Выбрать главу

To dobrze, że tej wyjątkowej nocy wreszcie pokonali ostatecznie barierę bólu. Razem zrozumieli, że ścieżka wiodąca do tej nocy i tego domku była długa i trudna. Zrozumieli, że razem mogą sobie nawzajem pomagać nieść brzemię i obdarować się wybaczeniem i pokojem, a także miłością i namiętnością.

– Lily. – Pocałował ją w usta. – Lily…

Przylgnęła do niego, obejmując go mocno.

Teraz kochali się gwałtownie, bez pieszczot, bez okazywania sobie czułości. Istniała tylko tęsknota dwóch ciał pragnących ponad pożądaniem, ponad rozkoszą, ponad namiętnością dotrzeć do samego jądra miłości.

I szczęśliwie odnaleźli ją w tym domku opodal wodospadu, przy spełnieniu krzycząc bez słów, ze splecionymi, zaspokojonymi ciałami na twardej podłodze, pomiędzy kocami, płaszczami i innymi ubraniami.

Pogrążyli się we śnie.

*

Neville spał nadal głęboko, niewygodnie zawinięty w koce, kiedy Lily wstała, wygładziła ubranie, ułożyła włosy najlepiej jak umiała i narzuciła płaszcz. Chciała go zostawić tutaj, ale ogień wygasł już w kominku, więc zimno i tak niedługo by go obudziło. Szturchnęła go stopą.

Wymruczał coś.

– Neville. – Bez zdziwienia ujrzała jak w jednej chwili obudził się i usiadł zupełnie przytomny. Bądź co bądź służył kiedyś jako oficer w wojsku. – Za kilka godzin musimy wracać do domu i doprowadzić się do porządku, byśmy wyglądali na świeżych, wypoczętych i niewinnych, kiedy zobaczymy się z tatą, twoją mamą i resztą gości. Musimy im powiedzieć, co postanowiliśmy i oddać w ich ręce resztę spraw. Czy chcesz zmarnować tych kilka cennych godzin?

Uśmiechnął się i wyciągnął do niej dłoń.

– Teraz, kiedy o tym wspomniałaś… – zaczął.

– Myślałam o kąpieli – przyznała. – Wydaje mi się jednak, że woda jest za zimna.

Skrzywił się.

– Możemy za to przejść się na plażę – powiedziała. – Albo nie, pobiegniemy.

– Tak? – wyciągnął się. – Kiedy moglibyśmy się zamiast tego kochać.

– Pobiegniemy na plażę – powiedziała stanowczo. Uśmiechnęła się prowokująco. – Kto ostatni dobiegnie do skały i wdrapie się na nią, ten jest najgorszą ciemięgą.

– Czym? – wykrzyknął ze śmiechem.

Lily zdążyła jednak uciec, wymknęła się do drugiego pokoju, potem otworzyła szeroko drzwi i przemknęła przez nie, zostawiając jedynie echo śmiechu w odpowiedzi.

Neville skrzywił się znowu, westchnął, obrzucił tęsknym spojrzeniem dogasający ogień, skoczył na równe nogi, zbierając po drodze ubranie i rzucił się w pogoń.

27

Lily źle osądziła swego ojca. Książę Portfrey rzeczywiście pragnął, by jej ślub odbył się w Rutland Park. Była wszak jego córką, cudownie odnalezioną i tu było jej miejsce. To właśnie z domu mógł ją oddać mężczyźnie, który z jego błogosławieństwem miał zostać jej mężem.

Pozwolił jednak, by Lily sama zdecydowała, jak wielki chce mieć ślub. Jeśliby zapragnęła, by znalazła się na nim cała śmietanka towarzyska, wtedy siłą zaciągnąłby tam wszystkich. Jeśli jednak chciałaby skromniejszej ceremonii, jedynie z udziałem najbliższej rodziny i przyjaciół, zgodziłby się bez wahania.

– Cała śmietanka towarzyska nie zmieści się w kościele – powiedziała mu Lily. Był to stojący na wzgórzu górującym nad wioską stary normandzki kościół, do którego wiodła wąska dróżka. Nie należał do największych.

– W takim razie będą stali w ścisku, jeśli tego sobie zażyczysz – odparł.

– Jesteś pewien, że nie masz nic przeciwko temu, jeśli zaproszę tylko krewnych i bliskich przyjaciół?

– Oczywiście, że nie. – Potrząsnął głową. – Wiem, Lily, że dla ciebie najważniejszy jest ten pierwszy ślub. Chciałbym, żeby to wydarzenie stało przynajmniej na drugim miejscu. By było czymś, co będziesz wspominała z dumą przez resztę życia.

