Gwendoline spojrzała z niedowierzaniem na kuzynkę.
– Czyś ty oszalała? – spytała, nie spodziewając się nawet odpowiedzi. – Jest okropna. Niemożliwa. A ty masz najwięcej powodów ze wszystkich osób, by ją znienawidzić. Chyba jej nie będziesz bronić?
Lauren znów roześmiała się cicho, kiedy zawróciły i skierowały się do wdowiego domu.
– Po prostu próbuj ę patrzeć na nią oczami Neville' a – odparła. – Próbuję zrozumieć, dlaczego wyjeżdżając, powiedział, bym na niego nie czekała, a następnie spotkał ją i to z nią się ożenił. Och, Gwen, oczywiście, że jej nienawidzę. – Po raz pierwszy w jej tonie pojawiło się jakieś uczucie, chociaż nie podniosła głosu. – Nienawidzę jej strasznie. Chciałabym, żeby umarła. Nie powinnam tak myśleć. Boję się tych uczuć. Jednak chciałabym, żeby umarła. A muszę próbować… rozumiesz, naprawdę muszę próbować zrozumieć. Poza tym, to przecież nie jej wina, nie sądzisz? Neville nie powiedział jej o mnie. A zresztą, co miałby powiedzieć? Wyjaśnił mi, żebym na niego nie czekała. Nie miał wobec mnie żadnych zobowiązań. Nie byliśmy zaręczeni. Muszę spróbować ją polubić. Spróbuję ją polubić.
Gwendoline szła obok, utykając, i miała trudności z dotrzymaniem jej kroku.
– Ja nie mam zamiaru nawet próbować – oznajmiła. – Będę ją nienawidzić za nas obie. Zrujnowała życie tobie i Neville'owi – chociaż to jedynie jego wina – a jesteście dla mnie obydwoje najukochańszymi ludźmi na świecie. I nie mów mi, że Lily jest niewinna. Oczywiście że nie jest, a ja z pewnością nie jestem wobec niej sprawiedliwa. Mimo wszystko jest jednak okropną osobą. Jak miałabym ją lubić, skoro wiem, że przez nią jesteś tak bardzo nieszczęśliwa?
Doszły do domu. Lauren zatrzymała się jednak przed wejściem do środka.
– Musimy ją wiele nauczyć – rzekła takim samym apatycznym głosem jak dzień wcześniej. – Jak ma się ubierać, jak zachowywać, jak być damą. Odwiedzę ją jutro. Spróbuję… być dla niej uprzejma.
– Będziemy jeszcze musiały nauczyć się grać na harfie i nosić aureolę – powiedziała uszczypliwie Gwendoline. – Po śmierci z pewnością zostaniemy aniołami lub świętymi.
Obydwoje roześmiały się.
– Proszę, Gwen. – Lauren ścisnęła mocno kuzynkę. – Pomóż mi jej nie nienawidzić… Och, jak Neville mógł poślubić taką… taką dziką istotę, z innego świata? Co jest ze mną nie tak?
Kuzynka nic nie odparła. Nie było na to żadnej rozsądnej odpowiedzi.
9
Lily czuła się niemal tak, jakby wracała do więzienia. Kiedy ujrzała dom, zwolniła kroku. Znów jednak przyspieszyła. Zobaczyła na tarasie Neville' a w towarzystwie trzech innych mężczyzn. Tak długo nie przestawała myśleć i marzyć o nim. Teraz był znów prawdziwy. I z zaciśniętymi ustami, uśmiechając się lekko, patrzył, jak zbliża się do nich. Wszyscy na nią patrzyli. Pomyślała, że wcześniej czuła się o wiele lepiej. Mimo wszystko dzisiaj rano patrzyła na świat z większym optymizmem.
Neville skłonił się jej, kiedy podeszła bliżej, wziął jej dłonie i ucałował.
– Witaj, Lily – powiedział.
– Poszłam na plażę – oznajmiła. – Chciałam popatrzeć na wschód słońca. A potem wspięłam się na skały i znalazłam się we wsi. – To wszystko tłumaczyło jej wygląd.
– Wiem. – Uśmiechnął się do niej. – Widziałem przez okno, jak idziesz.
Markiz o długim nazwisku skłonił się jej.
– Jestem tak przejęty, że aż brak mi słów – stwierdził, ale ciągnął dalej. – Żadna ze znanych mi dam nigdy nie wstaje na tyle wcześnie, by wiedzieć, że słońce wykonuje tak osobliwą czynność jak wschodzenie.
– W takim razie tracą jedną z największych przyjemności życia – zapewniła go Lily. – Czy mógłby mi pan powtórzyć jeszcze raz swoje imię i nazwisko? Zapamiętałam tylko, że jest bardzo długie.
– Mam na imię Joseph. – Kiedy roześmiał się, był bardzo przystojny. – Jesteśmy teraz kuzynami, Lily. Nie musisz łamać sobie języka na nazwisku Attingsborough.
