– Może czekała na przypływ gotówki – zasugerowała Joanna. – Niedawno dostała odszkodowanie.
– Ale to nie ona zabiła Yolande.
Joanna przyznała mu rację.
– I to mnie właśnie gryzie. Można by ją podejrzewać, ale wiem, że to nie ona. Nie miała powodu. Cała jej nienawiść skierowana była przeciw Selkirkowi, ale odniosłam wrażenie, że z natury to dobra kobieta.
– Yolande nie brałaby w tym udziału, gdyby Selkirk nie wylądował w szpitalu z zawałem serca. A poza tym Pugh wspominała coś o tym, że Gallini nigdy nie zmienia terminu zlecenia, a w razie jakichkolwiek zmian rezygnuje.
– Jakoś nie wyobrażam sobie, że Molly Frost i Yolande wspólnie uknuły plan, by wystraszyć i ukarać Selkirka. Czuję, że chodzi tu o jakąś wyszukaną zemstę, a Molly Frost jakoś mi do tego nie pasuje.
Przez chwilę oboje milczeli.
– Za to Yolande tak – dodała Joanna po chwili.
Siedzieli, nie mogąc zapomnieć widoku niskiej, tęgiej kobiety na wózku inwalidzkim, okaleczonej w wypadku i w duchu oboje pragnęli wykluczyć ją z kręgu podejrzanych.
– Myślałam jeszcze o tych Carterach – zaczęła Joanna. – Ale Andy chyba jest czysty. Pamiętasz, jak powiedział, że sam chętnie zabiłby Selkirka, zamiast zlecić to komuś innemu? Myślę, że facet mówił prawdę. Zrobiłby to pięć lat temu, zaraz po śmierci córki, nie zważając na konsekwencje, zamiast przygotowywać misterny plan i angażować w to jakąś obcą pielęgniarkę. Po co tak długo czekać, skoro czas leczy rany?
– A jego żona?
Joanna dopiła kawę i odstawiła filiżankę na biurko.
– Jasne, to mogła być ona, tylko jakim cudem zdobyła te osiem tysięcy?
Mike wstał z miejsca, zrobił kilka kroków i zatrzymał się przy biurku. Zawsze czuła się skrępowana, gdy jego krzepka sylwetka górowała nad nią.
– Na litość boską, może jednak byś usiadł! – rzuciła, zirytowana. – Wkurzasz mnie, kiedy tak łazisz tam i z powrotem jak tygrys w klatce.
Opadł posłusznie na fotel.
– A ja nie rozumiem, jak można myśleć na siedząco – odparł obronnym tonem. – Spójrz na siebie: nic nie robisz, tylko siedzisz i bawisz się ołówkiem.
Postukała się w czoło.
– Bo ja pracuję głową – zaśmiała się. – Może tego nie widać, ale to bardzo intensywna praca.
Uśmiechnął się tylko szeroko.
– Słuchaj, Mike, weźmy to na logikę – zaczęła. – Ten, kto zaplanował to całe zabójstwo, musi być bezwzględnym draniem. Yolande była dla niego tylko środkiem do celu i gdy już wykonała swoje zadanie, postanowił się jej pozbyć. To musi być ktoś wyjątkowo podły, o silnym charakterze.
– Taki jak Pritchard?
Skrzywiła się.
– Dziadek Tony? Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to on wynajął mordercę – przyznała. – Wygląda mi na kogoś, kto nie lubi brudzić sobie rąk. Zastanawiam się tylko, jak mu się udało namówić Yolande Prince do pomocy przy wyprowadzeniu Selkirka ze szpitala. Poza tym, czy Yolande tak po prostu wpuściłaby go do mieszkania?
– Raczej nie.
– Właśnie. Nawet się nie znali. No i co Pritchard by z tego miał?
– Wdowę po Jonathanie i jej forsę.
Jego słowa przekonały Joannę.
I do tego jeszcze wiedział, że Selkirk trafił do szpitala.
– A więc to nasz główny podejrzany?
– A jak myślisz?
– Sam już nie wiem – nachmurzył się Mike. – Jakoś nie chce mi się wierzyć, że to on tak sprytnie wszystko zaplanował.
– Mnie też nie. No więc kogo jeszcze mamy?
– Całą rodzinę Selkirków – odparł powoli. – Żonę, syna i synową.
– Tyle że żonie Selkirka niczego nie brakowało. Skoro miała pieniądze i mogła robić, co jej się żywnie podoba, to po co miałaby planować zabójstwo męża?
– Może z czystej nienawiści – zaśmiał się Mike.
– Rzeczywiście, dobry powód – przyznała, posyłając mu szeroki uśmiech. – I zdaje się, że korzenie tej nienawiści sięgały bardzo głęboko.
