Uznałby jej długą nieobecność w dolnej wiosce za zabawną, gdyby nie czuł się taki zdenerwowany. Wytrzymał w salonie niecałe pół godziny, a potem niecierpliwie spacerował po bibliotece. Nie był zdolny zająć się czymkolwiek.
W końcu usłyszał pukanie do drzwi. Kiedy się otworzyły, Lily w pośpiechu minęła lokaj a, zatrzymała się przed nim nagle, zaczerwieniła i uśmiechnęła. Ujął jej ręce.
– Lily. – Uniósł obie dłonie do ust, a potem pochylił się, by pocałować ją w usta. Kiedy podniósł z powrotem głowę, spojrzał na nią uważnie. – Co się stało?
Zawahała się, silniej zacisnęła dłonie w jego rękach.
– Nic – odparła bez tchu. – To tylko takie tam… głupstwo.
– Więcej cieni? – spytał. Miał nadzieję, że ostatnia noc rozwieje wszystkie lęki.
Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się.
– Chciałeś się ze mną widzieć?
– Tak. Usiądź proszę. – Przytrzymał jej dłoń i poprowadził ją ku jednemu z wyściełanych skórą foteli, otaczających kominek. Kiedy usiadła, przystawił dla siebie drugie krzesło. – Czy moja matka była niemiła? Pewnie znów udzielała ci stosownych nauk?
– Och. – Zagryzła wargę. – Nie, nic takiego. Była uprzejma. Uważa, że jeśli się bardziej postaram, zostanę taką hrabiną Kilbourne, jaką powinnam być, i oczywiście ma rację. Przeze mnie czekała przez… och, bardzo długo. Pewnie nie pomyślała, że mogę wrócić do domu pieszo.
Z pewnością nie.
– Założę się, że oczarowałaś dzisiaj mieszkańców wioski – powiedział. – Masz dar uszczęśliwiania ludzi. – On również się do tych ludzi zaliczał.
Spojrzała na niego, ale nie odpowiedziała. Poczuł nagle zdenerwowanie i odchylił się na oparcie krzesła. Nie prosił jej tu, by omawiali wydarzenia, jakie miały miejsce dzisiaj po południu. Nie wiedział po prostu, jak poruszyć tę kwestię. Musiał jakoś zacząć.
– Rano wyjeżdżamy do Londynu – oznajmił. – Tylko ty i ja. Początkowo pomyślałem, że pojadę sam, ale kiedy się głębiej zastanowiłem, zdałem sobie sprawę, że lepiej, jeśli będziesz mi towarzyszyć.
– Do Londynu?
Skinął głową.
– Muszę wystarać się o specjalne pozwolenie – wyjaśnił. – Mógłbym pojechać po nie do Londynu, wrócić z nim tutaj i poślubić cię w naszym kościele. Pewnie załatwiłbym to w przeciągu tygodnia. Mogłoby to jednak wywołać niepotrzebne zamieszanie w umysłach, a tego chciałbym uniknąć.
– Specjalne pozwolenie? – Spojrzała na niego bez wyrazu.
– Pozwolenie na ślub. W ten sposób moglibyśmy się pobrać, bez konieczności dawania na zapowiedzi. – Pomyślał niespokojnie, że nie wyjaśnia tego dobrze.
– Ależ my już jesteśmy małżeństwem. – Niezrozumienie ustąpiło miejsca zaskoczeniu.
– Tak. – Zauważył, że ściska dłońmi oparcie fotela. Rozluźnił ręce. – Jesteśmy, Lily, pod każdym względem. Jednak kościół i państwo podchodzą niezwykle drobiazgowo do pewnych szczegółów. Wielebny Parker – - Rowe zmarł w trakcie tamtej zasadzki, przy ciele zostały jego rzeczy. Kapitan Harris potwierdził ten fakt w liście, który dostałem dzisiaj. Dostałem też odpowiedzi na listy, które wysłałem po twoim przybyciu. Nasze dokumenty małżeńskie zaginęły, Lily, zanim zostały odpowiednio zarejestrowane. Wygląda na to, że nasze małżeństwo nie istnieje w oczach kościoła i państwa. Musimy znów przejść przez tę ceremonię.
– Nie jesteśmy małżeństwem? – Jej błękitne oczy rozszerzyły się, nie? odwracała od niego wzroku.
