Выбрать главу

Dopiero kiedy Tomasz spróbował dotknąć jej krocza, zaczęła się bronić. Nie umiał odgadnąć, na ile jej obrona jest poważna, ale w każdym razie upłynęło już dużo czasu, a on musiał być za dziesięć minut u następnego klienta.. Wstał i wyjaśnił jej, że musi już odejść. Jej twarz była czerwona.

– Muszę podpisać panu zaświadczenie – powiedziała.

– Przecież nic nie zrobiłem – bronił się.

– To z mojej winy – odpowiedziała i dodała cichym, wolnym, niewinnym głosem – Będę znów musiała pana zamówić, żeby mógł pan skończyć to, czego z mojej winy nie mógł pan nawet rozpocząć.

Ponieważ Tomasz nadal ociągał się i nie dawał jej do podpisania faktury, powiedziała łagodnie, jakby prosiła o przysługę:

– Bardzo pana proszę, niech mi pan to da. A potem jeszcze dodała, mrużąc oczy. – Przecież to nie ja za to płacę, ale mój mąż. I nie pan jest płacony, tylko przedsiębiorstwo państwowe. Ta transakcja nas dwojga w ogóle nie dotyczy.

Brak harmonii w kobiecie podobnej do bociana i żyrafy podniecał go nawet we wspomnieniu: kokieteria połączona z niezręcznością; szczere pożądanie seksualne, któremu towarzyszy ironiczny uśmiech, wulgarna konwencjonalność mieszkania i niekonwencjonalność jego właścicielki. Jaka będzie, kiedy będą się kochać? Starał się to sobie wyobrazić, ale nie było to łatwe. Kilka dni myślał wyłącznie o tym. Kiedy wezwała go po raz drugi, wino czekało już na stole, a obok niego dwa kieliszki. Tyle, że tym razem wszystko poszło bardzo szybko. Wkrótce stali naprzeciw siebie w sypialni (słońce na obrazie z brzozami zachodziło) i całowali się. Powiedział jej swoje zwykle: „proszę się rozebrać!”, ale ona zamiast go posłuchać, zażądała:

– Nie, najpierw pan.

Nie był do tego przyzwyczajony i zmieszało go to. Rozkazał jej jeszcze kilkakrotnie (z komicznym brakiem sukcesu) „proszę się rozebrać!”, ale nie pozostało mu nic innego niż pójść na kompromis; według reguł gry, którą mu ostatni raz narzuciła („co ty, to ja”), zdjęła mu spodnie, a on jej spódnicę, potem ściągnęła mu koszulę, a on jej halkę – wreszcie stali naprzeciw siebie nadzy. Trzymał dłoń na jej wilgotnym kroczu, potem przesunął palce dalej, w kierunku odbytu, który u wszystkich kobiet kochał najbardziej z całego ich ciała. Jej był niezwykle wypukły, tak że przywoływał sugestywne wyobrażenie długiej rury trawiennej, która kończy się w tym miejscu i łagodnie wystaje. Obmacał ten twardy, zdrowy krążek, ten najpiękniejszy z pierścieni zwany w mowie lekarskiej „zwieracz” i nagle poczuł jej palce na własnym tyłku, w tym samym miejscu. Powtarzała wszystkie jego gesty z dokładnością lustra.

Pomimo, że jak już powiedziałem, poznał ponad dwieście kobiet (a przez ten czas, kiedy mył szyby sporo ich jeszcze przybyło) nigdy jeszcze mu się nie zdarzyło, by kobieta wyższa od niego stała przed nim, mrużyła oczy i obmacywała mu odbyt. Żeby przezwyciężyć zażenowanie, szybko przewrócił ją na łóżko.

Jego ruch był tak gwałtowny, że zaskoczył ją. Jej wysoka postać upadła na wznak z twarzą pokrytą czerwonymi plamami i przestraszonym wyrazem człowieka, który stracił równowagę. Tak jak przed nią stał, złapał ją pod kolana i podniósł w górę jej lekko rozłożone nogi, które nagle wyglądały jak podniesione ręce żołnierza, który poddaje się ze strachu przed wymierzoną w niego bronią.

Niezręczność połączona z gorliwością, gorliwość połączona z niezręcznością podnieciły słodko Tomasza. Kochali się bardzo długo. Przyglądał się później jej twarzy pokrytej purpurowymi plamami i szukał w niej tego pełnego lęku wyrazu kobiety, której ktoś podstawił nogę i która upada, niemożliwy do naśladowania wyraz, który przed chwilą uderzył mu do głowy falą podniecenia.

