Выбрать главу

Joanna była wyraźnie wstrząśnięta jego słowami.

– Sugeruje pan, że Yolande pomogła mu się zabić?

O’Sullivan popatrzył niespokojnie po ich twarzach.

– Sami się domyślcie – odparł.

– A czy Yolande wspomniała panu, o czym rozmawiała z Frostem?

– O problemach rodzinnych – rzucił O’Sullivan od niechcenia. – Podobno Yolande próbowała mu pomóc. Ale jej słowa chyba tylko jeszcze bardziej go dobiły, skoro krótko potem zdecydował się na samobójczy skok.

Joanna wzdrygnęła się.

– A czy Frost zostawił list pożegnalny?

O’Sullivan założył ręce.

– No właśnie, list – powtórzył, zadowolony, że znajduje się w centrum uwagi. – Policja nie znalazła żadnego listu, ale ja dobrze widziałem, jak Yolande wzięła z jego szafki jakąś kopertę i schowała do kieszeni.

– I nikomu pan o tym nie powiedział?

– Nie chciałem za dużo gadać, żeby nie wpakować się w kłopoty.

– A więc do tej pory nikt oprócz pana o tym nie wiedział?

O’Sullivan zamilkł nagle i oboje zrozumieli, co ukrywa.

– Nikt oprócz pana i Yolande Prince, oczywiście – dodała uprzejmie Joanna. – Dlatego miał pan powody, by ją szantażować.

– Yolande to wredne babsko – fuknął, rozwścieczony. – Mówiła, że niczego jej nie udowodnię, ale gdybym tylko chciał, to narobiłbym jej smrodu.

– A w jakim nastroju była Yolande w tamten poniedziałek?

– Opieprzała się jak zwykle – syknął. – A potem przez cały tydzień wymigiwała się od roboty – dodał, patrząc wyzywająco na Joannę. – Czy pani wie, że od czasu zabójstwa Selkirka ani razu nie była w pracy?

W głowie Joanny zadźwięczał ostrzegawczy dzwonek. W śledztwie o morderstwo każde nietypowe zeznanie budziło podejrzenia.

– Pytałam pana, w jakim nastroju była w poniedziałek.

– Była roztrzepana – rzucił O’Sullivan pogardliwym tonem. – Jak zwykle zresztą.

– A czy zauważył pan u niej oznaki podenerwowania? – dociekała Joanna, niezadowolona, że musi naprowadzać świadka na właściwy tor.

– Niech pomyślę… Chyba tak – odparł po chwili.

– A jak się zachowywała? – spytał Mike, zdziwiony, że tak nagle wróciła mu pamięć.

– Ciągle spoglądała na zegarek, jakby na coś czekała.

– A czy tamtej nocy ktoś do niej dzwonił?

– Nie, ale na każdy dzwonek telefonu zrywała się jak oparzona.

Funkcjonariusze spojrzeli po sobie z niedowierzaniem.

– A co pan wie o jej życiu prywatnym? – naciskał go Mike.

– O jakim życiu prywatnym, do cholery? – zaklął głośno O’Sullivan.

– Niech pan nam powie wszystko, co pan o niej wie.

– Wiem, że ma małe mieszkanko na peryferiach miasta. Jest tam taka ciasnota, że nie ma się gdzie obrócić. Ale przynajmniej do szpitala ma blisko – dodał, patrząc gniewnie na Mike’a. – Codziennie chodzi do pracy pieszo. Z nikim się nie trzyma i zdaje się, że nie ma zbyt wielu przyjaciół, tylko papużkę – zaśmiał się, wstając z krzesła.

– Czy to wszystko?

O’Sullivan skinął głową i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Mógłbym tak gadać przez cały dzień, zamiast podsuwać staruszkom kaczkę, ale nic więcej nie wiem. – Oparł się o biurko i spojrzał na Joannę, a w jego niebieskich oczach pojawił się błysk. – Po co tracicie na mnie czas? Lepiej pogadajcie z Yolande.

Joanna wykręciła numer, ale po drugiej stronie nikt nie odbierał i odłożyła słuchawkę. Przełożona pielęgniarek zmierzyła ją wzrokiem.

– W domu jej pani nie zastanie – rzekła. – Kiedy Yolande ma kłopoty, zwykle jeździ do swojej matki.

– A gdzie mieszka jej matka?

– W Meir.

– Czy ma pani jej numer?

– Oczywiście.

Tym razem już po drugim sygnale w słuchawce zabrzmiał niepewny kobiecy głos.

– Halo? – padło starczym, nieco płaczliwym tonem.

