Pocałował ją, leciutko dotykając jej ustami, jednocześnie opierając dłonie na jej wąskiej talii, tak by nie stykali się ciałami. Pomyślał, że wygląda tak słodko i niewinnie. Sprawiała wrażenie, jakby to był jej pierwszy raz, a przecież ciągle miał w pamięci ich noc poślubną. Potem pomyślał o Hiszpanie, partyzancie bez nazwiska, bez imienia, którego nie chciał znać, chociaż zapewne Lily w przyszłości będzie chciała o nim opowiedzieć, a on będzie musiał jej wysłuchać. Pomyślał o tamtym mężczyźnie, który poniżał Lily przez siedem miesięcy. Nie chciał zapomnieć, że zmuszona była zostać jego kochanką.
– To jednak ma znaczenie, prawda? – Spojrzała mu prosto w oczy. – Że był jeszcze ktoś inny?
– Ma – przyznał. – Ponieważ to się zdarzyło tobie, Lily. Ponieważ musiałaś przez to przejść, kiedy ja powracałem do zdrowia w szpitalu, a potem tutaj rozpoczynałem nowe życie, a raczej powracałem do starego. Ma znaczenie, ponieważ ty nic nie zawiniłaś, a ja tak. Nie czuję się ciebie godzien.
Podniosła dłoń do jego ust.
– Cóż, była wojna – powiedziała.
Och, Lily. Ta piękna, mądra, niewinna Lily, która potrafiła patrzeć na życie z taką niesamowitą prostotą, z taką głębią. Odsunął jej dłoń od swych warg, a potem pocałował ją w usta. Pragnął przywrócić jej uroczą niewinność. Chciał odzyskać swój honor.
– Nie chcę cię skrzywdzić – wyjaśnił. – Nie chcę cię wykorzystać dla własnej przyjemności i nie dać nic w zamian. Chcę się z tobą kochać.
– Tak – odparła. – Nie bój się. Wiem o tym. Będzie tak jak wtedy.
Przyciągnął ją do siebie, otaczając jedną ręką jej ramiona, a drugą talię, rozchylił jej usta swymi wargami i wycisnął na nich jeszcze głębszy pocałunek. Z trudem się hamował. Nagle ożyło w nim wspomnienie nieposkromionej namiętności nocy poślubnej – od tamtej pory nie miał żadnej kobiety. Lily objęła go ramionami, przycisnęła swe ciało do niego tak jak wtedy i rozchyliła usta. Wsunął do nich język.
– Wszystko będzie dobrze – wymruczał po chwili. Z trudem oderwał się od jej warg i zaczął muskać pocałunkami jej skronie, brodę i podbródek. – Będzie dobrze.
– Tak – wyszeptała. – Tak. Jest dobrze.
Był równie przerażony jak ona, jeśli istotnie odczuwała strach. Pragnął, by była szczęśliwa. Uczyni wszystko, by tak się stało. Z popołudniową pocztą otrzymał wiadomość od kapitana Harrisa, a niedługo z pewnością dostanie resztę listów. Harris odpowiedział mu bardzo dokładnie na pytania. Papiery wielebnego Parkera – Rowe'a zostały na przełęczy w Portugalii.
Neville wiedział, jakie będą inne odpowiedzi, jakie powinny być.
– Chodźmy do łóżka – wyszeptał do Lily.
Położył się obok niej na boku, opierając głowę na ramieniu. Spojrzała na niego bez strachu. W jej oczach ujrzał tęsknotę i namiętność.
Ułożyła się na plecach i uniosła rękę.
– Chodź do mnie – rzekła. – Nie boję się. Nigdy się ciebie nie bałam, jeśli już, to siebie. Powinnam była ci to wyjaśnić, powiedzieć. Zawsze ci ufałam.
Ukląkł pomiędzy jej udami, nie położył się jednak od razu na niej. Otoczył się jej nogami i pieścił ją powoli dłońmi i ustami, pochylając się nad nią, ale jeszcze jej nie dotykając ciałem. Żyje, pomyślał, jakby dopiero teraz to do niego dotarło. Była ciepła, miękka i żywa, leżała z nim w łóżku, w domku, tak jak on pogrążony w żałobie leżał wiele nocy ostatniego roku, marząc o niej.
Była jego żoną, jego miłością. Żyła.
I była gotowa do miłości. Wsunął dłoń pomiędzy jej uda. Palcami wyczuł jej wnętrze i zaczął pieścić ją, aż poczuł ciepło i wilgoć jej namiętności.
– Spójrz na mnie, Lily. – Nawet teraz nie dowierzał jej uległości, nie śmiał. Leżała tak nieruchomo.
– Spójrz na mnie – powtórzył. – Jestem twoim mężem. Chcę teraz wejść w ciebie, chcę byśmy się kochali. Nie chcę cię wykorzystać, skrzywdzić czy poniżyć.
