Выбрать главу

Joanna rozejrzała się dokoła: wszyscy patrzyli na nią wyczekująco.

Przez chwilę stała w miejscu, rozglądając się uważnie po sali. Mimo krzątającej się tam grupy policjantów sprawiała wrażenie jakiegoś upiornego miejsca, nagle pozbawionego życia. Kardiomonitor nie pokazywał już bicia serca, zerwana kroplówka zwisała do podłogi, na pustym łóżku leżała wgnieciona poduszka, a na niej kilka siwych włosów. Brakowało tylko jego samego – Jonathana Selkirka. Joanna zrozumiała wreszcie, dlaczego Mike’a tak bardzo to intryguje. Podniosła wzrok.

– Pobierzcie odciski palców od personelu – nakazała. – I starannie przeszukajcie salę. Bądźcie tak dokładni, jakbyście mieli do czynienia z zabójstwem. – Po tych słowach wszyscy mimowolnie zerknęli na łóżko, jakby rzeczywiście leżał na nim trup. – Przerwiemy poszukiwania, gdy tylko Selkirk się znajdzie.

W grupce policjantów natknęła się na posterunkową Dawn Critchlow.

– Przekaż salowej, że zajmujemy to pomieszczenie na co najmniej czterdzieści osiem godzin.

Posterunkową Critchlow znikła za drzwiami, a inni zabrali się do swoich zadań. Mike spojrzał na nią z uśmiechem.

– Na pewno dasz sobie radę, Joanno? – spytał, zerkając na jej gips.

– Jasne, pod warunkiem, że wezmę końską dawkę aspiryny i napiję się porządnej kawy. – Odwróciła się i popatrzyła na zaschniętą krew na podłodze.

– Lekarz twierdzi, że ktoś zerwał mu kroplówkę – pospieszył z objaśnieniami Mike. – Najpierw wyłączył dopływ płynu, a potem wyszarpnął rurkę. I stąd ta krew – dodał, przełykając ślinę. – Pielęgniarka zorientowała się, że pacjenta nie ma, a potem zauważyła na podłodze ślady krwi prowadzące do wyjścia przeciwpożarowego. Biedaczka najadła się strachu.

– A więc wydostał się wyjściem awaryjnym… – zamyśliła się. – To dlatego nikt go nie widział.

Mike przytaknął ruchem głowy.

– A jak się nazywa ta pielęgniarka?

– Yolande Prince – odparł. – Jest w szoku.

– Nic dziwnego. Trzeba będzie z nią porozmawiać. – Zerknęła na jednego z posterunkowych. – Dopilnujcie, żeby się do nas zgłosiła. Wezwijcie wszystkie osoby, które miały wtedy dyżur.

– Wezwać je na komendę?

– Nie, porozmawiam z nimi tutaj. I tak miały sporo wrażeń jak na jeden dzień – dodała sucho.

Jeszcze raz dokładnie przyjrzała się łóżku, po czym zwróciła się do Mike’a:

– Przypomnij mi, co miał na sobie w chwili zniknięcia – poprosiła, zaciekawiona.

– Tylko piżamę.

– I nic więcej?

Mike skinął głową i wskazał na wieszak na drzwiach.

– Szlafrok wisi na miejscu – zauważył. – Ale jest jeszcze coś… – dodał, schylając się i podnosząc brązowe, kraciaste kapcie. – Na podłodze w korytarzu znaleźliśmy ślady jego stóp. Facet wyszedł stąd na boso.

– Ciekawe, czemu nie włożył kapci.

Mike spojrzał na nią.

– I właśnie dlatego podejrzewam, że został porwany. To mi nie wygląda na zwyczajną ucieczkę. Nawet samobójcy nie lubią chodzić boso. Człowiek odruchowo zakłada coś na stopy.

Joanna utkwiła wzrok w podłogę.

– Ale wczoraj przyjechał ubrany, prawda?

– Tak, jednak potem żona zabrała jego rzeczy do domu – odparł. – Już ją o to pytaliśmy.

Pokiwała głową.

– A jak niby porywacz się tu dostał?

– Może przez sąsiednią salę – zasugerował Mike. – Nikt tam nie leży.

– Właśnie – przypomniała sobie. – Mówiłeś, że okno w sali obok było otwarte. – Zerknęła na niego. – Trochę ryzykowne posunięcie. Jakieś ślady na parapecie? – spytała.

Mike zaprzeczył.

– Niech ludzie z ekipy śledczej dokładnie to zbadają – nakazała, przeszła na drugi koniec sali i wyjrzała przez okno na mały zakręt przy wjeździe do ośrodka. – No i co potem?

– Nie rozumiem…

– Selkirk zniknął ze szpitala. Albo wyszedł sam z zamiarem samobójstwa, albo ktoś wyprowadził go siłą. Ale co potem? Mówiłeś, że wszystko przeczesaliście i że facet zapadł się pod ziemię. To jak się stąd oddalił? Pieszo czy samochodem?