– Co masz na myśli? – popatrzył na nią pytająco.
– Sama jeszcze nie wiem – odparła szczerze. – Po prostu mam jakieś niejasne przeczucie.
– Ale Sheila Selkirk sama przyznała, że nie ma zamiaru opłakiwać męża.
– Niby tak, ale czasami ludzie skłonni są manipulować półprawdami, byleby tylko ukryć swoją winę.
– Nie rozumiem.
– Sheila dała nam tylko do zrozumienia, że za nim nie przepadała, ale ani słowem nie wspomniała o nienawiści.
– No, racja.
– I jego syn też nie – ciągnęła. – Mówił tylko, że ojciec budził w nim strach, za to jego ciężarnej żonie Selkirk był całkiem obojętny, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
– Co innego Sheila. Oboje ją wychwalali…
– Bo liczą na jej pomoc.
Mike przytaknął ruchem głowy.
– No i jest jeszcze nasz uroczy pan Wilde – dodała Joanna.
– Dlaczego on? – zdziwił się nagle Mike.
– Może miał nadzieję, że po śmierci partnera wydział przestępstw gospodarczych umorzy dochodzenie przeciwko ich firmie – wyjaśniła.
– Daj spokój, to słaby argument – zaprotestował.
– Tak, wiem – westchnęła i spuściła wzrok. – Ale mamy jeszcze jego córeczkę o urodzie lalki Barbie – dodała po chwili, podnosząc wzrok.
– A co ona takiego zrobiła? – Mike uniósł brwi.
– Pomyśl tylko, Mike. To ona mogła wszystko zaplanować. Najpierw zwodziła staruszka, żeby wyciągnąć od niego forsę, a potem ściągnęła Galliniego i zleciła mu morderstwo. Całkiem możliwe, że ten ostatni anonim to też jej sprawka, a Yolande też raczej wpuściłaby ją do swego mieszkania. No i jak ci się podoba moja teoria?
– Rzeczywiście, to ma sens. Załóżmy, że panna Wilde była kochanką Selkirka. O rany, i tego właśnie najbardziej nie znoszę – jęknął. – Ta praca zaczyna pozbawiać mnie wiary w ludzi, a zwłaszcza w kobiety.
Jego słowa wyraźnie ją ubawiły.
– Wiesz, ja to chyba nawet bym chciała, żeby moja teoria z panną Wilde się sprawdziła!
– Ale z ciebie sadystka.
– A w ogóle jak ona ma na imię?
– Nie pamiętasz? – zaśmiał się Mike. – Samantha.
– No tak. A jak to wszystko razem widzisz?
– Nieźle – odparł. – Jak na kobietę z ręką w gipsie, naprawdę nieźle kombinujesz.
– W takim razie jutro musimy jechać do paru miejsc – postanowiła.
Mike podszedł do drzwi.
– Odwieźć cię do domu? – spytał.
Pokręciła głową.
– Jeszcze trochę tu posiedzę i pomyślę.
– O pannie Wilde?
– Nie, o Selkirku.
Cicho zamknął za sobą drzwi.
Przez chwilę siedziała bez ruchu. Selkirk musiał być naprawdę podłym typem, podsumowała w myślach. Niszczył wszystko na swojej drodze. Zrujnował życie dwóm rodzinom i uniknął kary, bo myślał, że jest sprytny. Tamtego dnia, gdy na pasach przed szkołą przejechał małą Rowenę Carter, nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia. Nie obchodziło go zabite dziecko ani jego rodzina – bał się tylko o własną skórę. Z Yolande Prince łączyło go bardzo niewiele. Yolande była wzorową pielęgniarką, ukochaną córką i przyzwoitą dziewczyną, ale samobójstwo Michaela Frosta pozostawiło głęboki uraz w jej psychice i zaburzyło jej sposób myślenia do tego stopnia, że dała się złapać w pułapkę. To Selkirk był sprawcą całego zła, a Yolande zapłaciła swoim życiem za to, że ktoś zagrał na jej emocjach i zrobił z niej kozła ofiarnego.
Ale kto mógł posunąć się do czegoś takiego?
Tego popołudnia na komendzie panowała nietypowa cisza. Joanna siedziała sama pośród uporządkowanych biurek i pustych ekranów monitorów. Otaczały ją tylko sterty dokumentów i zapisanych tablic – pozostałości po karkołomnym śledztwie. Świadomość, że Matthew na cały dzień pojechał do Eloise, potęgowała w niej poczucie odosobnienia. Przechadzając się między rzędami biurek, Joanna walczyła z narastającą w niej samotnością, aż wreszcie zadzwoniła po taksówkę i pojechała do domu.