Выбрать главу

– Natomiast w waszym bolszewickim systemie Żydzi rządzą wszystkimi! – zripostowała Elizabeth.

– Nie jestem zwolenniczką bolszewików, tylko socjalistką.

– To niemożliwe, kochanie – wtrącił się Percy, naśladując akcent matki. – Przecież należysz do Kościoła anglikańskiego.

Mimo zdenerwowania Margaret ponownie parsknęła śmiechem, co znowu rozgniewało jej siostrę.

– Po prostu chcesz zniszczyć wszystko co piękne i czyste, żeby potem móc śmiać się na gruzach!

Ten zarzut właściwie nie był wart odpowiedzi, ale Margaret zależało na tym, by wyłożyć do końca swoje racje.

– W każdym razie, zgadzam się z tobą co do Neville'a Chamberlaina – powiedziała, zwracając się do ojca. – Pozwalając faszystom na zajęcie Hiszpanii znacznie pogorszył naszą sytuację strategiczną. Teraz mamy nieprzyjaciela nie tylko na Zachodzie, ale i na Wschodzie.

– To nieprawda, że Chamberlain pozwolił faszystom na zajęcie Hiszpanii – odparł ojciec. – Wielka Brytania zawarła wcześniej z Niemcami, Włochami i Francją pakt o nieinterwencji. Po prostu dotrzymaliśmy słowa.

Była to hipokryzja, o czym on doskonale wiedział. Margaret aż zarumieniła się z oburzenia.

– Dotrzymaliśmy słowa, podczas gdy Włosi i Niemcy złamali swoje! Dzięki temu faszyści mieli broń, a demokraci tylko bohaterów!

Zapadło niezręczne milczenie. Wreszcie przerwała je matka.

– Naprawdę ogromnie mi przykro z powodu śmierci Iana, kochanie, ale ten chłopiec wywierał na ciebie bardzo zły wpływ.

Nagle Margaret zapragnęła wybuchnąć płaczem.

Ian Rochdale był czymś najlepszym, co przydarzyło się jej w życiu, i rana spowodowana jego śmiercią wciąż jeszcze nie chciała się zagoić.

Przez wiele lat uczęszczała na bale w towarzystwie pustogłowych chłopców ze śmietanki towarzyskiej, potrafiących myśleć wyłącznie o piciu i polowaniu, coraz bardziej zrozpaczona, ponieważ nie zdarzyło się jej jeszcze spotkać rówieśnika, który wzbudziłby jej zainteresowanie. Ian pojawił się w jej życiu jak światło rozsądku; odkąd go zabrakło, żyła w ciągłym mroku.

Był wtedy na ostatnim roku studiów w Oksfordzie. Margaret z radością wstąpiłaby na uniwersytet, ale nie miała na to żadnych szans, ponieważ nigdy nie chodziła do żadnej szkoły. Mimo to wiele czytała – głównie dlatego, że nie miała nic innego do roboty – i ogromnie się ucieszyła, kiedy spotkała kogoś podobnego do niej, kto lubił rozmawiać o ideach. Był jedynym mężczyzną, jakiego znała, który wyjaśniając coś nie traktował jej z wyniosłą pobłażliwością. Miał chłodny, analityczny umysł, w dyskusji cechowała go nieskończona cierpliwość i był całkowicie pozbawiony intelektualnej próżności – nigdy nie udawał, że coś rozumie, jeśli sprawy miały się dokładnie na odwrót. Zachwyciła się nim od samego początku.

Przez długi czas nie myślała o swoim uczuciu jako o miłości. Jednak pewnego dnia Ian wyznał, szukając długo odpowiednich słów i jąkając się w niezwykły dla siebie sposób:

– Zdaje się… Zdaje mi się, że… że zakochałem się w tobie. Czy to wszystko zepsuje?

Dopiero wtedy uświadomiła sobie z radością, że ona też go kocha.

