myśli. Zastanawiała się, czy nie powinna przyjrzeć się bliżej matactwom Selkirka i Wilde’a, bo może właśnie tam tkwią jakieś ważne wskazówki. Myślała też o tym, co mówiła sama Sheila Selkirk o jakimś człowieku skazanym przed kilkoma laty za użycie broni. Patrząc gdzieś przed siebie, zadawała sobie pytanie, czy to może mieć jakikolwiek związek z zabójstwem Jonathana. Sprawdziła szybko bazę danych, ale nic się nie zgadzało. Wiedziała, że ten, kto wynajął zabójcę Selkirka, nie żałował pieniędzy, byleby tylko nie splamić sobie rąk. Kto mógłby posunąć się do czegoś takiego, zastanawiała się. Ktoś o słabych nerwach, kto miał powody, by nienawidzić Selkirka, lecz bał się otwarcie do tego przyznać. Ktoś zamożny, kogo było stać na to, by lekką ręką wydać osiem tysięcy funtów.
Pogrążona w myślach, Joanna skupiła się na jednym: trzeba jak najwięcej dowiedzieć się o zamordowanym.
Zawołała posterunkową Dawn Critchlow.
– Sprawdź mi tego Selkirka i daj mi znać, jeśli coś znajdziesz – poleciła jej.
Dziewczyna spojrzała na nią pytająco.
– A co dokładnie pani ma na myśli, pani inspektor?
– Cokolwiek – rzuciła Joanna. – Chcę o nim wiedzieć dosłownie wszystko, każdą najdrobniejszą rzecz. Jeśli w sądzie podczas rozprawy puścił bąka, to też masz mi o tym powiedzieć. A przy okazji, Dawn, sprawdź wszystkie przestępstwa z użyciem broni palnej sprzed ośmiu do dziesięciu lat.
Po jej wyjściu Joanna wciąż rozmyślała o dochodzeniu w sprawie przestępstw gospodarczych kancelarii Selkirka i Wilde’a. W raporcie wstępnym wyczytała, że wyłudzili od państwa kilkaset tysięcy za fikcyjne porady prawne. Bez cienia wstydu okradali kraj dla własnych korzyści. Joanna przejrzała akta: najwięcej pieniędzy ściągnęli za rzekome rozwody i obronę. Z akt wynikało, że wydział przestępstw gospodarczych bada każde ich zlecenie. Teczka była gruba i mieściła akta spraw sięgających pięć lat wstecz.
W duchu zadawała sobie pytanie: na co Selkirkowi potrzebne były te pieniądze, skoro miał wspaniały dom, rodzinę i drogie samochody i nie musiał nikogo utrzymywać? Skoro miał dobrą pracę i stałe dochody, to po co chciał mieć jeszcze więcej? Może to czysta zachłanność? A może obrońcy prawa też mieli jakieś słabości i, na przykład, zażywali narkotyki? Joanna szybko odrzuciła tę myśl i uznała, że dodatkowe pieniądze były tylko produktem ubocznym jego pracy, a oszukiwanie systemu, który finansował jego karierę, sprawiało mu dziką przyjemność.
Joanna przymknęła oczy i przywołała w pamięci fotografię Jonathana Selkirka: zimne spojrzenie, usta wykrzywione w ironiczny uśmiech, małe, przenikliwe oczy i drobny, krótko przystrzyżony wąsik. Była to twarz nieciekawa, pozbawiona wszelkiej radości, o wyniosłym, aroganckim wyrazie. Ktoś taki nie zawahałby się przed oszustwem. A co miał z tego jego partner, Rufus Wilde, zastanawiała się. Czy też robił to dla przyjemności, czy powodowała nim zwykła chciwość? Joanna odłożyła akta na biurko. Selkirk i Wilde byli przecież na tyle inteligentni, by się domyślić, że prędzej czy później ich machlojki wyjdą na światło dzienne. A może po prostu wpadli w nawyk, który trudno im było wykorzenić?
Zerknęła na zegarek: była trzecia, sam środek popołudnia. Bez Mike’a czuła dziwną pustkę. Podnosząc się z miejsca, postanowiła, że nazajutrz wybiorą się do Rufusa Wilde’a. W złamanej ręce zaczął dokuczać jej ból. Od wypadku minęły zaledwie trzy dni. Widocznie środek przeciwbólowy przestał działać, pomyślała. Przez resztę dnia straciła chęć i entuzjazm do pracy i poczuła się bardzo zmęczona. Tego dnia Matthew też miał na głowie swoje sprawy. Uznała, że nic tu po niej. Kilku policjantów jechało akurat w stronę Cheddleton i Joanna zabrała się z nimi do domu.