– Joseph – powtórzyła. – Teraz chyba zapamiętam.
– Jamesa również – powiedział następny z panów, skłaniając się jej. Jestem twoim kolejnym kuzynem, Lily. Moja żona ma na imię Sylvia, a synek Patrick. Moja matka to ciotka Neville'a, Julia, siostra jego ojca. Mój ojciec…
– Do licha z tym, James. – Czwarty dżentelmen uniósł w górę oczy. – Zanudzisz Lily na śmierć. Może jeszcze dodasz do swojego wykładu, że innymi siostrami ojca Neville'a są ciotki Mary i Elizabeth, a jego wuj jest osławioną czarną owcą w rodzinie, straconą owieczką, która wyruszyła w podróż poślubną ponad dwadzieścia lat temu i nigdy nie wróciła? Mam na imię Ralph, Lily. Tak, kolejny kuzyn. Jeśli nie będziesz pamiętać mojego imienia następnym razem, kiedy się spotkamy, zwracaj się do mnie na ty.
– Dziękuję. – Roześmiała się. Dzisiaj rano z całą pewnością było o wiele łatwiej. Może wszystko okaże się łatwiejsze. Jednak ona zawsze lepiej czuła się w towarzystwie mężczyzn, może dlatego, że dorastała wśród żołnierzy.
– Ten spacer sprawił, że na twych policzkach zakwitły róże, Lily – odezwał się markiz. – Jak udało ci się dojść tak daleko bez butów? – Spojrzał przez monokl na jej bose stopy.
– Och. – Popatrzyła również. – To o wiele wygodniejsze niż chodzenie w butach. Jeśli zdjąłbyś buty i przespacerował się po trawie, Josephie, wiedziałbyś, że mam rację.
– Doprawdy?
– Wiem jednak, że tego nie zrobisz – powiedziała, uśmiechając się pogodnie. – Jestem tego pewna. Na Półwyspie Iberyjskim spotykałam mężczyzn, którzy nigdy nie zdejmowali butów, nigdy, ale to nigdy. Mogę się założyć, że do łóżka również kładli się w butach. Czasami zastanawiałam się, czy w ogóle mają stopy, czy może ich nogi kończą się poniżej kolan. Oczywiście, nie chcieli przyznać się do takiej deformacji. Wyobraźcie sobie, o ile byliby niżsi, przecież mężczyźni są bardzo dumni ze swego wzrostu. Nie cierpią patrzeć w górę na innych mężczyzn i wstydzą się, jeśli muszą z dołu spoglądać na kobiety.
Panowie roześmiali się. Lily przyłączyła się do nich.
– Dobry Boże. – Joseph tym razem spojrzał przez monokl na swoje buty. – Mój sekret się wydał. Kiedy okazało się, że dorosłem do czterech stóp i dalej ani rusz, kazałem, by Hoby zrobił mi specjalne, wysokie buty. Tak, bym mógł spoglądać na świat z wysoka.
– On nawet w nich tańczy, Lily – dodał Ralph. – Radzę ci uważaj, by nie podeptał cię w tańcu.
– Gdy się w nie stuknie, słychać jak pusto dźwięczą – dodał James.
– Ta rozmowa staje się coraz bardziej absurdalna – oznajmiła wesoło Lily. – Możecie sobie drwić, ale czułam trawę i rosę pod stopami, i piasek. Widziałam wschód słońca nad morzem. Anglia to cudowny kraj, tak zawsze mawiał mój tata.
Neville uśmiechnął się do niej.
– Masz rację, Lily. – Podał jej ramię. – Pozwól, że odprowadzę cię do pokoju i powiem Dolly, by pomogła ci się przebrać. Moja matka przyszła już z wdowiego domu i będzie na ciebie czekać w porannym salonie razem z kilkoma paniami.
Nie wyglądał wcale na zirytowanego. Nie robił jej wymówek ani przy kuzynach, ani kiedy opuścili ich towarzystwo. A jednak Lily usłyszała, jak mówi o kilku paniach.
– Czy inne panie też dzisiaj zażywały spaceru? – spytała.
– Z pewnością nie opuściły jeszcze swych sypialni. Damy zazwyczaj nie… ach, nie zażywają spacerów, dopóki pokojówki nie pomogą im się ubrać i nie uczeszą ich. Potem muszą jeszcze zjeść śniadanie, Lily. Uśmiechnął się, gdy wchodzili po szerokich schodach.
– Och, tak. Pokojówki – a ona nawet nie zadzwoniła po Dolly, kiedy wstała. Nie chciała budzić dziewczyny tak wcześnie. Zwłaszcza że żadna suknia nie była odpowiednia do Newbury Abbey oprócz zielonej z muślinu, a nawet i tego nie była pewna. Doszła teraz do wniosku, że mogła przynajmniej związać włosy wstążką i założyć buty.