Выбрать главу

– Sądzę, że zasnąłbym z nudów, zanim dotarłabyś do końca strony, Lily – powiedział Joseph i udając, że ziewa, poklepał się delikatnie po ustach.

Neville nie mógł wyjść z podziwu, chociaż starał się czasami oderwać od niej wzrok, by móc podtrzymywać rozmowę z krewnymi siedzącymi obok. Nie było to jednak łatwe.

O, tak, to jest nadal Lily, pomyślał kilka minut później. Jeden z lokajów pochylił się nad stołem obok niej, by zabrać talerz. Kiedy spojrzała na niego, rozjaśniła się, poznając go.

– Pan Jones – zawołała. – Jak się pan ma?

Biedny służący o mało co nie upuścił talerza. Oblał się rumieńcem i wymamrotał coś, czego Neville nie dosłyszał.

– O, tak, wiem – powiedziała Lily, pełna skruchy. – Przepraszam, że wprawiłam pana w zakłopotanie. Zejdę jutro rano do kuchni na pogawędkę, jeśli można. Wydaje się, że minęły wieki, odkąd się ostatni raz widzieliśmy.

Neville zauważył, że jego matka uśmiecha się do niej z niekłamanym uczuciem.

– Oczywiście, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, milady – dziewczyna zwróciła się do niej. – Zapomniałam, że nie jestem u siebie. W domu często schodzę do kuchni, prawda ojcze? To najprzytulniejsze miejsce w całym pałacu, zawsze znajdzie się tam coś pożytecznego do roboty. Tatuś nie ma nic przeciwko temu.

– Ja również, moje drogie dziecko – powiedziała hrabina, poklepując jej leżącą na stole dłoń.

– Człowiek się szybko uczy, hrabino, że córki po to przychodzą na świat, by okręcać ojców wokół swoich małych paluszków – stwierdził książę. Neville niemal od chwili ich przybycia odkrył, że Portfrey sprawia wrażenie odmienionego. Promieniejąc szczęściem, nie ukrywał wcale wielkiej dumy ze swej córki.

Później, kiedy przeszli do salonu, Lily zachowywała się czarująco wobec jego matki i wszystkich ciotek. Kiedy wypili herbatę i jedna z kuzynek przeszła do drugiego pokoju, by zabawiać gości muzyką, Lily usiadła na chwilę przy Lauren i rozmawiała z nią z ożywieniem, trzymając ją za rękę. Wtedy Gwen nachyliła się nad nią, powiedziała coś, uśmiechnęły się do siebie i przeszły, ramię w ramię, do pokoju muzycznego.

Neville pomyślał ze smutkiem, że to musi być trudny wieczór dla Lauren. Od jego powrotu z Londynu odczuwali w swym towarzystwie skrępowanie – ostatecznie zrezygnowała z podróży do hrabstwa York – bo chociaż nic nie mówiono w ich obecności, wiedzieli obydwoje, że w sąsiedztwie krążyły pogłoski dotyczące ich przyszłych planów. Zastanawiano się, czy Neville ma zamiar oświadczyć się lady Lilian Montague, czy też ponownie poprosi o rękę Lauren.

Obydwoje znali odpowiedź. Nigdy jednak o tym nie rozmawiali. Dlaczego mieliby to robić? Czy miał jej powiedzieć, że nie ma zamiaru ponawiać swych oświadczyn? I czy Lauren miała powiedzieć mu, że wcale się tego nie spodziewa?

Jednak jak zawsze zachowywała się swobodnie i z godnością. Trudno było się domyślić, co tak naprawdę chodzi jej po głowie.

Neville kochał Lily od dawna. Wiosną myślał, że nie może jej kochać jeszcze bardziej. Ale tak właśnie było. Starał się żyć tak jak dawniej, nie myśląc stale tylko o niej. Starał się nie być pewien, że w odpowiednim czasie Lily wróci do niego.

Wystarczyło jednak, że ją zobaczył, a przestał się oszukiwać. Bez Lily życie nie znaczyło dla niego nic. Była dla niego słońcem, ciepłem i śmiechem. Była… Była po prostu jego miłością.

Trzymał się od niej z daleka. Nie chciał przyspieszać jej decyzji, chociaż jej wizyta dawała wiele sposobności ku temu. Przyjechała z ojcem na urodziny. Chciał, by się jutro dobrze bawiła. Ale pojutrze…

Wszystko zależało od tego, co zdarzy się pojutrze. Walczył z ogarniającymi go wątpliwościami i strachem.

Chociaż zrobiło się już późno, Lauren i Gwendoline nie położyły się od razu spać po powrocie do wdowiego domku. Usiadły w bawialni, gdzie napalono w kominku. Przez chwilę w milczeniu przyglądały się trzaskającym płomieniom.

