Mike zrobił krok naprzód.
– I co wtedy, pani Selkirk? Co jej pani zrobi?
Po raz pierwszy dostrzegli na jej twarzy zawahanie, jakby nagle zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. Szybko jednak się opanowała.
– Zaskarżę ten testament – powtórzyła. – Nic mnie nie obchodzi, że jej ojciec jest prawnikiem. Ja też znam się na prawie. – Zerknęła gniewnie na Joannę. – Proszę sobie wyobrazić, pani inspektor, że mój mąż zapisał wszystkie swoje pieniądze tej małej jędzy Wilde, która podaje się za jego kochankę. – Przerwała, rozglądając się po salonie. – Dzięki Bogu, że mam jeszcze rodzinę – dodała cicho z niespodziewanie dumną miną.
W tej samej chwili Teresa Selkirk ciężko podniosła się z miejsca, podeszła do Sheili, objęła ją ramionami i przytuliła policzek do jej twarzy.
Joanna miała wrażenie, że ogląda jakiś spektakl teatralny, w którym kiepscy aktorzy sztucznie odgrywają kochającą się rodzinkę. Wszystko to trąciło manipulacją. Tylko kto tu kim manipuluje, zastanawiała się w duchu.
Wtedy znów odezwał się Justin.
– Tyle ostatnio przeszliśmy – zaczął, ocierając ręką czoło. – Sami widzieliście, w jakich warunkach musiałem mieszkać z żoną i córką. Na szczęście mama zgodziła się, żebyśmy zamieszkali u niej – dodał.
Sheila przytaknęła ruchem głowy.
– A kiedy będzie już po wszystkim, Tony i ja weźmiemy ślub – oznajmiła, spoglądając czule na Pritcharda.
Ten spuścił wzrok na podłogę.
– Najpierw zabójca pani męża musi stanąć przed sądem – wtrąciła Joanna. – Dopiero wtedy będzie po wszystkim, pani Selkirk – dodała, wyraźnie zadowolona, bo zwracanie się do Sheili po nazwisku sprawiało jej dziwną przyjemność.
Sheila Selkirk uśmiechnęła się wyniośle.
– Podobno już go macie. To jakiś Włoch, prawda?
– Tak, pani Selkirk, ale nie mamy jeszcze tego, kto go wynajął – odparł Mike. – No i wciąż szukamy zabójcy Yolande Prince.
– No tak, to ta pielęgniarka – rzuciła Sheila, znudzona.
– Właśnie – zauważyła Joanna.
W oczach Sheili przemknął jakiś dziwny błysk. Przełknęła nerwowo ślinę.
– Ale przecież – zaczęła, poirytowana – sami widzieliście ten list, który przyprawił Jonathana o zawał. Już przedtem takie dostawał. Chodziło o tę biedną dziewczynkę, którą kiedyś potrącił – przyznała, a pozostali skinęli zgodnie głowami.
– Badamy każdy ślad – zapewniła Joanna spokojnie. – A skoro już tu jestem, to muszę zadać państwu to pytanie: gdzie byliście w zeszły wtorek?
– W domu – odparła Sheila. – Sama pani dobrze wie, że siedziałam tu przez cały dzień i czekałam na wiadomość o mężu. – Słowa przychodziły jej z trudem.
– A pan, panie Selkirk?
– Byłem w pracy. Widziało mnie tam wiele osób.
– Na przykład kto? LouLou? – spytał Mike, nie mogąc opanować uśmiechu.
– Ona i parę innych osób – odparł wyniośle.
A więc edukacja w prywatnych szkołach nie poszła na marne, podsumowała w duchu Joanna. Justin Selkirk miał w sobie coś z despoty. Po raz drugi Joanna dostrzegła w nim jego ojca i znów doznała tego samego niemiłego wrażenia co przedtem.
Teresa strząsnęła do popielniczki popiół z papierosa.
– Ja byłam wtedy w szpitalu na badaniach – dorzuciła cicho.
– A o której miała pani te badania, pani Selkirk?
– O jedenastej, ale przeciągnęły się na cały dzień. Proszę spytać położnej. – Zdusiła papierosa i posłała funkcjonariuszom tajemniczy uśmiech.
– A pan, panie Pritchard?
Zaśmiał się, zażenowany.
– Grałem w golfa. Najpierw jedna partia, potem lunch i następna partia. Mam na to wielu świadków.
Joanna zmarszczyła czoło. Ciekawe, jak ten Tony Pritchard zarabia na życie, pomyślała.
– A dlaczego pyta pani o wtorek, skoro mój mąż został porwany ze szpitala w poniedziałek wieczorem? – dociekała Sheila.
– We wtorek rano zamordowano pielęgniarkę – wtrącił Mike. – To było krótko po tym, jak z nią rozmawialiśmy.