Odmienił jej życie, zupełnie jakby przeniosła się do obcego kraju, gdzie wszystko było inne: krajobraz, pogoda, ludzie, jedzenie. Wszystko to bardzo się jej podobało. Ograniczenia i niedogodności związane z koniecznością mieszkania z rodzicami zaczęły wydawać się błahe i mało istotne.

Rozjaśniał jej życie nawet po tym, jak wstąpił do Brygady Międzynarodowej i pojechał do Hiszpanii, by walczyć po stronie legalnego rządu przeciwko faszystowskim rebeliantom. Była z niego dumna, ponieważ miał odwagę bronić swych przekonań i był gotów zaryzykować życie w obronie sprawy, w którą wierzył. Od czasu do czasu dostawała od niego listy. Raz przysłał jej wiersz. Potem nadeszła wiadomość, że zginął rozerwany na strzępy przez pocisk artyleryjski, i Margaret była przekonana, iż jej życie również dobiegło kresu.

– Wywierał na mnie zły wpływ… – powtórzyła z goryczą. – Oczywiście. Dlatego że nauczył mnie, by nie wierzyć ślepo w dogmaty, demaskować kłamstwa, nienawidzić ignorancji i brzydzić się hipokryzją. W rezultacie nie nadaję się do życia w cywilizowanym społeczeństwie.

Ojciec, matka i Elizabeth zaczęli mówić niemal jednocześnie, po czym umilkli, ponieważ nie sposób było zrozumieć żadnego z nich. W ciszy, która zapadła, ostro i wyraźnie zabrzmiały słowa Percy'ego:

– Wracając do Żydów… W jednej z tych starych walizek ze Stamford, które leżą w piwnicy, znalazłem dość dziwną fotografię. – W Stamford, w stanie Connecticut, mieszkała rodzina matki. Percy wyjął z kieszeni na piersi wymięte, zblakłe zdjęcie. – Zdaje się, że miałem praprababkę, która nazywała się Ruth Glencarry, prawda?

– Owszem – potwierdziła matka. – To mama mojej mamy. Dlaczego pytasz, kochanie? Co tam znalazłeś?

Percy podał fotografię ojcu. Wszyscy zgromadzili się wokół niego, aby na nią spojrzeć. Przedstawiała uliczną scenkę z jakiegoś amerykańskiego miasta, prawdopodobnie Nowego Jorku, sprzed mniej więcej siedemdziesięciu lat. Na pierwszym planie znajdował się około trzydziestoletni Żyd z czarną brodą, ubrany w prosty roboczy strój i w kapeluszu na głowie. Stał obok wózka z zainstalowanym kołem szlifierskim, na wózku zaś wisiała tabliczka z wyraźnym napisem: Reuben Fishbein – Szlifierz”. Obok mężczyzny stała dziesięcioletnia dziewczynka w lichej bawełnianej sukience i ciężkich buciorach.

– Co to ma być, Percy? – zapytał ojciec. – Kim są ci odrażający ludzie?

– Spójrz na odwrotną stronę.

Ojciec odwrócił zdjęcie. Z tyłu fotografii znajdował się podpis: „Ruthie Glencarry, z domu Fishbein, lat 10”.

Margaret spojrzała na ojca. Był wstrząśnięty.

– To ciekawe, że dziadek mamy ożenił się z córką żydowskiego szlifierza, ale podobno w Ameryce często zdarzają się takie rzeczy – zauważył Percy.

– Niemożliwe! – wykrztusił ojciec drżącym głosem, ale Margaret domyślała się, że w głębi duszy uważał, iż jest to jak najbardziej prawdopodobne.

– Tak czy inaczej – ciągnął Percy pogodnym tonem – żydowskie pochodzenie dziedziczy się w linii żeńskiej, więc skoro babka mojej matki była Żydówką, to ja też jestem Żydem.

Ojciec zbladł jak ściana, matka natomiast zmarszczyła lekko brwi.

– Mam nadzieję, że Niemcy nie wygrają wojny – dodał Percy. – Nie pozwoliliby mi chodzić do kina, a mama musiałaby naszyć żółte gwiazdy na wieczorowe suknie.

