Kiedy weszła do pokoju, Doiły czekała już na nią w przebieralni. Przyjrzała się swej pani badawczo.
– Zaziębi się pani na śmierć, milady – zaczęła narzekać. – Ma pani mokre włosy. I bose stopy. Nie wiem, co powiem jego lordowskiej mości, kiedy się pani rozchoruje.
Lily roześmiała się.
– To z nim byłam.
– Ach, tak – odparła nagle zażenowana Dolly. – Pani pozwoli, że jej pomogę.
Dziewczynę zawsze szokowało, kiedy widziała, jak Lily robiła coś, co należało do obowiązków pokojówki – na przykład sama się ubierała lub rozbierała.
Lily znów zachichotała.
– On również ma mokre włosy, Dolly. Chociaż wydaje mi się, że jego pokojowiec nie będzie miał takich kłopotów jak ty z moimi potarganymi kędziorami. Pływaliśmy.
– Pływaliście? – Oczy Dolly rozszerzyły się z przerażenia. – O tej porze? W maju? Pani i jego lordowską mość? Zawsze mi się wydawało, że hrabia jest… – Przypomniało jej się z kim rozmawia i odwróciła się, by wybrać suknię, którą przygotowała dla swojej pani.
– Rozsądny? – Lily roześmiała się znowu. – Prawdopodobnie taki był, dopóki nie przyjechałam, by go… sprowadzić na złą drogę. Pływaliśmy razem w jeziorku, najpierw w nocy, a potem dzisiaj rano. Było cudownie. – Pozwoliła, by Dolly pomogła jej wsunąć suknię przez głowę i posłusznie odwróciła się, kiedy służąca zapinała guziki na plecach. – Będę od dzisiaj pływała codziennie. Jak myślisz, co na to powie hrabina wdowa?
Dolly spojrzała w jej oczy w odbiciu w lustrze, kiedy Lily usiadła do czesania i roześmiały się obydwie.
Pokojówka pomyślała o czymś jeszcze, kiedy zebrała zmierzwione włosy swojej pani i zastanawiała się, od czego zacząć ich poskramianie.
– A dlaczego bielizna pani w ogóle nie jest mokra? – spytała.
Jeszcze zanim skończyła mówić, domyśliła się odpowiedzi i spłonęła rumieńcem. Znów roześmiały się radośnie.
– Mogę tylko powiedzieć, że mieliście szczęście, że nikt was nie widział – stwierdziła, szczotkując energicznie włosy Lily.
Obydwie prychnęły wesoło.
Lily postanowiła, że nie zrezygnuje z beztroski, z jaką rozpoczęła nowy dzień. Po śniadaniu, wiedząc, że panie jak zwykle przejdą do porannego salonu, by pisać listy, konwersować i siedzieć przy robótkach, zeszła do kuchni i pomogła zamiesić ciasto na chleb i pokroić warzywa, radośnie przyłączając się do rozmowy. Służba, co z radością zauważyła, przyzwyczaiła się do jej wizyt i przestała się krępować jej obecnością. W pewnym momencie kucharka odezwała się do niej ostro:
– Jeszcze pani nie skończyła tych marchewek? Za dużo pani gada… – Wreszcie zdała sobie sprawę, zresztą tak jak wszyscy w kuchni, do kogo mówi. Każdy zamarł w bezruchu.
– O rety – zaśmiała się Lily. – Ma pani rację, pani Lockhart. Już nie powiem ani słóweńka, dopóki nie skroję wszystkiej marchwi.
Wesoło roześmiała się ponownie po minucie pełnej napięcia ciszy, przerywanej jedynie dźwiękiem noża uderzającego o deskę.
– No, nareszcie – powiedziała. – Nie muszę już się bać, że pani Ailsham mnie zbeszta, nieprawdaż?
Wszyscy roześmiali się, może nawet zbyt ochoczo, ale szybko się uspokoili. Lily skończyła kroić marchewki i usiadła z filiżanką herbaty i pajdą ciepłego jeszcze chleba, nim wreszcie niechętnie ruszyła na górę. Ożywiła się jednak, kiedy matka Neville'a spytała, czy chce razem z nią złożyć wizytę pannom Taylor, a potem zanieść koszyki do dolnej wioski – jeden do starszego wieśniaka, który był niedomagający, i jeden do będącej w połogu żony rybaka.
Jednak okazało się później, kiedy siedziały w saloniku panien Taylor i popijały herbatę, że to nie one osobiście będą nosić koszyki. Stangret miał znieść je ze wzgórza i dostarczyć do odpowiednich domków.
