Milczeli, a Carter mówił dalej:
– Gdyby chociaż sąd wydał sprawiedliwy wyrok i ten drań trafił do pierdla, byłoby nam dużo łatwiej. Ale sędzia trzymał jego stronę.
– Z tego, co wiem, to nie było dowodów na to, że Selkirk spowodował wypadek po pijanemu – zauważyła ostrożnie Joanna.
Carter spiorunował ją wzrokiem.
– Wszyscy wiedzieli, że był pijany – wycedził z goryczą. – Wszyscy, łącznie z sędzią. Widziałem to w jego oczach. Ale Selkirk i ten cwaniak, jego obrońca, to jego znajomi i nic nie można było zrobić – przerwał i nagle jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech. – Chodźcie, coś wam pokażę – oznajmił.
Oboje skinęli głowami, nie bardzo wiedząc, jak zareagować.
– Tędy – rzucił i ruszyli za nim schodami na górę.
Na piętrze był mały przedpokój. Na podłodze leżał kwadratowy dywanik. Na jednych z czworga drzwi widniała ceramiczna tabliczka z napisem „pokój Roweny”. Litery oplecione były długą łodygą, zakończoną ciemnoczerwoną różą.
Carter pchnął drzwi i w środku ujrzeli rozrzucone na podłodze zabawki, o których marzy każda mała dziewczynka: dom lalki Cindy, samochód lalki Barbie i kolorowe kucyki z serii „My Little Pony”. Pod łóżkiem, okrytym kolorową kapą, stała para czerwonych, skórzanych sandałków z porozpinanymi paskami. Przez uchylone okno wiał lekki wiatr, poruszając firankami. W powietrzu unosił się świeży, dziecięcy zapach talku. Joanna rozejrzała się po pokoju i zatrzymała wzrok na Carterze. Miał łzy w oczach.
– Ślicznie tu, prawda? – spytał.
Przytaknęła mu ruchem głowy.
– Kiedyś zawieźliśmy Rowenę do babci – zaczął. – A potem pojechaliśmy do supermarketu i kupiliśmy tę tapetę po okazyjnej cenie. W niedzielę, kiedy nasza mała Row wróciła do domu, jej pokój był już gotowy. – Przetarł oczy wytatuowaną ręką. – Ann sama uszyła tę kapę, a ja wymalowałem ściany i położyłem tapetę. Row tak się cieszyła, że od razu chciała położyć się do łóżka, chociaż była dopiero czwarta po południu.
– I od tamtej pory nie zmienialiście nic w jej pokoju?
Carter pokręcił głową.
– Na cmentarzu ma piękny nagrobek ze swoim imieniem, ale to mi jakoś do niej nie pasuje – odparł. Jego ściągnięte brwi wyrażały bezmiar cierpienia. – Nasza mała Row lubiła to, co ładne i kolorowe. Tu jest jej miejsce – dodał powoli, rozglądając się po pokoju. – Wszystko jest tak, jakby ciągle tu była. Czuć nawet jej zapach, prawda? – spytał, zerkając na Joannę. – Co by pani zrobiła, gdyby zabito pani rodzone dziecko? – rzekł, wykrzywiając twarz w grymas nienawiści. – Rozjechał ją na miazgę – dodał łamiącym się głosem. – Trzeba było zbierać ją z jezdni. – I nagle zaczął wylewać z siebie całą gorycz. – Ja i Ann świetnie się ustawiliśmy. Miałem porządną, stałą pracę. Kiedy urodziła się Row, kupiliśmy ten dom. A potem miało się urodzić następne… Ale ten cholerny drań odebrał nam to wszystko – rzucił wściekle. – Jakim prawem, do diabła?
Gdy zeszli na dół, Carter zaproponował im herbatę. Zgodzili się, wiedząc, że na tę rozmowę potrzeba czasu. Carter przyniósł filiżanki i cukier.
– Pana żony nie ma w domu? – zagadnęła Joanna.
Carter zerknął na zegarek.
– Poszła do szkoły. Zaraz wróci.
– Mówił pan, że nie macie więcej dzieci.
– Bo nie mamy – uciął.
– A więc pana żona pracuje w szkole?
Pokręcił głową.
– Dajcie już spokój – rzucił gniewnie. – Jeśli macie coś do mnie, to mówcie albo spadajcie stąd i nie zawracajcie nam głowy. I tak nic nie wiemy. Mam do was tylko jedną prośbę.
Joanna milczała wyczekująco.
– Muszę poznać faceta, który kazał temu gnojkowi klękać i błagać o litość – wykrztusił, przełykając ślinę. – Chcę mu pogratulować.
Joanna wstrzymała oddech. Zerknęła przelotnie na Mike’a i od razu odgadła jego myśli.