– Dzwonię ze szpitala – zakomunikowała Joanna. – Czy zastałam Yolande?

– Powinna być w pracy – oznajmiła jej matka już radośniej. – Właśnie skończyła nocne dyżury i teraz pracuje w dzień. A kto mówi? – spytała po chwili, zaciekawiona.

Tym razem dzwonek alarmowy w głowie Joanny rozdzwonił się na dobre. Mieszkanie Yolande znajdowało się niecały kilometr od centrum miasta. Mike zawiózł Joannę na miejsce.

– Wciąż nie rozumiem, co łączy samobójstwo Frosta z morderstwem Selkirka – powiedziała, gdy zbliżali się do celu.

Mike energicznie skręcił w boczną ulicę.

– Może jedno z drugim po prostu nie ma nic wspólnego – odparł.

– Obyś miał rację – szepnęła, wzdrygając się. – Bo guzik mnie obchodzi życie prywatne Yolande Prince.

Mike niemal z piskiem opon zahamował przed ładnym, czteropiętrowym budynkiem. Mieszkanie Yolande Prince mieściło się w niedużym, pomysłowo zaprojektowanym bloku, przy skwerze porośniętym trawą i miniaturowymi drzewami. Stały tam huśtawka i karuzela, ale nie było widać żadnych dzieci. Joanna pomyślała, że wszystkie pewnie poszły już do domu zjeść podwieczorek i pooglądać telewizję. Wywieszone na balkonach pranie powiewało z każdym podmuchem lekkiego wiatru. Weszli po schodach, mijając skrzynki pustych butelek od mleka i zatrzymali się przy drzwiach, gdzie butelki były jeszcze pełne. W dwóch z nich mleko zdążyło już się zsiąść.

Mike zastukał pięścią do drzwi.

– Skoro jest chora, to musi być w domu – zauważył.

– To dlaczego nie otwiera?

Zajrzeli przez maleńkie okienko, ale przez szparę w zaciągniętych zasłonach nic nie było widać. Mike zapukał w szybę i stanął wyczekująco. Zza drzwi nie dobywał się żaden dźwięk.

Zrozumieli, że w mieszkaniu nikogo nie ma.

Joanna cofnęła się.

– Musimy ją znaleźć. To nasz główny świadek.

– Albo główna podejrzana – dodał stanowczo Mike.

Przymknęła powieki. Wszystko jedno, pomyślała, byleby tylko nie…

Mike wyczuł jej strach. Jeszcze raz zastukał do drzwi i zawołał Yolande przez otwór na listy.

Joanna dotknęła jego ramienia.

– Daj spokój, to nie ma sensu. I tak jej tam nie ma.

Z niezadowoloną miną popatrzył na drzwi. Żadne z nich nie powiedziało ani słowa o butelkach z mlekiem.

– W takim razie musimy zdobyć nakaz, Joanno.

Skinęła głową.

– A Matthew nieźle się na mnie wkurzy. Umówiliśmy się na kolację. Czekaj, zadzwonię do niego.

Nietrudno było przewidzieć reakcję Matthew.

– Strasznie cię przepraszam, ale sprawy się trochę skomplikowały – zaczęła. – Mamy tu poważny problem i nie dam rady dziś przyjść.

Oczami wyobraźni widziała jego napiętą twarz bez cienia emocji, jego zielone oczy, pociemniałe z gniewu. Wiedziała, że patrzą gniewnie, pozbawione ciepła i entuzjazmu.

– Mnie też strasznie przykro, Joanno – odparł z goryczą.

– Proszę cię, nie gniewaj się. Do zobaczenia wkrótce.

Matthew natychmiast się rozłączył.

– Chyba się nie ucieszył – zauważyła, siląc się na uśmiech.

– Tak czy inaczej, w końcu będziesz musiała podjąć decyzję, Joanno – odparł Mike, unikając jej spojrzenia.

– Tak, wiem – odparła cicho.

W towarzystwie dwóch umundurowanych funkcjonariuszy wrócili do mieszkania Yolande Prince. Mike patrzył na Joannę bez słowa przez dłuższą chwilę.

– Czujesz to samo co ja? – spytał wreszcie.

Wyraźnie spięta, pokiwała głową.

– Aż mnie ściska w dołku – przyznała. – Czemu nie wpadliśmy na to wcześniej, Mike?

– Zaczekaj, Jo. Jeszcze nie wiemy wszystkiego – powstrzymał ją, kładąc jej dłoń na ramieniu, i oboje przyglądali się, jak z wyważanych drzwi sypią się drzazgi.