– Ależ nie – zaprotestowała Lily, wstając. – Ja się tym zajmę.
– Droga hrabino Kilbourne, co za szlachetna myśl – odezwała się panna Amelia.
– Ależ wzgórze jest za strome dla powozu, lady Kilbourne – zauważyła panna Taylor.
– Och, nic nie szkodzi, pójdę na piechotę. – Lily uśmiechnęła się promiennie.
– Lily, moja droga. – Hrabina uśmiechnęła się do niej i potrząsnęła głową. – Nie musisz tam chodzić osobiście. Tego się od ciebie nie oczekuje.
– Ależ ja chcę iść – zapewniła ją dziewczyna.
Tak więc, kiedy po kilku minutach opuściły dom dystyngowanych panien Taylor, hrabina udała się do pastora, a Lily podążyła lekkim krokiem w kierunku stromego wzgórza, dzierżąc w dłoniach duży koszyk. Stangret, który niósł drugi koszyk, chciał wziąć oba, ale ona pragnęła mieć swój udział w dźwiganiu ciężaru. Nie pozwoliła mu również, by szedł kilka kroków za nią. Szła obok niego i już po kilku minutach zaczął jej opowiadać o swojej rodzinie – rok temu poślubił jedną z pokojówek i doczekali się pierworodnego syna.
Pani Gish, która dzień wcześniej powiła po ciężkim porodzie siódme dziecko, próbowała utrzymywać w porządku dom i dbać o całą rodzinę przy pomocy starszej sąsiadki. Lily szybko zrobiła porządki w izbie, uprzątnęła stół, zmyła stertę brudnych naczyń, a na koniec oczyściła krwawiące kolano jednego z dzieci i zabandażowała czystą szmatką. Czekały ją jeszcze jedne odwiedziny.
Stary Howells siedział właśnie przed domkiem swego wnuka, palił fajkę i spoglądał melancholijnie przed siebie. Spragniony był towarzystwa i rad powitał niespodziewaną wizytę Lily. Niespiesznie snuł wspomnienia jeszcze z czasów, gdy był rybakiem i… przemytnikiem. Ależ tak, zapewnił, mieli swoje niemałe udziały w szmuglowaniu w Upper Newbury, oj, mieli. Pamięta jak…
– Proszę pani – przerwał w końcu stojący niedaleko stangret, chrząknąwszy przedtem z szacunkiem. – Pani hrabina posłała służącego z domu pastora.
– Och, wielkie nieba! – Lily skoczyła na równe nogi. – Czekała na mnie, byśmy razem wróciły do domu.
I rzeczywiście hrabina czekała na nią, i to niemal od dwóch godzin. Oznajmiła to, stojąc koło pastora i jego żony. A także przypomniała o tym, kiedy jechały powozem z powrotem do domu.
– Lily, moja droga – powiedziała, kładąc odzianą w rękawiczkę dłoń na ręce swej synowej. – Twoje zainteresowanie biednymi dzierżawcami Neville'a to jak świeży, ożywczy powiew. Twój uśmiech i wdzięk przysparza ci przyjaciół, gdziekolwiek się pojawisz. Wszyscy bardzo cię podziwiamy.
– Ale? – Lily odwróciła głowę do okna. – Ale ciągle wprawiam was w zażenowanie.
– Ależ moja droga. – Teściowa poklepała ją po ręce. – Nie o to chodzi. Mogę powiedzieć, że ty możesz nas nauczyć tyle samo, co my ciebie. Musisz się jednak jeszcze wiele nauczyć, Lily. Jesteś żoną Neville'a, a on cię uwielbia. Cieszy mnie to, ponieważ ja uwielbiam jego. Ale jesteś również hrabiną.
– A ponadto córką zwykłego żołnierza – dodała gorzko Lily. – Jestem również osobą, która nie wie nic o życiu w Anglii i nie umie prowadzić domu. A także nie mam w ogóle żadnego pojęcia o tym, jak powinna żyć dama lub hrabina.
– Nigdy nie jest za późno na naukę – odparła żywo, ale uprzejmie teściowa.
– Kiedy wszyscy patrzą na każdy mój ruch, czekając na kolejne potknięcie – powiedziała Lily. – Wiem, nie jestem sprawiedliwa. Wszyscy są dla mnie bardzo mili. Pani jest dla mnie bardzo miła. Spróbuję. Postaram się, naprawdę. Nie jestem jednak pewna, czy potrafię się nagiąć.
– Moja droga. – Hrabina wyglądała na naprawdę przejętą. – Nikt nie oczekuje od ciebie byś się naginała, jak to określiłaś.