Joanna przyjrzała się ich twarzom. Wszyscy patrzyli na nią wyczekująco, czujni jak lisy, które słyszą w dali jazgot psów gończych i są gotowe w każdej chwili rzucić się do ucieczki. Nawet mała Lucy podniosła się z miejsca i stała, pochylona lekko do przodu, jakby czekała na jakiś sygnał.
Joannie przyszła do głowy pewna myśclass="underline" skoro każde z nich nienawidziło Selkirka i życzyło mu śmierci, to czy któreś zdobyłoby się na opłacenie zabójcy? Czy Justin Selkirk, zgarbiony, nerwowy mężczyzna o pobladłej twarzy i drgających powiekach, chciał dokuczyć ojcu anonimowym listem?
Joanna powiodła wzrokiem po pokoju i spojrzała na Teresę o twarzy świętej Madonny, której ręce obejmowały łono z nienarodzonym dzieckiem. Czy w swej nienawiści do teścia nie miała dla niego ani odrobiny współczucia, gdy ten dostał zawału, tylko natychmiast powiadomiła zabójcę, by udał się do szpitala? A dumna, pewna siebie Sheila Selkirk, która miała kontrolę nad wszystkim oprócz własnego małżeństwa?
A Tony Pritchard, który lubi drogie rzeczy, choć nie wiadomo, skąd bierze na nie pieniądze?
Jedno było pewne – że w tej rodzinie nikt nikogo nie zdradzi. Łączyła ich jakaś silna, solidarna więź. Nawet mała Lucy siedziała cicho na podłodze, wpatrzona w Joannę oczkami wielkimi jak spodki.
Joanna zastanawiała się, co mogłoby ich rozdzielić. Może jeśli w grę wchodziłby własny interes każdego z nich, to łatwiej byłoby ich poróżnić, myślała.
– A czy znali państwo Michaela Frosta? – zaryzykowała.
– Nie, nie znaliśmy go – rzuciła gniewnie Sheila w imieniu całej rodziny. – Ale wiemy, kim był. To małe miasto, pani inspektor. Złe wieści szybko się rozchodzą. Po jego samobójstwie w mediach znów huczało o sprawie Carterów, a w prasie pojawiło się pełno krzykliwych nagłówków. To była kolejna straszna tragedia – dodała, kręcąc głową. – Znaliśmy go tylko z nazwiska, nie mieliśmy okazji go poznać – ciągnęła beznamiętnym głosem, pozbawionym wszelkich emocji, nie zdradzając cienia współczucia dla zmarłego i jego trudnej sytuacji, za którą winę ponosił jej mąż.
Joanna zrozumiała, że nic tu po niej i postanowiła skończyć rozmowę.
– No cóż, dziękuję wam wszystkim – rzuciła pogodnie. – To było bardzo ciekawe spotkanie.
Po wyjściu z domu Selkirków siedzieli w wozie przez całe pięć minut.
– Tyle czasu w plecy, niech to szlag – rzucił Mike.
– No wiesz, Mike! – Uniosła drwiąco brwi. – Tego się po tobie nie spodziewałam. Dowiedzieliśmy się przecież tylu nowych rzeczy, na przykład, komu Jonathan Selkirk zapisał pieniądze.
– No i co nam to daje?
– Mamy kolejny trop, który trzeba zbadać. Zapalił silnik.
Budynek firmy prawniczej Selkirk & Wilde ze swoją elegancką fasadą w stylu georgianskim wyglądał równie imponująco jak w dniu ich pierwszej wizyty.
– Nawet do głowy by mi nie przyszło, że taka profesjonalna firma może być zamieszana w jakieś machlojki – zauważył Mike.
– To tylko kolejny dowód na to, że pozory mylą – odparła Joanna, pchnięciem otwierając drzwi.
Najwyraźniej śmierć współpartnera nie odbiła się negatywnie na interesach. W holu naprzeciwko biurka Samanthy siedziało już dwoje klientów.
Tym razem zamiast czarnego, żałobnego ubrania dziewczyna miała na sobie czerwoną spódnicę mini i mnóstwo złotej biżuterii. Rzuciła Joannie wyzywające spojrzenie.
– Słyszałam, że odziedziczyła pani fortunę, pani Wilde – zaczęła Joanna. – Gratuluję! Czy możemy porozmawiać na osobności?
Dziewczyna zamrugała nerwowo oczami i nagle wydała się dużo młodsza i lekko onieśmielona. Ciekawe, czy jej kochany tatuś dopomógł szczęściu, zastanawiała się w duchu Joanna. Samantha tymczasem zaprowadziła ich do jakiegoś niewielkiego pomieszczenia.