– Ależ jesteśmy! – zapewnił pospiesznie. – Musimy jednak sprawić, by nasze małżeństwo stało się niepodważalnie legalne. Nikt nie musi o tym wiedzieć, tylko my dwoje. Pojedziemy do Londynu, na tydzień lub dwa, będziemy robić zakupy i zwiedzać, a nawet się trochę zabawimy. I podczas naszego pobytu pobierzemy się na podstawie specjalnego pozwolenia. Zadbam o to, by nie postawiło cię to w kłopotliwej sytuacji. Nikt o tym się nie dowie.
Rozpaczliwie próbował ją ochronić. Wiedział, że doznała wstrząsu. Czuła się tak osamotniona i opuszczona. Miała przecież tylko jego. Nie chciał, by przypuszczała, nawet przez chwilę, że będzie próbował wykorzystać tę sytuację, by wykręcić się od obowiązków, jakie miał względem niej.
– Nie jesteśmy małżeństwem. – Z wyrazu jej oczu nie można było odczytać, czy dotarło do niej coś poza tym faktem. Sprawiała wrażenie oszołomionej. Twarz jej pobladła.
– Lily – odezwał się dobitnie. – Nie masz powodów do obaw. Nie mam zamiaru cię opuścić. Jesteśmy małżeństwem. Istnieją jednak formalności, których musimy dopełnić.
– Jestem Lily Doyle – powiedziała. – Nadal jestem Lily Doyle.
Wstał i podszedł do niej. Wyciągnął rękę. Niemądra Lily. Jak mogła zwątpić choć na chwilę po ostatniej nocy? Powiedział jej o wszystkim zbyt obcesowo. Nie przygotował jej na to. Do licha, zachował się jak skończony dureń.
Lily nie przyjęła jego ręki. Kiedy jednak spojrzała na niego, zobaczył, że malujące się w jej oczach zaskoczenie minęło.
– Nie jesteśmy małżeństwem – powtórzyła. – Dzięki Bogu.
– Dzięki Bogu? – Nagle poczuł jak skręcają mu się wnętrzności.
– Nie widzisz? – zapytała, zaciskając palce na oparciu fotela i wychylając się ku niemu. – Nigdy nie powinniśmy byli brać ślubu, byłam jednak w szoku po śmierci taty i zbyt przestraszona, a ty taki lojalny względem niego i uprzejmy wobec mnie. Popełniliśmy jednak straszny błąd. Nawet jeśli mielibyśmy spędzić resztę życia w armii, to byłaby okropna pomyłka. Nawet wtedy różnica dzieląca oficera i córkę sierżanta byłaby zbyt duża. Nie potrafiłabym być twoją żoną i obracać się w towarzystwie innych żon oficerów. A tutaj… – Ruchem ręki zdawała się ogarniać nie tylko całe Newbury Abbey, ale również wszystkie osoby mieszkające w tym domu i parku. – Tutaj ta przepaść jest nie do pokonania. Marzyłam o ucieczce, ty pewnie też o tym marzyłeś. A teraz cudem to się spełniło. Nie jesteśmy małżeństwem.
Nigdy, nawet przez chwilę, nie podejrzewał, że będzie zadowolona, kiedy usłyszy prawdę. Nagle opanował go nieprzezwyciężony strach. Już raz ją stracił, myślał wtedy, że na zawsze. I nagle zdarzył się cud, odzyskał ją. Czy znów ma ją stracić? To byłoby okrutne. Czy ona chce go opuścić? Nie, nie, z pewnością nie zrozumiała. Klęknął przed nią i ujął jej dłonie.
– Lily – powiedział. – Istnieją sprawy ważniejsze nawet niż kościół czy państwo. Na przykład honor. Obiecałem twemu umierającemu ojcu, że cię poślubię. Podczas ceremonii ślubnej przyrzekałem przed tobą, Bogiem i świadkami kochać cię, szanować i nie opuścić aż do śmierci. Oddałaś mi wtedy dziewictwo. Zeszłej nocy znów byliśmy razem. Nawet jeśli nigdy nie poddamy się ceremonii, dzięki której nasze małżeństwo stanie się legalne, zawsze będę cię uważał za swoją żonę. Jesteś moją żoną.
– Nie. – Powiedziała bezbarwnym głosem, wpatrując się w niego błękitnymi oczami. Potrząsnęła głową. – Nie, nie jestem. Nie, jeśli nikt tego nie uznaje. Nie, jeśli tak nie powinno być, jeśli nie chcemy, by tak było.
– Jeśli tak nie powinno być? Byłem w twoim ciele, Lily. – Ścisnął jej ręce, aż się skrzywiła. Przecież chodziło o coś więcej, o dużo więcej. Byli… zjednoczeni. Zeszłej nocy stali się jednością.
Spojrzała mu prosto w oczy. Usta poruszały się sztywno, kiedy zaczęła mówić.