– Tak – wymruczała. – Tak kochany.
Kiedy położył się na niej ostrożnie i wszedł w nią, patrzyła na niego spokojnie. Poczuł jak napina się wokół niego odruchowo – miękka, gorąca i wilgotna. Spojrzała mu w oczy, ale szybko uciekła wzrokiem, głowa opadła jej na poduszki, usta rozchyliły się. Z ulgą poznał, że Lily zbliża się do początków rozkoszy.
Trudno mężczyźnie zapomnieć o swych potrzebach, kiedy pożądanie burzy się w żyłach, pulsuje w skroniach i przyprawia o ból w lędźwiach.
Zaczął się wreszcie w niej poruszać, pobudzony jej uległością i oddaniem. Nie mógł się nacieszyć jej drobnym, pięknym ciałem, odgłosami rozkoszy, które wydobywały się z jej ust wraz z rytmem jego ruchów, kiedy powstrzymywał się jak mógł przed ostatecznym spełnieniem.
Lily, pomyślał, kiedy wszystkie doznania, cała świadomość skupiła się na ostrym bólu pożądania.
– Lily – wymruczał. – Moja kochana. Och, moja kochana.
Przestała głośno wzdychać. Jej ciało rozluźniło się, poznał, że przed nim wstąpiła w świat spełnienia, ogarnięta bardziej spokojną radością niż nagłym wybuchem namiętności. Nie mógł marzyć o większej nagrodzie za swą cierpliwość.
– Kochany. – Usłyszał nieledwie szept. Tak właśnie zwracała się do niego w noc poślubną.
Szybko owładnęła nim rozkosz. Naparł na nią całym ciężarem, zagłębiając się w niej aż wreszcie doznał błogosławionego wyzwolenia wszystkich tęsknot, bólu, całej swej miłości do niej.
Przeżyli moment cudownej jedności.
Wszystko będzie dobrze, pomyślał, wracając chwilę później do przytomności. Wszystko. Byli razem i stali się jednością. Razem mogli pokonać wszelkie przeciwności. Wszystko będzie dobrze.
Zdał sobie sprawę, że leży ciężko na niej. Podniósł się, uwalniając jej ciało, i położył się obok, nadal rozgrzany, bez tchu i spocony. Podłożył ramię pod jej szyję i spojrzał na nią. Zanim płomień świecy zamigotał i zgasł, zobaczył ją jedynie przez krótką chwilę. Dziewczyna miała zamknięte oczy. Sprawiała wrażenie spokojnej.
– Dziękuję. – Odkręciła się na bok i zwinęła przy nim, przesunęła ręką po jego wilgotnej piersi, a potem położyła ją obok jego ramienia.
Poczuł jak w gardle wzbiera mu szloch. To brzmiało jak przebaczenie. Jak rozgrzeszenie.
Poczuł na wilgotnym ciele chłodne powietrze. Przysunął stopą koce i okrył oboje.
– Lepiej? – spytał. Roześmiał się miękko. – A podziękowania są zbędne, chyba że miały być komplementem. W takim razie powinienem się do nich przyłączyć. Dziękuję, Lily.
Westchnęła i zapadła w sen z uśmiechem na twarzy.
Wszystko będzie dobrze. Przysunął ją do siebie, potarł policzkiem o jej włosy, wciągając w nozdrza ich zapach i ułożył się wygodniej. Gdyby tylko mógł zobaczyć Lauren szczęśliwą. Z pewnością kiedyś tak będzie. Mogła tyle ofiarować odpowiedniemu mężczyźnie. A Gwen – jej szczęście trwało tak krótko.
Czasami jednak, pomyślał zasypiając, trzeba pozwolić sobie na zatopienie się w samolubnym szczęściu. Współczuł zarówno siostrze, jak i kuzynce, swej byłej narzeczonej. Teraz jednak, dzisiaj w nocy, czuł się tak niewiarygodnie szczęśliwy z Lily, że nie mógł myśleć o niczym innym.
Zasnął.
Kiedy Lily obudziła się, doznała tęsknoty tak silnej, że niemal graniczącej z bólem. Za oknem pojawiły się pierwsze oznaki świtu. Znajdowała się w malowniczym, pokrytym strzechą domku, położonym nad jeziorkiem u stóp wodospadu. Była tu teraz z Neville'em, swym mężem, jego ręka spoczywała obok, głowę przytuliła do jego ramienia. Doznała oczyszczenia. Nie czuł do niej odrazy, wiedziałaby, gdyby tak było.
Pragnęła, by ta noc nie była jedyna. Gdyby mogli tu zamieszkać razem, tylko oni dwoje, przez resztę życia. Gdyby tylko mogli zapomnieć o Newbury Abbey, o tym, że na niego czekają obowiązki hrabiego, o jej niewoli, o jego rodzinie, o Lauren.