Выбрать главу

– Ta dziewczyna nazywała się Yolande Prince – oznajmiła głośno. – Pracowała w szpitalu.

Andy Carter gwizdnął cicho.

– Ja skądś znam to nazwisko – zakomunikował. – Gdzieś już o niej czytałem – dodał, spoglądając na Joannę tak, jakby spojrzeniem chciał przewiercić ją na wskroś. – Była na dyżurze, jak porwali tego Selkirka, nie?

Joanna skinęła głową.

Oboje patrzyli na nią, zaciekawieni.

– A co wam mówi nazwisko Frost? – spytała nagle, pochylając się do przodu.

Ann Carter szybko opuściła stopy na podłogę, wstała i wyłączyła telewizor. W pokoju zrobiło się przeraźliwie pusto, ciemno, szaro i cicho. Wszystko wydało się nagle beznadziejnie ponure.

Kobieta zdjęła ze ściany jedno ze zdjęć i przez chwilę patrzyła na nie bez słowa.

– Tamtego dnia, kiedy ten drań Selkirk wjechał po pijanemu na pasy i zabił naszą Rowenę, Molly Frost przeprowadzała dzieci przez ulicę. Straciła wtedy obie nogi. Michael, jej mąż, bardzo ciężko to zniósł.

Bardzo oględnie powiedziane, pomyślała Joanna. Nareszcie wszystko zaczynało się składać w jedną całość. Słuchając Ann Carter, poczuła ulgę.

– Michael był cudownym człowiekiem – ciągnęła Ann. – Zrezygnował z pracy, żeby zająć się Molly. Opiekował się nią jak dzieckiem – dodała, zmuszając się do uśmiechu. – Nasza Rowena zginęła, ale to nie była wina Molly. Zrobiła, co mogła, próbowała ją ratować. Będziemy jej za to wdzięczni do końca życia.

Andy Carter wstał, objął ją ramieniem i pocałował w policzek, po czym przetarł kącik oka i znów usiadł.

– Michaelowi było bardzo trudno opiekować się nią na co dzień i patrzeć, jak cierpi – zaczął. – Miała uszkodzony kręgosłup i stale potrzebowała pomocy. Zdecydowali się na hospicjum, żeby zapewnić jej porządną opiekę, a tydzień później Michael trafił do szpitala z ciężką depresją. Czuł się winny. Istny cyrk – zaśmiał się nerwowo. – On robił sobie wyrzuty z powodu Molly, a Molly z powodu Roweny. A tak naprawdę wszystkiemu winien był ten drań Selkirk – rzucił gniewnie. – Ale on miał to gdzieś i jakoś się wymigał. Powinni mu zabrać prawo jazdy, a jeszcze kilka tygodni temu widziałem, jak jeździł tym swoim… – Urwał nagle i zerknął przepraszająco na żonę.

Joanna zamarła. W ojcu zabitego dziecka szalała rozbudzona na nowo nienawiść.

Popatrzyła po twarzach Carterów: oboje mieli tajemnicze miny, jakby coś ukrywali. W uszach brzęczały jej ostrzegawcze głosy.

– A potem ta pielęgniarka zaniosła Molly list od Michaela – dokończył szybko Andy Carter. – Przed śmiercią wszystko jej wyjaśnił.

Joanna siedziała bez ruchu.

– A gdzie jest teraz Molly? – dociekała.

– W domu opieki – odparła Ann. Atmosfera w pokoju nieco się rozładowała. – Jeździ na wózku inwalidzkim, ale przynajmniej ma dobrą opiekę. Niepotrzebnie Michael tak się zamartwiał, niepotrzebnie…

Niepotrzebnie… To słowo brzmiało Joannie w uszach przez całą drogę do domu.

Nazajutrz rano ucieszyła się na widok Mike’a. Celowo się spóźnił, by wyrazić w ten sposób swoją niechęć do pracy w niedzielę. Przez pół godziny Joanna krążyła przy oknie, ale nie chciała szukać go w domu. Jego żona, Frań, nie lubiła, gdy ktoś z policji zawracał im głowę telefonami, a szczególną niechęć miała do Joanny, zwłaszcza gdy to przez nią jej mąż musiał pracować w weekendy. Joanna podnosiła słuchawkę, ale ani razu nie odważyła się wykręcić numeru państwa Korpanskich. Dlatego odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, jak żwir przed jej domem za-chrzęścił pod kołami auta. Szybko otworzyła drzwi.

– No, nareszcie jesteś – zawołała. – Już wiem, co łączy sprawę Frosta i Selkirka.

Wyskoczył z samochodu.

– Skąd wiesz? – dociekał. – Kto ci powiedział?

– Wczoraj wieczorem byłam u Carterów.

– To dlatego przedtem mnie spławiłaś? – spytał urażonym tonem.

– Nie chciałam ich denerwować.

– Aha – mruknął, nadąsany. – No dobrze, w takim razie wszystko mi opowiedz.