Zarzuciła ma ręce na szyję i przytuliła mocno.

– Tak będzie – powiedziała. – Tak będzie, tato. Tym razem ty tam będziesz i Elizabeth, i cała rodzina Neville'a. O, wcale nie będzie na drugim miejscu, ale równie ważny.

– Dobrze, w takim razie ślub będzie skromniejszy, przeznaczony tylko dla najbliższych. Miałem nadzieję, że tak właśnie wybierzesz.

Z pewnością nie był tak intymny, jak jego ślub z Elizabeth, który odbył się na początku listopada w Rutland Park. Wtedy obecna była na nim jedynie Lily i rządca księcia. A przecież, jak powiedział później pan młody, nie mogło być szczęśliwszego dnia dla niego i jego wybranki.

Elizabeth, zawsze piękna i elegancka, promieniała szczęściem, które zakwitło młodością na jej policzkach. Pogrążyła się energicznie w przygotowaniach do ślubu pasierbicy i ulubionego bratanka.

*

Tak więc w mroźny, ale słoneczny grudniowy poranek Neville czekał u ołtarza kościoła w Rutland Park na pannę młodą. Kościół nie był przepełniony, za to znajdowały się tutaj wszystkie najważniejsze osoby w jego i Lily życiu, z wyjątkiem Lauren, która pomimo protestów wszystkich uparła się, że zostanie w domu. W pierwszej ławce siedziała matka Neville'a, a obok niej jego wuj i ciotka, czyli książę i księżna Anburey. Elizabeth, księżna Portfrey, zajęła miejsce po przeciwnej stronie nawy. Zjechali wszyscy wujowie i ciotki oraz kuzyni. Przybył kapitan Harris z żoną i krewni księcia Portfrey. Baron Onslow wstał z łóżka i przyjechał z Leicester, by uczestniczyć w ślubie swej wnuczki.

A Joseph, markiz Attingsborough, stał obok Neville'a jako jego drużba.

Przy wejściu do kościoła zapanowało poruszenie i ukazała się na chwilę Gwen. Zatrzymała się, by poprawić tren sukni panny młodej, która niestety stała tak, że nie można jej było dojrzeć.

Nie trwało to długo. Oto pojawił się książę Portfrey, prowadząc do ołtarza córkę. Panna młoda ubrana była w białą, klasycznie prostą suknię, która połyskiwała w słabym świetle, a w jej krótkie jasne loki wplecione zostały niewielkie białe kwiatuszki i zielone listki.

Zebrani westchnęli z przyjemnością.

Neville nie widział jednak panny młodej ubranej z elegancją i dobrym smakiem w kosztowną suknię. Ujrzał Lily. Tamtą Lily w wypłowiałej, błękitnej sukience z bawełny, otuloną w stary wojskowy płaszcz, nadal na nią za duży, mimo że skróciła go, dopasowując do swojego wzrostu. Lily bosą, mimo grudniowego chłodu, z rozwiązanymi włosami spływającymi na plecach aż do talii.

Jego pannę młodą.

Jego ukochaną.

Jego życie.

Patrzył, jak idzie ku niemu, nie odrywając od niego swych błękitnych oczu, wpatrując się głęboko w jego oczy. Domyślał się, że w tej chwili ona również nie dostrzega pana młodego ubranego w aksamitny żakiet w kolorze wina, srebrną ozdobioną brokatem kamizelkę, szare spodnie do kolan oraz białą koszulę. Wiedział, że widzi oficera dziewięćdziesiątego piątego pułku, w sfatygowanym, zakurzonym zielono – czarnym mundurze, z brudnymi butami i obciętymi krótko włosami.

Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił jej uśmiech. Portfrey podał mu jej dłoń i odwrócił się, by zająć miejsce obok Elizabeth.

Neville z powrotem znalazł się w kościele w Rutland Park, u boku swej wykwintnie ubranej panny młodej. Jego pięknej Lily. Pięknej w swej dzikości, pięknej w swej elegancji.

Za chwilę pastor miał ich połączyć w świetle kościoła i państwa, tak jak tamten pastor wśród wzgórz środkowej Portugalii połączył ich na zawsze w głębi serc.

*

Kiedy wyszli z kościoła uderzyło w nich chłodne powietrze. Był piękny zimowy dzień, a mróz jedynie nadawał koloru policzkom, sprawiał, że błyszczały oczy i czuło się energię w mięśniach.