– Wiesz, co mi powiedziała? – spytała w końcu Lauren.

– Co? – Gwendoline dobrze wiedziała, o kim mowa.

– Że zdaje sobie sprawę, że muszę ją nienawidzić. Powiedziała, że wiosną ona również mnie nienawidziła, ponieważ wydawałam się jej taka idealna, uosobienie damy, bardziej nadawałam się na hrabinę niż ona. Powiedziała, że podziwia moją powściągliwość, pełne godności zachowanie, ciągle okazywaną jej uprzejmość, pomimo moich prawdziwych uczuć. Prosiła, bym przebaczyła jej, że zwątpiła w motywy, jakie mną kierowały.

– Dobrze zrobiła, że otwarcie powiedziała o tym, co jest pomiędzy wami – rzekła Gwendoline. – Zawsze mówi to, co myśli, nieprawdaż?

– Ona jest… – Lauren zamknęła oczy. – Ona jest kobietą, jakiej potrzebuje Neville. Czy zauważyłaś, że przez cały wieczór nie odrywał od niej wzroku? Czy widziałaś jego oczy?

– Powiedziała mi, że wie, iż mnie zraniła, pojawiając się tak nagle w naszej rodzinie, kiedy jeszcze nie przestałam rozpaczać po śmierci Vernona i nie pogodziłam się z wszystkimi wstrząsami życiowymi – odezwała się cicho Gwendoline. – Prosiła mnie, bym jej wybaczyła. Nie robiła tego tylko dlatego, że tak wypadało. Naprawdę tak myślała. Nadal chciałabym ją nienawidzić, ale nie potrafię. Jest taka miła.

Lauren uśmiechnęła się do ognia.

– Kiedy to mówiłam – dodała pospiesznie Gwendoline. – Ja nie miałam na myśli…

– Że w związku z tym mnie nie lubisz. – Lauren popatrzyła na nią. – Nie, oczywiście że nie, Gwen. Dlaczego miałoby to znaczyć coś takiego? Nie jest moją rywalką. Neville i ja wzięlibyśmy ślub, gdyby Lily nie przyjechała, ale dobrze się stało. Nasze małżeństwo nie byłoby związkiem z miłości.

– Ależ oczywiście, byłoby! – krzyknęła Gwen.

– Nie. – Lauren potrząsnęła głową. – Musiałaś czuć dzisiaj wieczorem to, co czuli wszyscy. Powietrze gęstniało pod wpływem natężenia ich namiętności. Są dla siebie stworzeni. Pomiędzy mną a Neville'em nigdy czegoś takiego nie było.

– Może… – zaczęła Gwendoline, ale Lauren znów zapatrzyła się w ogień, a wyraz jej twarzy uciszył kuzynkę.

– Widziałam ich kiedyś, kiedy nie powinnam ich widzieć – powiedziała Lauren. – Byli razem nad jeziorkiem, wcześnie rano. Kąpali się, śmiali, ogarnięci szczęściem. Drzwi domku były otwarte – spędzili tam razem noc. Tak właśnie powinna wyglądać miłość, Gwen. Tak jak twoja i lorda Muira.

Gwendoline zacisnęła dłonie na krześle i głośno westchnęła, ale się nie odezwała.

– To taka miłość, jakiej nigdy nie poznam – dodała Lauren.

– Oczywiście, że poznasz. Jesteś młoda i śliczna i…

– Niezdolna do namiętności – dokończyła Lauren. – Czy zauważyłaś, jaka jest różnica między Lily i mną? Po… ślubie mogłam stąd wyjechać. Mogłam wrócić do domu z dziadkiem. Pewnie by mi pomógł. Mogłam zacząć nowe życie. Zamiast tego, zostałam tutaj, życząc jej śmierci. I chociaż później wreszcie zdecydowałam o wyjeździe, zrezygnowałam. Bałam się, że wyjeżdżając, zaprzepaszczę tu jakąś szansę. Natomiast Lily, która miała więcej do przejścia niż ja i więcej do stracenia, wolała stąd odejść i rozpocząć nowe życie. Nie mam takiej odwagi.

– Jesteś trochę zmęczona i dlatego trochę przygnębiona – powiedziała z ożywieniem Gwendoline. – Jutro rano wszystko będzie wyglądało dużo lepiej.

– Starcza mi jednak odwagi, by zrobić jedną rzecz – oznajmiła Lauren wstając. Wspięła się na palcach i sięgnęła po kosztowną porcelanową figurkę pasterki, stojącą na kominku. Wzięła ją do rąk, uśmiechając się. – O, tak, mam na to wielką ochotę.

Wrzuciła ozdobę do ognia, rozbijając ją na tysiąc kawałków.

*