– To dziecinnie proste – podsumowała. – Żona Frosta przeprowadzała dzieci przez ulicę koło szkoły. Została ciężko ranna, kiedy Selkirk przejechał tę małą. Straciła obie nogi.

Mike patrzył na nią bez mrugnięcia.

– No dobrze, Joanno, ale co z tego wynika?

– Posłuchaj dalej – rzuciła stanowczym tonem. – Ta Molly Frost jest inwalidką i jeździ na wózku. Nie mogła sama załatwić Selkirka, więc może wynajęła zabójcę.

Ale Mike miał niepewną minę.

– Coś mi tu nie pasuje. Nie rozumiem, po co tak długo by z tym czekała. Od wypadku minęło pięć lat, a od śmierci jej męża rok. Niby skąd miała wiedzieć, że tamtego dnia Selkirk trafi do szpitala? No i co z Yolande Prince? Przecież nie współdziałałaby z kimś, kogo obwiniono za śmierć jej męża.

– Masz rację – przyznała ostrożnie.

Mike miał też jeszcze inne wątpliwości.

– I niby jak udało jej się dostać na pierwsze piętro i zamordować Yolande? Przecież w jej bloku nie ma windy – dodał, a oczy mu pociemniały z emocji. – Oboje widzieliśmy zwłoki. Osoba na wózku inwalidzkim na pewno nie dałaby rady jej udusić.

– Jest tylko jeden sposób, żeby się upewnić. – Joanna zatrzasnęła za sobą drzwi do sali i przekręciła klucz w zamku. – Jedziemy do niej zaraz po odprawie, może coś się wyjaśni.

Odprawę zaplanowano wstępnie dopiero na wpół do jedenastej, żeby uszanować prawo do niedzielnego odpoczynku. Ale zanim Joanna podążyła na salę przesłuchań, zadzwonił telefon. W słuchawce odezwał się zadowolony głos Pugh.

– Mam tu w areszcie Galliniego – zakomunikowała. – Właśnie go przesłuchiwałam – dodała, wybuchając swym donośnym, szczekliwym śmiechem. – Nie pierwszy raz zresztą. Niestety, za wiele nam nie powiedział. – Przerwała, by nabrać tchu. – A już miałam nadzieję, że będę mogła podać wam rozwiązanie tej zagadki na talerzu i zaoszczędzić wam cennego czasu.

– A jest szansa, że się czegoś od niego dowiemy?

– On sam za wiele nie wie – odparła Pugh. – Jednak coś niecoś już z niego wyciągnęłam.

Joanna uśmiechnęła się i przycisnęła słuchawkę mocniej do ucha.

– No przecież nie chciał mówić.

– Mamy swoje sposoby – zaśmiała się głucho Pugh.

– Nie rozumiem…

– Daj spokój, jesteśmy ludźmi – uspokoiła ją Pugh. – Wykorzystałam twój pomysł. Proponowałam mu układy, negocjowałam i zapewniłam, że będzie miał szansę odsiedzieć część wyroku w swojej ukochanej Sycylii. Nie rozumiem tylko, dlaczego woli tamtejsze więzienia od naszych – dodała, wyraźnie zgorszona. – Słyszałam, że tam trzyma się więźniów w nieludzkich warunkach.

– Ale u nas wcale nie jest lepiej.

– Możliwe – rzuciła pośpiesznie Pugh. – No, ale do rzeczy: Gallini porozumiewał się ze zleceniodawcami listownie, podając tylko numer skrytki pocztowej. Nie uwierzysz, Piercy, ale on ma nawet to nowe cacko, telefon komórkowy, jak prawdziwy biznesmen!

– A jak się poznali?

– Z początku nie chciał mi powiedzieć, ale dość sprytnie to sobie wymyślili – wyjaśniła Pugh. – Gallini odpowiedział na ogłoszenie w jakimś magazynie dla zawodowych strzelców. W rubryce „kupię” zauważył wzmiankę o tym, że ktoś w północnej Anglii poszukuje oryginalnego pistoletu zamachowca, oferując za niego sporą sumę pieniędzy. O dziwo, Gallini zrozumiał tę aluzję i odpisał, że nie posiada oryginalnego egzemplarza broni, ale jego pistolet jest bardziej nowoczesny i sprawny i kosztuje dziesięć tysięcy funtów. I nie podał adresu, tylko numer tej swojej komórki…

– I kto oddzwonil? Kobieta czy mężczyzna?

– Kobieta – fuknęla Pugh, zirytowana, że Joanna jej przerywa. – Ta sama, która w poniedziałek rano zadzwoniła do niego z informacją, że zaszła drobna zmiana i że Selkirka trzeba zabrać ze szpitala. Powiedziała też, że jedna z pielęgniarek wpuści go bocznym wejściem. Gallini pojechał tam i przez całe popołudnie krążył po szpitalu w przebraniu. A nie mówiłam? – dodała z dumą.