Skąd Carter mógł wiedzieć, że zabójca zmusił Selkirka, by klęczał i błagał o litość? W prasie opisano tylko okoliczności i miejsce zbrodni. Na prośbę policji celowo pominięto informację o tym, że Selkirk zginął na kolanach.
– Będziemy musieli porozmawiać z pana żoną – nalegała. – Im szybciej, tym lepiej.
– Proszę bardzo – mruknął.
– A czy pan sam, panie Carter, miał coś wspólnego z zabójstwem Jonathana Selkirka?
– Nie – odparł, kręcąc głową.
Joanna mierzyła go badawczym wzrokiem, ale nawet po tym, czego właśnie się dowiedziała, nie liczyła na to, że Carter od razu się przyzna.
– A czy był pan w Gallows Wood, panie Carter?
Przytaknął.
– Raz czy dwa, nie pamiętam.
– I po co pan tam pojechał?
– Na spacer – odparł, krzywiąc się. – Żeby wyrwać się z domu.
– A kiedy ostatnio pan tam był?
– Parę miesięcy temu – odrzekł, poirytowany, podniósł się z miejsca i wyjrzał za okno. – Powiem pani, gdzie jest moja żona, pani inspektor.
Joannę przeszył potworny dreszcz i nagle zrozumiała.
– Codziennie w czasie każdej przerwy chodzi pod szkołę – wyrzucił, akcentując każde słowo. – Stoi na tym przeklętym skrzyżowaniu i przeprowadza dzieciaki przez jezdnię. A wie pani, dlaczego? – spytał i, nie czekając na odpowiedź, dodał: – Bo ma nadzieję, że któregoś dnia jakiś pijany psychol rozwali ją tak jak naszą córkę. Teraz pani rozumie? To nie ja zabiłem Selkirka, ale cieszę się, że przytrafiło mu się coś takiego. Zasłużył sobie na to. – Joanna dostrzegła, jak drżą mu kąciki ust. – Krótko po tym, jak ją zabił, przysłał nam czek na pięćset funtów – dodał, rozwścieczony. – Nie mogłem tego przeboleć i zacząłem wysyłać do niego anonimowe listy. – Popatrzył na Mike’a. – Ten potwór zrujnował nam życie. Molly straciła przez niego obie nogi. Selkirk zasługiwał na taki koniec, ale to nie ja go załatwiłem. Nie mam nawet broni.
Joanna pochyliła się i odstawiła filiżankę na mały, wypolerowany stolik.
– To i tak bez znaczenia – odparła. – Człowiek, który zastrzelił Selkirka, prawdopodobnie został przez kogoś wynajęty – dodała ściszonym głosem.
– Co? Zabójca był wynajęty? – zdziwił się Carter. – Mówi pani, że ktoś zapłacił za wykończenie Selkirka? – Podrapał się po głowie. – Pierwszy raz słyszę coś podobnego. W takim razie możecie mnie wykluczyć, bo ja na pewno nie odmówiłbym sobie takiej przyjemności. Gdybym tylko mógł, to sam bym gnoja załatwił.
– Naprawdę?
Carter skinął głową po namyśle.
– Wiedzielibyście, o czym mówię, gdybyście sami przeżyli taki koszmar – podsumował, pocierając ramiona, jakby chciał się rozgrzać. – Cholera, a więc ten drań miał jeszcze innych wrogów.
Przerwał na dźwięk klucza w zamku frontowych drzwi. Po chwili do domu weszła kobieta i zerknęła na Cartera.
– Policja? – spytała.
Skinął tylko głową. Kobieta była szczupła, miała bladą cerę i rozczochrane włosy. Ubrana była w obcisłe, czarne spodnie i długi, czarny sweter. Na ramieniu trzymała żółtą kamizelkę odblaskową z plastiku. Do swetra miała przyczepioną dużą, okrągłą plakietkę ze zdjęciem tej samej ładnej, ciemnowłosej, roześmianej dziewczynki, którą znali z portretów nad kominkiem.
Opadła na fotel i wpatrywała się w nich, uśmiechając się ironicznie.
– Myślicie, że to my, co?
– Badamy każdy trop… – zaczęła Joanna, ale kobieta nie dała jej skończyć.
– Jasne, mieliśmy powody, żeby go zabić – rzekła, odgarniając z czoła kosmyk włosów. Wyglądała na zmęczoną. – Nareszcie sprawiedliwości stało się zadość, ale my nie mieliśmy z tym nic wspólnego – dodała, zaciskając wargi. – Mam tylko nadzieję, że to była okrutna śmierć – syknęła z goryczą. – Zasłużył sobie na cierpienie.