To wszystko wyglądało zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwe. Margaret przyjrzała się dokładnie słowom napisanym na odwrocie zdjęcia… i wreszcie zrozumiała, o co chodzi.

– To twój charakter pisma, Percy! – wykrzyknęła.

– Skądże znowu! – zaprzeczył brat.

Teraz jednak wszyscy przekonali się, że miała rację. Margaret wybuchnęła radosnym śmiechem; Percy znalazł gdzieś zdjęcie przedstawiające jakąś żydowską dziewczynkę i sfałszował podpis, by nabrać ojca. Nic dziwnego, że ojciec dał się oszukać. Chyba największym koszmarem, jaki dręczy każdego faszystę, jest to, iż mogłoby się okazać, że on sam pod względem rasowym nie jest czystego pochodzenia. Dobrze mu tak.

– Ha! – prychnął pogardliwie ojciec i rzucił fotografię na stół.

– No wiesz, Percy! – powiedziała matka oburzonym tonem.

Na pewno by się na tym nie skończyło, gdyby nie to, że właśnie w tej chwili otworzyły się drzwi i Bates, choleryczny główny lokaj, oznajmił:

– Podano drugie śniadanie, wasze lordowskie moście!

Przeszli na drugą stronę holu, do małej jadalni. Jak zwykle w niedziele drugie śniadanie składało się z zanadto wysmażonego befsztyka. Matka dostała sałatkę; nie jadała gotowanych i smażonych potraw, wierząc, że wysoka temperatura pozbawia je wszelkich wartości odżywczych.

Ojciec odmówił modlitwę i usiedli do stołu. Bates podał matce wędzonego łososia. Według jej teorii potrawy wędzone, marynowane lub konserwowane w jakiś inny sposób nadawały się do spożycia.

– Sprawa jest jasna – oświadczyła matka, nałożywszy sobie na talerz porcję łososia. Powiedziała to takim tonem, jakby była nieco zażenowana, że zawraca innym głowę tak oczywistymi kwestiami. – Musimy przenieść się do Ameryki i tam zaczekać, aż ta głupia wojna dobiegnie końca.

Zamilkli zdumieni. Pierwsza odezwała się Margaret.

– Nie! – wykrzyknęła z oburzeniem.

– Wydaje mi się, że mieliśmy już dość kłótni jak na jeden dzień – odparła matka. – Pozwól, żebyśmy przynajmniej spożyli posiłek w spokoju i harmonii.

– Nie! – powtórzyła Margaret. Była tak wstrząśnięta, że z trudem znajdowała odpowiednie słowa. – Nie możecie… nie wolno wam tego zrobić! To jest… To jest… – Chciała zarzucić im zdradę i tchórzostwo, dać głośno wyraz swemu oburzeniu, ale słowa nie mogły przecisnąć się jej przez gardło. – To nieprzyzwoite!

Nawet tego było zbyt wiele.

– Jeżeli nie potrafisz utrzymać języka za zębami, będzie chyba lepiej, jeśli nas opuścisz – powiedział ojciec.

Margaret przycisnęła serwetkę do ust, by stłumić rozpaczliwy szloch, po czym odepchnęła krzesło, wstała i wybiegła z pokoju.

Planowali to od wielu miesięcy, rzecz jasna.

Percy przyszedł później do pokoju Margaret i zaznajomił ją ze wszystkimi szczegółami. Dom miał zostać zamknięty, meble okryte pokrowcami, służba zwolniona. Majątek pozostanie w rękach zarządcy, który zajmie się także zbieraniem opłat dzierżawnych. Pieniądze będą gromadzone w banku. W związku z obowiązującymi podczas wojny przepisami finansowymi nie będzie można przesłać ich do Ameryki. Konie zostaną sprzedane, dywany zwinięte i obsypane proszkiem przeciwko molom, srebra zamknięte na cztery spusty.