Potem szedł umyć się do łazienki. Odprowadziła go tam i długo i nudno mu wyjaśniała, gdzie jest mydło, gdzie gąbka i jak puszczać ciepłą wodę. Dziwił się, dlaczego tak proste rzeczy wyjaśnia mu tak szczegółowo. Powiedział jej w końcu, że wszystko rozumie i dał jej do zrozumienia, że chciałby zostać w łazience sam. Powiedziała błagalnie:

– Nie pozwoli mi pan zostać przy pańskiej toalecie? Wreszcie udało mu się wypchnąć ją z łazienki. Mył się, oddawał mocz do umywalki (ogólny zwyczaj czeskich lekarzy) i wydawało mu się, że ona w tym czasie niecierpliwie chodzi przed łazienką i zastanawia się, jak się dostać do środka. Kiedy zamknął wodę. a w mieszkaniu panowała zupełna cisza, miał wrażenie, że skądś go podgląda. Był prawie pewien, że w drzwiach łazienki jest wywiercona dziurka i ona przyciska do niej swe śliczne przymrużone oko.

Odchodził od niej we wspaniałym humorze. Starał się pamiętać to istotne, odcedzić wspomnienie od jakiegoś chemicznego wzoru, przy pomocy którego można by było zdefiniować jej wyjątkowość (jedną milionową niepowtarzalnego). Doszedł w końcu do wzoru, który składał się z trzech funkcji:

1) niezręczność połączona z gorliwością,

2) przerażona twarz kogoś, kto stracił równowagę i upada,

3) nogi podniesione w górę jak ręce żołnierza, który poddaje się przed wycelowaną w niego bronią.

Kiedy powtarzał to sobie, miał szczęśliwe poczucie, że znów posiadł na własność kawałek świata; że wykroił swym imaginacyjnym skalpelem krążek materiału z nieskończonego płótna kosmosu.

11.

Mniej więcej w tym samym czasie zdarzyła mu się następująca przygoda: spotkał się kilkakrotnie z młodą dziewczyną w mieszkaniu, które mu codziennie aż do północy pożyczał stary przyjaciel Po miesiącu czy dwóch przypomniała mu jedno z ich poprzednich spotkań: kochali się podobno na dywanie pod oknem, gdy tymczasem na dworze grzmiały gromy i błyskawice. Kochali się przez cały czas trwania burzy i było to podobno niewiarygodnie piękne!

Tomasz niemalże się przestraszył: tak, pamiętał, że kochał ją na dywanie (przyjaciel miał w mieszkaniu tylko wąski tapczan, na którym Tomasz nie czuł się swobodnie), ale o burzy kompletnie zapomniał. Było to dziwne: umiał sobie przypomnieć tych kilka schadzek, które z nią miał, pamiętał nawet sposób, w jaki się kochali (nie zgadzała się robić tego od tyłu), pamiętał kilka próśb. które wypowiadała w trakcie kochania (ciągle domagała się, żeby mocno trzymał ją za biodra i protestowała, kiedy na nią patrzył, kilkakrotnie krzyczała do niego: „trzymaj mnie mocno i zamknij oczy!”), przypominał sobie nawet krój jej bielizny – ale o żadnej burzy nie miał zielonego pojęcia.

Jego pamięć rejestrowała z jego historii miłosnych tylko stromą i wąską trasę seksualnego zdobywania: pierwszą słowną agresję, pierwsze dotknięcie, pierwszą obsceniczność, którą powiedział on do niej i ona do niego, wszystkie drobne perswazje, do których stopniowo ją zmuszał i te, na które się nie zgodziła. Cała reszta została z jego pamięci (ze szczególną pedanterią) wypchnięta. Zapomniał nawet, w jakim miejscu po raz pierwszy widział kolejną kobietę, ponieważ moment ten zdarzył się jeszcze przed samym atakiem seksualnym.

Dziewczyna mówiła o burzy, uśmiechała się marzycielsko, a on patrzył na nią ze zdziwieniem i niemalże się wstydził: przeżyła coś pięknego, a on tego z nią nie przeżywał. W rozdwojeniu, z jakim jego pamięć reagowała na wieczorną burzę, streszczała się cała różnica między miłością a nie-miłością.

Przez słowo „nie-miłość” nie chcę powiedzieć, że miał do tej dziewczyny cyniczny stosunek, że, jak to się mówi, uważał ją wyłącznie za obiekt seksualny: przeciwnie, lubił ją po przyjacielsku, szanował jej charakter i inteligencję, był skłonny pomóc jej, kiedykolwiek tego potrzebowała. To nie on się źle w stosunku do niej zachowywał; źle się zachowywała jego pamięć, która ją sama, bez jego woli wykluczyła ze sfery miłości. Wydaje się. że w mózgu istnieje całkiem szczególny obszar, który można by nazwać poetycką pamięcią i który rejestruje to, co nas urzekło wzruszyło, co dało piękno naszemu życiu. Od czasu kiedy poznał Teresę, żadna kobieta nie miała prawa zostawić w tej części jego mózgu najmniejszego nawet śladu.