Mike przełknął ślinę.

– – Nie mam pojęcia – przyznał. – Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.

– W takim razie chodźmy się rozejrzeć na zewnątrz – rzuciła i skinęła głową do ekipy śledczej. – A wy szukajcie dalej i nie zapomnijcie sfotografować śladów krwi. Pobierzcie też próbki – dodała. – Może to nie tylko jego krew.

Pokiwali głowami, uśmiechając się znacząco na widok jej ręki w gipsie, po czym wrócili do pracy.

Czerwone plamy na podłodze prowadziły wyraźnie do wyjścia przeciwpożarowego, a na drzwiach, tuż przy klamce, widniała rozmazana krew. Joanna przyjrzała się jej przez chwilę.

Mike pokiwał głową.

– Ekipa zdążyła już to sfotografować – oznajmił. – Zdjęli też odciski palców. Zabrałbym chętnie te drzwi, ale należą do szpitala – dodał. – A poza tym to na razie tylko zwyczajne zaginięcie.

Odciski palców były dość wyraźne.

– Ktoś musiał je mocno pchnąć – zauważyła. – Chory człowiek nie miałby tyle siły.

– A może to jego pchnięto na te drzwi.

Joanna zmarszczyła czoło.

– Dziwna sprawa – zamyśliła się. – Po co porywać pacjenta ze szpitala?

Mike przygryzał kciuk.

– Nie mam pojęcia, Jo – odrzekł. – Myślałem, że może ty wpadniesz na jakiś pomysł.

Pokręciła głową.

– Na razie jakoś nie wpadłam. – Przyjrzała się dokładnie drzwiom. – A to co?

Kilka centymetrów nad odciskiem dłoni widniała jakaś nierówna plama. Wzruszył ramionami.

– Nie wiem – odparł. – Nie zdążyłem tego sprawdzić.

– To też mi wygląda na krew. A jeśli ktoś wyprowadził go tymi drzwiami, to równie dobrze mógł się tędy dostać do budynku.

Wyszli z budynku na brukowaną ścieżkę, prowadzącą na parking. Joanna wzięła głęboki oddech.

– Drzwi awaryjne zawsze muszą być otwarte – westchnęła.

– Oczywiście – przytaknął Mike. – Takie są przepisy. Nie wolno ich zamykać, bo zamek jest tylko od środka.

– Nie mają tu nawet porządnej ochrony. Facet mógł wsiąść do auta i odjechać niezauważony.

– Na to wygląda.

– A kto jest jego najbliższym krewnym?

– Żona – odparł Mike. – Ale ma jeszcze syna.

– Tylko jednego?

Mike przytaknął.

– A znajomi? Może miał kochankę?

– Daj spokój, Joanno – przerwał. – Nie drążmy tak daleko. Od jego zaginięcia minęło zaledwie parę godzin.

Uśmiechnęła się lekko.

– Masz rację – odparła. Policjanci zdążyli już oznakować parking taśmą. – Przeszukajcie go jak najszybciej i wpuśćcie samochody, bo inaczej zablokują cały wjazd do ośrodka. Strasznie mało tu miejsca do parkowania.

– Już się robi, pani inspektor.

– Zerknąłeś już ten parking, Mike?

– Tak, ale nic nie znalazłem – odparł ponuro. – Facet po prostu zapadł się pod ziemię.

– A dokąd prowadzą ślady krwi?

– Właśnie na parking.

Pochylając się nad ziemią, ruszyli za czerwonymi śladami. Były wyraźnie widoczne na kamiennych płytach i ciemniejsze nawet od asfaltowej powierzchni parkingu.

– A więc ktoś po niego podjechał i w tym miejscu Selkirk wsiadł do auta.

– Czy raczej został wepchnięty – poprawił ją Mike.

– I naprawdę nikt nic nie widział ani nie słyszał?

– Z tego, co wiem, to nie.

– Nic nie rozumiem – irytowała się. – Skoro Selkirk chciał ze sobą skończyć, to po co ściągnął samochód? I kto po niego przyjechał – ktoś znajomy czy taksówkarz? Bo jeśli nawet coś dręczyło go do tego stopnia, że chciał się zabić… – przerwała, spoglądając na złowrogie, ceglane mury starego budynku w stylu wiktoriańskim – to dlaczego po prostu nie zrobił tego tutaj? Po co uciekać ze szpitala? Słuchaj, a może Selkirk był z kimś w zmowie? – spytała, patrząc na Mike’a. – Może żona nie chciała go zabrać i poprosił przyjaciela, żeby przyjechał po niego i zawiózł go do domu. Równie dobrze mógł to być ten Rufus Wilde, jego partner z kancelarii… A jeśli ktoś chciał go porwać – dodała – to dlaczego właśnie stąd? Z domu czy z pracy byłoby o wiele łatwiej, a w ośrodku zawsze kręci się cała masa ludzi, w dzień i w nocy, i zawsze jest większe ryzyko, że ktoś coś zauważy…